Ziuto


Z komiksami Wróblewskiego zetknąłem się stosunkowo wcześnie, bo właśnie na czas mojej młodości przypadał "złoty okres" jego twórczości.

Serię "Binio Billa" publikowaną na łamach Świata Młodych zaliczam do jednej z najlepszych jaka ukazywała się w tym magazynie.

Doskonale pamiętam komiks "Przyjaciele Roda Tylora" który zakupiłem przy okazji mojego pierwszego pobytu w Warszawie. Przeczytałem i przeglądnąłem go setki razy.

Podobnie było z komiksami "Wywiadowcy XX wieku" "Hermanem Cortesem" czy "Skradzionym skarbem" i wieloma innymi.

Wywierały one na mnie ogromne wrażenie, niektóre kadry, np. kadr ukazujący okopy na froncie wschodnim czy nalot na linię Japońskich umocnień w "Wywiadowcy XX wieku" lub scena zgładzenia indiańskich wodzów w "Cortesie" zapadłymi w pamięć do dziś.

Postacie i fabuły w komiksach Wróblewskiego były co prawda stereotypowe, często skażone dydaktyzmem czy wręcz socjalistyczną propagandą, ale w tamtych czasach nie odbierałem tego w ten sposób. Podobały mi się rysunki. Doskonale dopracowane zarówno jeśli chodzi o postacie (kobiety rysowane przez Wróblewskiego!!) jak i dekoracje. Tak odbierałem to wtedy.

Dopiero znacznie później, gdy zacząłem do komiksu podchodzić nie tylko jako czytelnik ale również jako rysownik, byłem w stanie uchwycić pozostałe niuansy, docenić wyczucie kompozycji, dynamikę, czy sposób w jaki Wróblewski budował klimat kadru posługując się czernią i bielą.

Choć realistyczna konwencja komiksu w jakiej niewątpliwie Wróblewski czół się najlepiej, nie jest moją ulubioną. W pełni doceniam jego warsztat.

Wróblewski miał dar. Potrafił nawet najsłabszy scenariusz przedstawić w atrakcyjny sposób. Szkoda tylko że nie miał on okazji rysować w obecnych czasach. Kto wie, jakie komiksy wyszłyby spod ręki takiego rysownika, kiedy nie musiałby przejmować się poprawnością polityczną i cenzurą. Niestety nigdy nie będziemy mieli okazji się tego dowiedzieć.