Wielka Gala Komiksowego Kiczu
- odsłona druga.

Z wielką radością witamy szanownych widzów na kolejnym odcinku Wielkiej Gali Komiksowego Kiczu. Żenada i głupota, zmieszanie (nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać), radość, kiedy całość zmierzać będzie ku końcowi - to wszystko czeka dzisiaj na Was. Zapraszamy na ring naszych dzisiejszych gości: Vampirellę, Witchblade, Vampi i Xina. Wszyscy gotowi? Zatem trzy, i wszyscy razem, dwa, oh yeah, jeden... Gasimy ŚWIATŁA!! (szmery i zdezorientowanie publiczności oraz bohaterów).

No więc, mamy dla Państwa dwie wiadomości: dobrą i złą. Zła jest taka, że postanowiliśmy zrezygnować z prowadzenia tego programu, tej szmiry totalnej. Dobrą zaś jest wiadomość, że nie czynimy tego pochopnie, widzieliśmy bowiem scenariusz dzisiejszych starć i... postanowiliśmy Szanownym Widzom oszczędzić przykrości, odruchów wymiotnych i wszelkiej maści innych nieprzyjemności. Pomyśleliśmy, że o wiele bardziej produktywnym będzie posiedzenie sobie razem, tak wspólnie w ciemności i swobodne podyskutowanie o rzeczach wielkich i maciupeńkich.

Zacznijmy może od rzeczy wielkich. Jak się państwu wydaje, czy silikon jest w stanie zatrzymać pędzący pocisk? Oczywiście zaznaczamy, że nie mamy na myśli Supermana, gdyż jego nic nie jest w stanie powstrzymać, ale taki zwykły (nawet nie srebrny) pocisk. Inną kwestią jest, że bohaterki amerykańskich komiksów często-gęsto podważają stereotyp głupiej blondynki. Jeśli się Państwo nad tym zastanowią i pogrzebią odrobinę w pamięci, ani Witchblade, ani Vampirella, ani nawet Vampi blondynkami nie są, a idiotki z nich równe. Przynajmniej w inscenizacjach na dzisiaj zaplanowanych. Może to jakaś niemoc twórcza scenarzystów, których ktoś przymusił do zrobienia takiej chały? Może idzie o pieniądze, powszechnie bowiem wiadomo, że robi się dla nich wiele, z niekoniecznie dobrym skutkiem. Jaki bowiem sens wydawać jest komiks, w którym dialogi są jedynie po to, aby scenarzysta mógł zainkasować wynagrodzenie? Gdyby postaci zamiast tej bezsensownej paplaniny, będącej rzekomo łącznikiem jednej naparzanki z drugą, albo jedynie jej usprawiedliwieniem, po prostu milczały, dałoby to przynajmniej możliwości rysownikom zaprezentowania ich kunsztu, gdyż zmuszeni byliby wyrazić wszystko za pomocą emocji na twarzach bohaterów, albo innych subtelniejszych zabiegów, jak na przykład gesty. No ale, niestety, pan od fabuły zupełnie nie dogadał się z panem od kreski. No i wszystko się "rypło", delikatnie mówiąc. Tak się zastanawiam, czy ONI (kimkolwiek by nie byli) pozwalają już robić komiksy byle komu. Czy opiera się to na jakichś powiązaniach, znajomościach? Komiksowa Grupa Trzymająca Władzę (KGTW)? Byłoby to wielce niepokojące. Miejmy jednak nadzieję, że KGTW nie istnieje, a jedynie przytłoczeni - nawałem propozycji, różnych scenariuszy i pomysłów na wykorzystanie starych, mających fanów postaci, do zarobienia dodatkowego grosza - ONI, ci decydujący co wydać, a czego nie wydawać, nie zastanawiają się zbyt długo i wydają wszystko lub prawie wszystko. Czy wydaje się Wam, że jest tam gdzieś jakaś kontrola jakości? Czy może nie istnieje? Kiedy patrzę na rzeczy prezentowane tutaj, ostatnio, dzisiaj i w przyszłości (hehe, a wierzcie mi - wiem, o czym będzie tutaj mowa jeszcze przez jakiś czas, gdyż kandydatów do tej sekcji jest wielu) śmiem szczerze wątpić. Ślepy konsumpcjonizm łyknie wszystko, przynajmniej takie są założenia... i chyba się sprawdzają. Jak inaczej tłumaczyć wydawanie takiego badziewnego, szargającego dobre imię komiksu, szajsu? Może i racja, że komiks nie musi być czymś wymagającym, poważnym, czymś z górnej półki. Nikt mu nie zabrania być opowieściami lekkostrawnymi, pozbawionymi polotu, sztampowymi, o okładaniu się po mordach dorosłych facetów/pań w trykotach, ale nawet chała powinna mieć swoje granice. Omawiane tutaj pozycje niestety nawet te, bardzo niskie, granice przekraczają. Toteż w tym miejscu nie pozostaje nam nic innego jak tylko głośno i wyraźnie ZAPROTESTOWAĆ!!! Przeciw traktowaniu Czytelników jak pozbawionych rozumu debili, którzy łykną byle gówno, za przeproszeniem. Gówno, za przeproszeniem, które w pewnych przypadkach nie jest nawet ładnie zapakowane. Nie, moi drodzy, ono nie stwarza żadnych pozorów!! Po prostu wylewa się swoja "ochydnością" (ohyda pisana przez 'ch' ma świadczyć o jej wyższym stopniu - jak to mawiał/pisał S.I. Witkiewicz) prosto z okładki i pierwszej strony w ślepia zapoznającego się z nim czytelnika. Taka BEZCZELNOŚĆ. Jakby chcieli przyzwyczaić nas do takiego widoku i zszargania, do takiego potwornego obrazu komiksu. Jakby chcieli, abyśmy traktowali tę kupę jak pełnoprawny komiks.

Zastanawiając się nad tym nie jestem w stanie stwierdzić, czy gorszym jest łajno ładnie zapakowane, pozorujące bycie czymś innym, czy też ta jego druga odmiana, otwarcie przyznającą się do bycia ekstrementem. W każdym razie sprawa jest dramatyczna. Zwłaszcza, że polski rynek powoli także zalewany zostaje szmirą najgorszej maści, gdyż wydawcy liczą na sprzyjającą koniunkturę (np. wchodzenie na ekrany kin filmów na podstawie komiksów), która niczym wspaniałomyślna wróżka ma sprzedać kiczowaty produkt. Dobrym przykładem tego jest pięcioczęściowa mini-seria X4, którą zrecenzowaliśmy - bardzo nieprzychylnie - w poprzednim numerze KaZetu. Dlatego bardzo ważnym jest, aby przeciwstawić się, zalewającej świat niczym jakaś złowroga plaga, fali kiczu. Nie chciałbym, aby wiek XXI był - dzięki możliwości umieszczania swych dzieł w Internecie, dzięki bezrefleksyjnemu wypuszczaniu przez różne firmy publikujące książki, komiksy itd. itp. byle chłamu - wiekiem narastającego i otaczającego nas ze wszystkich stron, niepozwalającego oddychać, powodującego mdłości KICZU. Czego sobie i Wam życzę w nowym roku oraz latach przyszłych.

Adrian "ffreak" Grabiński

 

p.s. Dzisiejsze rozważania motywowane były przeczytaniem dwóch 'arcydzieł': "Vampirella-Witchblade - Union of the Damned #1" (za które to wszyscy maczający przy tym palce powinni zostać skróceni o głowę) oraz "Vampi vs Xin #1-2" (gdzie kreska jest w miarę przyzwoita [czyli 'wiadomo co' ładnie zapakowane], toteż naprawdę współczujemy ludziom odpowiadającym za stronę graficzną, że z różnych powodów zmuszeni byli rysować takie fabularne barachło; jeśli zaś robili to z przyjemnością, to podziwiamy ich masochizm).

Dla formalności:

Vampirella-Witchblade - Union of the Damned #1
Justin Gray - scenariusz (beznadzieja)
Liam Sharp i Jimmy Palmiotti - kreska (beznadzieja)

Vampi vs Xin #1-2
Jay Faerber - scenariusz (beznadzieja)
Kevin Lau i Omar Dogan (#1); UDON Studios (#2, okładka - Lau) - kreska (daje radę)