Immortel - romans między komiksem,
jawą i celuloidem

"Immortel. Ad vitam"

 

Nikopol, niebieskowlosa piękność Jill Bioskop i tajemniczy bóg Horus- oto obsada najniezwyklejszego romansu rozgrywającego się gdzieś w niedalekiej przyszłości w Nowym Yorku. Ci z Was, którzy czytali komiks zastanawiają się pewnie jak udała się adaptacja i co robi tu słowo "romans" , Ci z Was, którzy go nie czytali szukają tu porady, czy warto tę historię w ogóle poznać. A odpowiedzi jak zwykle nie są takie proste.

 

Na papierze

Tak zwaną "Trylogię Nikopola" Enki Bilal tworzył 12 lat. Zaowocowało to powstaniem jednej z najznamienitszych komiksowych serii wszechczasów- wysmakowanej zarówno pod względem oprawy wizualnej (im dalej tym lepszej!), jak i scenariusza. Niesamowita wizja przyszłości i pradawnych egipskich bogów zstępujących ponownie na Ziemię to podstawy, na których autor kreuje cały wielki, pełen barwnych postaci świat. Albumy te są już w tej chwili klasyką, doskonałym potwierdzeniem tezy, że komiks może być sztuką. Każdy z nich jest starannie dopracowaną całością, którą można czytać i poznawać wielokrotnie- na różnych płaszczyznach, lub po prostu oglądać- dla samej przyjemności, niczym doskonałe dzieła graficzne. Kto jeszcze nie miał okazji tego zrobić powinien jak najszybciej nadrobić zaległości i zatopić się, w wymalowanym charakterystycznymi bilalowskimi kreskami i opowiedzianym w wybitnie bilalowki sposób świecie.

Czytając te peany można pomyśleć, ze jest to komiks idealny... i wiele osób się z tym pewnie zgodzi, choć drugie tyle może zaprotestować wołając, że tak naprawdę opowiada on o niczym. Bilal biegnie pomiędzy wątkami, zaczyna jeden, by zaraz go porzucić, zadaje pytanie, na które nie próbuje nawet opowiedzieć... cała opowieść zmienia się niczym w kalejdoskopie, a poboczne, często na pierwszy rzut oka niepotrzebne epizody zamazują obraz całości i sprawiają, że czytana jednym tchem Trylogia staje się niespójna... poszarpana...

Zgadzam się z tymi zarzutami, wcale nie twierdzę, że tak nie jest, tyle że jak dla mnie nie stanowi to o słabości tego tytułu. Bo ten komiks jest jak sen. I taki ma pozostać- piękny sen, do którego często chce się wrócić. Komiks bez sensu? Niech każdy z czytelników znajdzie w nim swój sens i swoje przesłanie. To jedno z niewielu dziel, które na to pozwalają.


Na ekranie

A jak Bilal sprawdza się w roli reżysera? Czym jest jego najnowszy film? Może przede wszystkim powiem, czym nie jest Immortel. Wbrew temu, co można by sądzić o efekcie przeniesienia tej dziwnej serii na celuloid, film nie sprawia wrażenia, jakby scenariusz do niego stworzył David Lynch na LSD. Jest tak chyba tylko dla tego, że absolutnie nie można o nim powiedzieć, że jest dokładną adaptacją wszystkich trzech albumów, co zresztą nie byłoby możliwe przy zaledwie 102 minutach projekcji.

Czym więc jest? Streszczeniem? Ekstraktem z ostatnich dwudziestu lat twórczości Bilala? Nową historią ze znanymi bohaterami? Alternatywną wersją wydarzeń?

Szczerze mówiąc wszystkim po trochu.

Horus- Pan Niebios o głowie sokola zstępuje na Ziemię, by spędzić na niej swoje ostatnie chwile- czas jednego uderzenia boskiego serca- nim zostanie pozbawiony nieśmiertelności, za przewinienia, których się dopuścił. Ma siedem dni na znalezienie kogoś, kto przyjmie go do swego ciała i odszukanie wyjątkowej kobiety, która może zmienić jego los. W tym samym czasie następuje awaria w systemie hibernacji więźniów zawieszonym ponad ulicami Nowego Yorku, a w łapance na ulicy aresztowana zostaje niebieskowlosa kobieta, która nie potrafi odnaleźć swojej przeszłości. Tak zaczyna się najbardziej oniryczny kinowy romans ostatnich lat. Film jest oczywiście przepełniony licznymi wątkami pobocznymi, z których wiele nie wnosi na pierwszy rzut oka nic do fabuły. Jedne są zaczerpnięte wprost z kart komiksu, inne Enki Bilal i Serge Lehman stworzyli specjalnie na potrzeby filmu.

Całość ogląda się dobrze, choć z pewnością nie jest to kino dla każdego. Wiele osób, które zachęcone efektownym trailerem wybiorą się na seans wyjdzie z niego znudzonych i zniesmaczonych. Mało tu strzelania, pościgów i brak jakiejkolwiek efektownej sceny walki. Film jest spokojny, stonowany i trudny w odbiorze. Będzie podobać się raczej miłośnikom ambitnego filmu, których pewnie niewielu zdecyduje się na obejrzenie produkcji z pogranicza SF. Ten gatunek w ostatnich latach nie oferował praktycznie nic ciekawego i przez to często jest omijany szerokim lukiem przez wymagającego odbiorcę.

Od strony wizualnej film jest prawdziwą poezją. Na ekranie zobaczymy tylko trzech żywych aktorów, podczas, gdy reszta postaci, podobnie zresztą jak większość scenografii to animacje komputerowe. Kryje się w tym jednak pewien haczyk. Nie są to fotorealistyczne animacje niczym z Władcy Pierścieni, czy Matrixa i od razu widać, że wizualnie odstają one od kanonu współczesnych efektów specjalnych. Wina zbyt niskiego budżetu? Wątpię. Jeżeli dokładnie obejrzymy film, przypatrzymy się kadrowaniu, montażowi i efektom rozmycia, czy palecie kolorów królujących na ekranie okazuje się, że animacje są właśnie takie, jakie mają być, a w końcowym efekcie oprawa wizualna składa się na pewien charakterystyczny styl. Styl bardzo komiksowy i bardzo bilalowski i z pewnością zupełnie inny niż wszystko, co do tej pory widzieliście na ekranie.

Scenografie i postacie są zaprojektowane z dużą dbałością o szczegóły, a dobór aktorów (śliczna Linda Hardy!) i ich gra nie pozostawiają wiele do życzenia. Również projekty postaci i miasta są bardzo udane. Jedyne zastrzeżenia mogę mieć do krabo-rekiniego zabójcy z rasy Dayaków (pojawił się w albumie"Targi nieśmiertelnych"), którego design uważam za najsłabszy element filmu.

Na koniec

Największym minusem filmu pozostają jak zwykle niedopowiedzenia tak charakterystyczne dla Bilala. Momentami po prostu chialoby się wydrzeć mu siłą odpowiedzi na postawione pytania. Wymusić jasne określenie stanowiska. Jak potoczą się dalsze losy poszczególnych postaci? Dlaczego postąpili tak, a nie inaczej? Kim był... a zresztą nie będę psuł Wam przyjemności (lub frustracji) samodzielnego sformułowania tych pytań. Na tym zresztą polega siła tego filmu. Mnogość interpretacji. Mnogość doznań. Każdy odbierze go inaczej. A dla mnie pozostanie to jeden z najciekawszych filmów ostatnich lat i najwspanialszy kinowy romans ostatniej dekady.

Paweł "Kurczak" Zdanowski

Reżyseria: Enki Bilal
Scenariusz: Enki Bilal, Serge Lehman
Producent: Dominique Brunner, Charles Gassot
Zdjęcia: Pascal Gennesseaux
Scenografia: Jean-Pierre Fouillet
Kostiumy: Mimi Lempicka
Montaż: Veronique Parnet
Casting: Bernard Savin Pascaud

Obsada:
Linda Hardy jako Jill Bioskop
Thomas Kretschmann jako Nikopol
Charlotte Rampling jako Elma

Głosów udzielili:
Thomas M. Pollard jako Horus
Jean-Louise Trintignant jako Jack Turner
Corinne Jaber jako Lily Liang
Joe Sheridan jako Kyle Allgood
Yann Collette jako Froebe
Frederic Pierrot jako John
Strona oficjalna: www.immortel-lefilm.com
Czas trwania: 102 min
Dystrybutor: Monolith
Premiera kinowa w Polsce: 3.12.2004