"X-Men Deadly Genesis",
czyli rewolucja według Brubakera

 

Kiedy w 1992 roku przeczytałem pierwszy zeszyt "X-Men", widziałem że komiks ma wszelkie zadatki na space operę, której warto poświęcić dłuższą chwilę. Po 14 latach do moich rąk trafił "Essential X-Men", który uzupełnił początek historii wydawanej dawniej przez TM-Semic. Pierwsze numery przygód mutantów oraz późniejsza "Dark Phoenix Saga" to nieco już staroświecka, ale wciąż elektryzująca pokolenia czytelników historia z udziałem superbohaterów. Brubaker konsekwentnie rujnuje całą, legendarna pracę Chrisa Claremonta nad tym tytułem.

Po przeżyciach opisanych w "House of M", populacja mutantów została ograniczona do minimum. Nawet azyl jakim był do tej pory Instytut Xaviera, nie jest już bezpiecznym miejscem dla X-Menów. Trwają poszukiwania samego Profesora, którego miejsca pobytu nie zna nikt, poza Wandą. Tymczasem na horyzoncie pojawia się nowy, potężny wróg, dla którego X-Men nie są poważnym wyzwaniem. Koszmar z przeszłość powraca zawsze ze zdwojoną siłą. Antagonistą mutantów jest Vulcan Summers dawny podopieczny Moiry MacTaggert oraz Charlesa Xaviera. Niegdyś został wysłany jako członek pierwszej drużyny ratującej oryginalnych X-Men z rąk żyjącej wyspy Krakoa. Zostawiony na pastwę losu wrócił, aby zemścić się na byłym mentorze, a także uzyskać odpowiedzi na dręczące go pytania.

"X-Men" powoli można nazywać sagą rodziny Summersów. Corsair, Cyclops, Havok, Cable, Rachel czy teraz Vulcan są postaciami, które przez lata zdominowały serie i mini serie o mutantach. Na ich drodze stanęło wielu przeciwników, którzy niejednokrotnie stanowili o powodzeniu tytułu, ale to klan Summersów cały czas pozostawał na pierwszym miejscu. Wszystko, co do tej pory istniało wyłącznie w sferze domysłów, dzięki Brubakerowi nabiera realnego kształtu. Ponadto "Deadly Genesis" podkopuje i tak już zszargany autorytet Xaviera jako nauczyciela. Stawia go na równi z największymi przeciwnikami mutantów. Dawne ojcowskie relacje między Cyclopsem a Xavierem, budowane skrupulatnie przez lata zostają zniweczone w mgnieniu oka. Szlachetne idee, które kierowały Charlesem przez lata, okazały się zgubne dla niego samego.

Ed Brubaker tym komiksem przewrócił do góry nogami cały dotychczasowy świat X-Menów. Jego interpretacja historii przedstawionej pierwotnie w "Giant Size X-Men" tylko otwiera drogę przed podobnymi praktykami. Z czasem może okazać się, że wszystko co czytaliśmy do tej pory ma swoją alternatywną wersję, drugie dno albo zwyczajnie jest skokiem na kasę czytelników. Wszystko co poznaliśmy do tej pory trzeba poddać weryfikacji. "Deadly Genesis" otwiera stary/nowy rozdział w życiu mutantów. Furia Vulcana zapędzi go na krańce galaktyki wprost w objęcia Imperium Shi'ar. I jak tu nie mówić o powtórce z rozrywki? Koło się zamyka, czytelnicy dostaną nową space operę. Summers zamiast Phoenix, co za różnica. Legendy odchodzą wcześniej czy później, pieniądze pozostają wieczne, tylko pod różną postacią.

Graficznie "X-Men Deadly Genesis" prezentuje się nie najgorzej. Zawdzięcza to trójce artystów. Właściwą historię narysował Trevor Hairsine, kilkustronicowe retrospekcje traktujące o śmiałkach wysłanych na ratunek X-Menom są autorstwa Pete'a Woodsa. Natomiast za naprawdę nastrojowe okładki odpowiada "spec od mutantów" Marc Silvestri.

"X-Men Deadly Genesis" jest pozycją mocno kontrowersyjną, dla miłośników mutantów to swoiste novum burzące klasyczny porządek. Sam komiks powinien przypaść im do gustu, ponieważ nie brakuje w nim zwrotów akcji, czy zaskakujących scen. Natomiast czy sama idea Brubakera, ukazywania przeszłości od nowa, zyska aprobatę najzagorzalszych fanów? Czas pokaże. Z mojego punktu widzenia "Deadly Genesis" jest pozycją pozbawioną racji bytu.

Marcin "Motyl" Andrys


"X-Men Deadly Genesis" 1-6
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunek: Trevor Hairsine, Scott Hanna, Pete Woods
Kolor: Val Staples, Brad Anderson
Wydawnictwo: Marvel Comics
Ilość stron: 40
Data wydania: 2006
Cena: 3,99$