Zalibarek


Jerzy Wróblewski to wzór tytana pracy - przodownika wyrabiającego 250% normy. Zdominował nasz ówczesny rynek komiksowy. Wielość kreacji, różnorodnośc stylistyczna, szacunek do warsztatu, konsekwencja. Przy ogromnym rozrzucie tematów, jakich się podejmował, warto podkreślić jego dbałość o konfrontowanie każdego kadru z materiałem ikonograficznym, historycznym, technicznym. Był komiksiarzem utylitarnym: uczył, przypominał. Był jak rysunkowa encyklopedia Larousse'a. Wrył mi się w pamięć jego komiks "Cena wolności": rzadki przypadek komiksowej historycznej epopei z czasów pierwszej wojny światowej - dzięki niemu zostało mi w głowie więcej faktów z tego okresu, niż gdybym oglądnął wszystkie programy Wołoszańskiego. Swoją drogą, szkoda, że nie dostrzega się obecnie faktu, jak naturalna przyswajalność komiksu może być wykorzystywana w celach oświatowych. Wróblewski dobrze przysłużył się tej działce: moją wyobraźnią zawładnął wówczas zrealizowany z rozmachem "Hernan Cortez i podbój Meksyku". Były to czasy, kiedy filmowa popkultura Zachodu gościła u nas głównie w postaci westernów i kopanych filmów 'wuxia'. Wróblewskiego western pociągał - dał temu wyraz w krótkiej nowelce komiskowej "Przyjaciele Roda Taylora": ciekawy, kwadratowy format; wyraźna inspiracja filmowymi chwytami operatorskimi, solidna realizacja, troszkę naiwna fabułka. Ale najbardziej ceniłem Wróblewskiego humorystę - twórcę sympatycznego "Binio Billa", polskiego odpowiednika Lucky Lucka. Pamiętam też przełożone na komiks opowieści z wyspy Umpli-Tumpli, choć wolałem perypetie Ziuzia i Funia w książeczkach ilustrowanych przez Jezierskiego. Mam również w swoim piwnicznym archiwum książeczki dla dzieci, znakomicie ilustrowane przez Wróblewskiego. Nie wszystko jednak mnie we Wróblewskim urzekało: czasami śmieszyły natrętne amerykanizmy w kresce (szczególnie w sensacyjnych historyjkach), przewidywalność komiksowej formy, podobieństwo postaci. Raczej był służalczy (jako rysownik) wobec fabuły - choć większość uzna to może za zaletę. Ale ogólnie 'chapeau bas!': dobry wzór dla rysowników na trudne dla komiksiarzy czasy.