"Zawsze myślałem i myślę obrazami."
- rozmowa z Łukaszem Ryłko


KZ: Lubisz bajki dla dzieci?

Ł.R.: Dobra bajka dla dzieci powinna być napisana tak, żeby dobrze bawili się przy niej także dorośli, czytając ją najmłodszym. Niestety, w naszych czasach bajeczki dla najmłodszych są zbyt cukierkowe. Płaskie. Ostatnio słyszałem, że ktoś wpadł na "genialny plan" złagodzenia "Czerwonego Kapturka", który podobno epatuje okrucieństwem. Odpowiadając na Twoje pytanie, w dzieciństwie bardzo lubiłem Andersena, ale to nie bajki tylko baśnie. Teraz do bajek, baśni zaglądam tylko w celu obejrzenia ilustracji, koncepcji graficznej książki. Bardzo lubię brytyjskie klasyki: "O czym szumią wierzby", "Alicję w krainie czarów" i tym podobne. Nie żebym zaczytywał się w tych pozycjach, raczej konfrontuję swoje wyobrażenie z dzieciństwa z tym, jak teraz odbieram te książki i ilustracje w nich zamieszczone.

KZ: Co sprawiło, że robisz ilustracje do książeczek dla dzieci?

Ł.R.: Chęć rozwijania warsztatu, zarabiania pieniędzy. Na początku podchodziłem do tego w sposób bardzo cyniczny, ale po czasie zaczęło mnie to interesować i wciągać coraz bardziej, odżyły wspomnienia, no i zaczęło się. To była fajna przygoda.

KZ: Możesz pochwalić się w CV ciekawym kontraktem. Skąd kontakt z amerykańskim wydawcą, dla którego robiłeś rysunki do książek Wellsa i Verne'a?

Ł.R.: Tu należą się podziękowania, dla Krzyśka Janicza z Retrostacji. Po opublikowaniu przez niego na łamach portalu komiksu pt. "Reguła Średnich" (Sc. Piotr Kraśnicki; Rys. Łukasz Ryłko) zgłosił się do Krzyśka wydawca, który był zainteresowany moimi pracami, dostałem namiary i rozpoczęła się gehenna, która trwała z przerwami kilka lat. Ale nie żałuję. Dużo się nauczyłem. Dzięki skromnemu wynagrodzeniu miałem możliwość narysowania w wolnych chwilach komiksu "Śmiercionośni" - kilka bitew po drodze przegrałem, ale wojnę ostatecznie wygrałem.

KZ: Czy klimat powieści tych autorów jest ci bliski?

Ł.R.: Jak najbardziej. Obaj Panowie trącą już myszką, ale dzięki temu lektura ich dzieł staje się dodatkowo zabawna. Ramotki w najlepszym stylu. Osobiście wybieram Wellsa.

KZ: Kogo uznajesz za mistrza ilustracji?

Ł.R.: Nie mam jednego mistrza. Lubię ilustratorów posługujących się prostymi środkami wyrazu. W myśl zasady: "minimum środków, maksimum efektu". Na pewno z klasyków zaliczyłbym do nich: Johna Tenniela, E.H. Sheparda, Edwarda Gorey'a, J. M. Szancera. Ci Panowie kilkoma kreskami potrafili budować klimat, którego teraz próżno szukać w książkowych ilustracjach. Ze współczesnych lubię np. Bretta Helquista za okładki do "Serii niefortunnych zdarzeń".

KZ: Idąc dalej, kto jest dla ciebie mistrzem sztuki komiksowej?

Ł.R.: Nie jestem znawcą komiksów. Wiem arogant ze mnie, ale z tych, których znam najbardziej cenię i lubię jako rysownika Rosińskiego z czasów, kiedy Van Hamme miał jeszcze jakieś pomysły. Podobają mi się niektóre prace Moebiusa, ale tylko z jego kolorami. Will Eisner był świetny. Andreasa podziwiam, ale czasami nie rozumiem, po co on tak rysuje. Istne szaleństwo. Ciekawe czy ten gość ma rodzinę?

KZ: Co w ogóle sprawiło, że zająłeś się komiksem?

Ł.R.: Rysowałem komiksy jako dzieciak, a narysowanie pełnometrażowego komiksu było po prostu jednym z moich chłopięcych marzeń, które udało mi się zrealizować. Za co dziękuje wszystkim zaangażowanym.

KZ: Jakie były początki twojej kariery jako twórcy komiksu?

Ł.R.: Właściwie początkiem mojej "kariery" była nagroda w 2005 za komiks "Kara", a końcem ( jak na razie) publikacja "Śmiercionośnych".

KZ: Czemu właściwie zdecydowałeś się na komiks niemy?

Ł.R.: Z kilku powodów. Zawsze myślałem i myślę obrazami. Uważam, że komiksem jak i kinem rządzi obraz. Lubię nieme kino: Chaplina, Langa, Meliesa. Do tego wszystkiego nie przepadam za pisaniem dialogów, dlatego ostatecznie wybór padł na komiks właściwie bez dymków. No i udało się.

KZ: Jak daleko komiksowi w twoim wydaniu do kina, z którego czerpiesz wiele inspiracji?

Ł.R.: Myślę, że moje komiksy z kinem, które mnie inspiruje łączy pewna doza surrealizmu, absurdu, groteski. Mówię tu o takich twórcach jak: David Lynch, bracia Cohen, Quentin Tarantino.

KZ: Co tak naprawdę najbardziej lubisz oglądać?

Ł.R.: Lubię klasykę. Sergio Leone, Kurosawa, Stanley Kubrick, Michelangelo Antonioni, Wojciech Jerzy Has. Lubię też kino mojego dzieciństwa: Lucasa, Spielberga.

KZ: Dostałeś dwie nagrody na dwóch kolejnych MFK w Łodzi (2005, 2006). Brałeś wcześniej udział w konkursie na komiks organizowany przy okazji tej imprezy?

Ł.R.: Tak, wysyłałem wcześniej komiksy, ale niestety, a może na szczęście nie spotkały się one z uznaniem jury. To były jakieś głupkowate hermetyczne historyjki. Prawdę mówiąc już dobrze nie pamiętam.

KZ: Na XVIII MFK również przygotowałeś historię, utrzymaną w klimatach "Śmiercionośnych", więc można przypuszczać, że trafi do kontynuacji tego albumiku.

Ł.R.: Tak.

KZ: Ile gotowych epizodów do "Śmiercionośnych 2" już masz?

Ł.R.: Trzy

KZ: Mógłbyś zdradzić coś na temat kontynuacji swojego albumowego debiutu?

Ł.R.: Chwilowo mam trzy historie narysowane, scenariusze (storyboardy) do pozostałych stworzone. Główna oś intrygi jest. Bohaterowie opracowani. Właściwie album czeka na realizacje. Nic więcej nie powiem. Wszelkie informacje na blogu kg (www.kg.blog.pl - dop. red.).

KZ: Na kiedy planujesz finalizację tego projektu?

Ł.R.: Planuję na przyszły rok. MFK 2009. Ale to jeszcze nic pewnego i nie zdziwię się, jeżeli nic z tego nie wyjdzie. Chwilowo mam inne zmartwienia.

KZ: Czy już teraz myślisz o kolejnych komiksach, które chciałbyś w przyszłości zrealizować?

Ł.R.: Dla własnego dobra nie myślę ostatnio o niczym, co związane z rysowaniem, a szczególnie z rysowaniem komiksów. Stuknęła trzydziestka, czas pomyśleć o bardziej wymiernych sprawach. Priorytety się zmieniły. Grafika użytkowa wzywa, Wyspy Brytyjskie też nie dają mi spokoju. Pożyjemy, zobaczymy.

KZ: No to kolejnych sukcesów życzę!

Ł.R.: Dzięki. Chociaż w tym przypadku to za duże słowo.


Pytania zadał Jakub Syty.