Jarek Obważanek

Komiksowa kawa
Wielki powrót wujka tasiemca

Dokładnie pół roku minęło, odkąd ostatni raz gapiłem się tępo w ekran i wymyślałem, czym by tu zapchać swoją kolumnę w KaZecie. Naczelnik zaproponował, abym tym razem opowiedział o tym, jak można pogodzić karierę zawodową z komiksowym hobby, ale tu pojawił się prosty problem: nie da się. Pracując dłużej, niż na zwykłym etacie, robiąc z doskoku studia dzienne, po prostu się nie da. Gdy siadałem przed komputerem w domu i miałem już czas, by zrobić coś swojego, po prostu nie miałem na to ochoty, nie miałem siły. Nie pomagały argumenty własne, że robię to od tylu lat i szkoda wszystko pogrzebać; tym bardziej nie pomagały listy sfrustrowanych czytelników, którzy za punkt honoru obrali sobie kopanie leżącego. Nawet po zamknięciu sesji letniej nie dotykałem zagadnienia. Nowe komiksy zbierały kurz a ja myślałem o zupełnie innych sprawach (oczywiście o dupach przede wszystkim).

Jednak trzeba było coś z tym zrobić! Punktem zwrotnym okazał się urlop. Tydzień w Bieszczadach - na łonie, bez komputera, poza zasięgiem komórki - pomógł mi poustawiać sobie priorytety, pomógł mi przemyśleć pewne sprawy. Doszedłem do wniosku, że aparat fotograficzny już spłaciłem, mogę więc pracować nieco mniej. Uświadomienie tego szefostwu było co prawda pewnym wyzwaniem, ale od tej trudnej rozmowy parę tygodni minęło i już się zaczęli przyzwyczajać, że będą mnie widywać rzadziej. Oczywiście powodem głównym nie był portal, ale studia, które stawiają na mojej drodze trudne do przeskoczenia przeszkody: praktyki i dyplom. A w cieniu tych naukowych obowiązków zdecydowałem się drobnymi krokami przywrócić do życia WRAKa.

Oficjalnie zapowiedziałem powrót na pierwsze dni września i rzeczywiście udało się to zrealizować. Nie ruszyłem z piskiem opon, jak sobie to wymarzyłem, ale udało się coś wstukać, opublikować jakieś pierwsze w miarę świeże informacje. A z dnia na dzień szło to coraz lepiej, coraz sprawniej. Co prawda nadal przeraża mnie ogrom zaległości, które trzeba jakoś ogarnąć (chociażby uzupełnić listy wydanych w tak zwanym międzyczasie komiksów), ale maszyna na nowo ruszyła i to jest w tej chwili najważniejsze. Luki będę uzupełniał stopniowo, w miarę postępów w pracach bieżących. Braki są oczywiście dość uciążliwe, ale gdybym zaczął rozruch od łatania dziur, to z aktualnymi zagadnieniami nie ruszyłbym do świąt (a wtedy te świeże dziś kwestie byłyby już archiwalne, trzeba by je było uzupełnić i... wiecie w czym rzecz).

To tyle jeśli chodzi o temat zadany. Czytelnicy ucieszyli się, że wróciłem do sieci (paru dało temu wyraz), przyjaciele ucieszyli się, że mogą widywać mnie częściej i tylko firma na mojej decyzji traci. Ale przecież nie da się uszczęśliwić wszystkich. A tych, którzy dobrnęli aż tutaj przepraszam, że tym razem całość w tonacji poważnej, że nie było ryzykownych żartów z rodzimych rysowników i amerykańskich kapel rockowych i że nie było ani słowa o cyckach (zaledwie jeden nawias o dupach... to ten będzie drugi). Może w następnym odcinku kawowych wynurzeń.

Jarek Obważanek, 24.09.2006

Tytuł zaczerpnąłem z awangardowej twórczości muzycznej mojego kolegi Wojciecha.