"The Flash": "Time Flies"

 

Opublikowany w 2001 roku album "Green Lantern": "Will World" o dziwo spotkał się z bardzo przychylnym przyjęciem ze strony krytyki, a i sprzedaż – rzecz najważniejsza dla Amerykanów – okazała się więcej niż przyzwoita. Stąd nic dziwnego, że już w kolejnym roku decydenci DC Comics zainicjowali realizacje kolejnego projektu powierzonego temu samemu zespołowi grafików z jedynym w swoim rodzaju Sethem Fisherem na czele. Niestety, ze względu na liczne obowiązki (m.in. tworzeniem scenariuszy do serii "The Spectre vol. 4") z autorskiej spółki odpadł John Marc DeMatteis. Na szczęście na "ławce rezerwowych" oczekiwał John Rozum, scenarzysta z pewnością ustępujący wyżej wspomnianemu pod względem złożoności, czy wręcz psychodeliczności proponowanych przezeń fabuł. Niemniej, także i on miał w swym dorobku sporo interesujących dokonań, zwłaszcza w ramach nieistniejącego już niestety imprintu Milestone Media – m.in. serii takich jak "Xombi" i "Kobalt" wyłonionymi w efekcie wydarzeń znanych jako "Shadow War" (crossover zaistniały w 1994 roku).

Rozum, podobnie jak DeMatteis lubi "wgryźć się" w powierzony mu temat i tak się właśnie sprawy mają na łamach "Time Flies", opowieści, podobnie jak w tytule rozgrywającej się w ciągłym biegu. Nic w tym dziwnego, bowiem jej głównym bohaterem uczyniono "Najszybszego Żyjącego Człowieka" DC – Flasha. Trzon fabuły opiera się na motywie znanym z licznych, mniej lub bardziej poważnych opracowań dotyczących zjawisk paranormalnych. Niemal nazajutrz po zakończeniu II wojny Światowej, w chwili, gdy napęd odrzutowy przebojem przenikał do lotnictwa wojskowego, co jakiś czas dało się słyszeć pogłoski o pilotach, którzy według własnych relacji podczas lotów mieli ponoć przekraczać barierę nie tylko dźwięku, ale także czasu, przez co stawali się świadkami wydarzeń zaistniałych w odległej przeszłości (klasyczny przypadek Harveya Southa i jego domniemanej "podróży" w czasy Wojny Secesyjnej). Abstrahując od realnego podłoża twierdzeń wspomnianych lotników (halucynacje wywołane niedotlenieniem, etc.) John Rozum zaadaptował sam zamysł takowych czasoprzestrzennych podróży na potrzeby niniejszej historii.

Już na jej pierwszych stronach pilot prototypowych maszyn - Steve Kriozere - przypadkowo przedostaje się poprzez bariery naszej rzeczywistości przemieszczając się z nadnaturalną prędkością ku odległej przyszłości. I zasadniczo nikt nie miałby nic przeciwko (no, może poza opuszczoną rodziną), gdyby nie okoliczność bezwiednego wywołania przezeń anomalii struktury czasoprzestrzeni, a co za tym idzie groźby jej całkowitej anihilacji. O dziwo, ziemscy naukowcy z 2002 roku zdali sobie sprawę z wynikłego zagrożenia, a jedynym osobnikiem, który mógł wspomóc ich w tym problemie był nie kto inny, tylko sam Wally "Flash" West, wedle wspomnianego już sloganu poświęconej mu serii -"Najszybszy, Żyjący Człowiek". Podążając tropem feralnego pilota, Flash korzysta ze swej umiejętności przemieszczania się z ogromnymi prędkościami. Przekracza granice teraźniejszości, by w odległej epoce doścignąć nieświadomego katastrofalnych skutków swego wypadku Kriozere'a, sceptycznie nastawionych doń mieszkańców futurystycznej metropolii oraz pozornie przyjaznego naukowca Antona Musende.

A wszystko to zilustrował nieodżałowany Seth Fisher, zmarły przedwczesną śmiercią w lutym 2006 roku. Finezyjna, uszczegółowiona kreska idealnie współgra z treścią opowieści rozgrywającej się w odległej przyszłości. A właśnie w takiej scenerii wspomniany grafik czuł się niczym przysłowiowa ryba w wodzie. Oryginalna pod względem udziwnionej formy architektura nawet w najmniejszym stopniu nie wykazuje nawiązań do wzorców znanych z wcześniejszych wieków; wymyślne pojazdy, drobniejsze urządzenia oraz kostiumy (w tym innowacje w uniformie głównego bohatera) godne są zestawienia z najciekawszymi rozwiązaniami rodem z komiksu frankofońskiego. Jakby tego było mało, Fischer nie ograniczył się jedynie do adaptowania zaatlantyckich metod warsztatowych, bo nie sposób wyzbyć się odczucia zainspirowania tegoż autora rozwiązaniami formalnymi znanymi z dokonań japońskich ilustratorów. Dotyczy to zwłaszcza urządzeń takich, jak chociażby biotechnologiczny "szkielet" wykorzystywany przez Antona Mesende - głównego "szwarc-charaktera" tej opowieści. Dla osób zaznajomionych z wcześniejszą twórczością Fishera nie jest to zresztą zaskoczeniem, bowiem nigdy nie krył on fascynacji, jaką żywił dla dalekowschodnich (nie tylko japońskich) rozwiązań graficznych.

Chris Chuckry ponownie znakomicie sprawdził się w charakterze kolorysty idealnie uzupełniając szczegółową kreskę Fishera, przez co stechnicyzowany świat odległej przyszłości, ukazany zazwyczaj w stonowanych barwach, tworzy skontrastowane tło dla odzianego w jak zawsze intensywnie czerwony uniform Flasha. Za sprawą takiego rozwiązania, Wally jawi się jako kompletnie obcy element w realiach dalece różnych niż jego rodzinne Keystone City. Odczucie alienacji dopełnia nie do końca czytelny model zachowań mieszkańców futurystycznej metropolii, z którymi Flash dogaduje się jedynie połowicznie. Czyżbyśmy mieli do czynienia z nawiązaniem do klasycznego komiksu z lat trzydziestych "Buck Rogers in XXV Century"? A może po prostu logiczna konsekwencja ze strony scenarzysty? John Rozum wielokrotnie udowodnił, że należy do grona zdolniejszych twórców komiksu "superbohaterskiego", mimo że omawiana opowieść nie jest tak dalece złożona i pomysłowo rozpisana jak miało to miejsce w o rok wcześniejszym "Will World".

"Time Flies" z pewnością nie brakuje nasycenia treścią, a w niewielkim tylko stopniu dopracowana postać oponenta paradoksalnie świadczy na korzyść tegoż komiksu. Musende jawi się pod tym względem jakby celowo nieprzekonująco, prawdopodobnie w zamiarze skupienia uwagi na relacji pomiędzy Wallym, a poszukiwanym przezeń, wyraźnie zdezorientowanym pilotem. Liczne nawiązania do klasycznych wątków obecnych w SF - kluczowy motyw w postaci podróży w czasie, nanotechnologia czy też zaawansowane technologicznie miasto - tworzą zaiste udaną atmosferę dla wyczynów Flasha, jawiącego się tutaj jako osobnik znacznie potężniejszy niż ma to zazwyczaj miejsce w jego miesięczniku. Chwilami nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że Rozum lekko nawiązał do teorii nadistot znanej z kart "Robota" Adama Wiśniewskiego-Snerga, co w gruncie rzeczy nie jest wcale tak nieprawdopodobne, bowiem wspomniana powieść wciąż jest wznawiana także w krajach anglosaskich. Powyższe odczucie składam jednak na karb mojej osobistej nadinterpretacji. Rzeczą pewną jest natomiast zafundowanie nam zwięzłej, acz interesującej puenty.

Komiks ten zaiste godzien jest polecenia, tym bardziej, że ostatnimi czasy Rozum nie ma zbyt licznych okazji do zaprezentowania swych niebanalnych fabuł, a przede wszystkim ze względu na przedwczesne odejście Setha Fishera, którego zjawiskowy, nie tylko w kontekście USA, talent nie będzie miał już możliwości rozwoju. "Time Flies" stanowi ważny element dziedzictwa tego, powtórzę się, nieodżałowanego artysty.

Przemysław Mazur

"The Flash": "Time Flies"
Scenariusz: John Rozum
Ołówek i tusz: Seth Fisher
Kolory: Chris Chuckry
Liternictwo: Tom Orzechowski
Czas publikacji: 2002 rok
Liczba stron: 48
Papier: kredowy
Okładka: miękka
Format: 17 x 26
Cena: 5, 95 $ US