Krzysztof Lipka-Chudzik

KoLeC na obrazku
Nie tylko seksbomby

W pożegnalnym numerze "KKK" znalazło się zestawienie dziesięciu najciekawszych, zdaniem redakcji, komiksowych bohaterek. Wśród laureatek, co ucieszyło mnie bardzo, znalazły się nie tylko rysunkowe seksbomby, ale także dwuznaczne, intrygujące heroiny w rodzaju Elektry czy Kobiety-Kota (jeśli ktoś potrzebuje odtrutki po filmowym pawiu z Halle Berry, polecam niedawno wydany 32 zeszyt "Catwoman" z uroczą historyjką "Only Takes a Night", w której Selina Kyle i Bruce Wayne odkładają kostiumy do szafy, po czym udają się na normalną randkę). Zdziwiłem się tylko, że pierwsze miejsce przypadło w udziale Druunie, jako że - oprócz niekwestionowanego sex appealu - piersiasta dziewoja Serpierego niewiele ma, moim zdaniem, ciekawego do zaoferowania. No, ale wyniki konkursów piękności to z założenia rzecz głęboko subiektywna i rzadko kiedy jest w stanie zadowolić każdego. Mnie również w notowaniu "KKK" zabrakło kilku postaci, które zdecydowanie zasługują na miejsce w galerii sławy.

Dlatego też, żeby nie marudzić bezproduktywnie, postanowiłem sporządzić własną listę komiksowych superkobiet, oczywiście również głęboko subiektywną. Przy czym zaznaczam, że moje zestawienie nie jest w żaden sposób opozycyjne wobec notowania "KKK"; traktuję całą sprawę wyłącznie jako beztroską igraszkę, zainspirowaną redakcyjną inicjatywą.
Do rzeczy:

Miejsce 10 - Casey McKenna z "Ronina" Franka Millera. Oprócz Elektry Natchios to najciekawsza z całej galerii silnych, seksownych kobiet, jakie powołał do życia autor "Sin City". Miss McKenna, szefowa ochrony korporacji Aquarius, przechodzi interesującą ewolucję: od zaciętego babochłopa w aseksualnym uniformie, poprzez bezbronną "damsel in distress", aż po doskonałą, świadomą swego powołania wojowniczkę. A nad innymi bohaterkami Millera, nawet nad dziewczynami z Miasta Grzechu, ma znaczną przewagę pod jednym względem: w jednym z rozdziałów zostaje porwana przez prymitywnych kanibali z nowojorskich kanałów - i podczas tej dość obszernej sekwencji paraduje całkowicie nago.

 

Miejsce 9 - porucznik Jones z "XIII". Wiem, że obecnie nosi stopień majora, ale mnie podobała się w swoim wcześniejszym wcieleniu, sprzed awansu. Rezolutna czekoladka z równym wdziękiem posyłała człowiekowi buziaka, jak i wykopywała go z lecącego helikoptera. Zarówno sex appealem, jak i bojową sprawnością dorównywała Casey McKennie. A potem, nie wiadomo po co, autorzy zrobili z niej ciamajdę zapatrzoną bez pojęcia w "trzynastego". Ja rozumiem, takie są prawa komiksowej konwencji według Van Hamme'a: w Thorgala też wszystkie baby gapią się jak sroka w gnat. Tyle, że do panny Jones ta niewolnicza postawa za cholerę mi nie pasuje.

 

Miejsce 8 - Brenda Lear z "Funky'ego Kovala". Pokażcie mi trzydziestolatka, który w dzieciństwie nie fascynował się superseksowną agentką Universs, a nawymyślam mu od marszczyfredków i pierdziśpioszków. Brenda miała poważną konkurentkę w osobie efektownej blondynki Lilly Rye; długo zastanawiałem się, którą z nich włączyć do tego zestawienia. Wygrała jednak czarnula, Miss Universum zbyt wcześnie, praktycznie na dzień dobry odkryła wszystkie... eee, karty, panna Lear natomiast przez długi czas kazała pracować wyobraźni w nadgodzinach. Niestety, w miarę trwania serii w przypadku Brendy zaszła ta sama niekorzystna przemiana, co u major Jones. Ostra jak brzytwa agentka przeistoczyła się niemal w ciepłe kluchy (i w dodatku spała z klonem, bueee).

 

Miejsce 7 - Wilhelmina Murray z "Ligi niezwykłych dżentelmenów". Ta dama zdecydowanie wyprzedziła swoją epokę. Silna, niezależna, zdecydowana - podporządkowała sobie nawet Mr Hyde'a. Tu nie ma mowy o przemianie w kurę domową, choć obserwując Minę u boku Allana Quatermaina, można było nabrać takich podejrzeń. W zdominowanym przez mężczyzn wiktoriańskim Londynie kobiety nie miały łatwego życia; zwłaszcza kobiety "po przejściach". Tym większe uznanie zatem należy się pani Murray (primo voto: Harker), że stanęła na wysokości zadania i poradziła sobie z całą menażerią literackich wykolejeńców. Nawiasem mówiąc, w oryginalnym wydaniu drugiego tomu "Ligi..." znalazł się obszerny "The New Traveller's Almanac", w którym opisane są m.in. dalsze losy Wilhelminy. Egmont poskąpił polskim czytelnikom tej ciekawostki. Szkoda.

 

Miejsce 6 - Marie Kelly z "From Hell". Znowu Alan Moore i znowu wiktoriański Londyn. Komiksowa Marie Kelly to bohaterka zupełnie innego formatu, niż jej filmowy odpowiednik. Panienka, którą zagrała Heather Graham, to kwiat niewinności, płoche dziewczę o złotym sercu. Marie narysowana przez Eddiego Campbella stąpa twardo po ziemi i nie stroni od uciech życia doczesnego. Pracuje na ulicy, pije, kłóci się z mężem (!), a jednocześnie desperacko szuka wyjścia z matni. Niesamowita, dramatyczna postać - jedyna, której (jak sugerują autorzy) udało się przechytrzyć Kubę Rozpruwacza.

 

Miejsce 5 - Wonder Woman z "Kingdom Come". Najwyższa pora, aby w tym zestawieniu pojawiła się wreszcie jakaś superbohaterka! A któż do tego celu lepiej się nadaje, niż sztandarowa Amazonka Złotej Ery amerykańskiego komiksu? Cud Kobieta w komiksie Marka Waida i Alexa Rossa dysponuje nie tylko urodą, ale i zniewalającą charyzmą. To prawdziwa, dumna wojowniczka, która samego Batmana potrafi zrugać słowami: "You aristocratic bastard". A w jej przypadku określenie "boskie kształty" nabiera nowego znaczenia. Ross przyznaje się do fascynacji Lyndą Carter, która wcielała się w Wonder Woman w telewizyjnym serialu; choć w jego interpretacji Amazonka ma w sobie sporo wdzięku Jane Russell (to nieprawda, że "Mężczyźni wolą blondynki"; od Marilyn Monroe zawsze bardziej podobała mi się jej ekranowa partnerka). Wizerunek Cud Kobiety z "Kingdom Come" został później przedstawiony w głupiej karykaturze przez Franka Millera w komiksie "Mroczny Rycerz Kontratakuje", ale ten temat lepiej pominąć milczeniem.

 

Miejsce 4 - G'wel ze "Szninkla". Poznajemy ją w dość nieprzyjemnej sytuacji, kiedy trzech brodatych obwiesiów zamierza z nią sobie urządzić zabawę w szukanie dziury w całym. A potem jest jeszcze lepiej: seksowna szninkielka wpada z jednych tarapatów w drugie. Nie przestaje przy tym kusić głównego bohatera swoimi wdziękami, ale kiedy przychodzi co do czego, oświadcza: "Zostanę twoją pomocnicą, wyznawczynią i będę ci oddana... ale nic więcej, bo nie będę ciebie godna". Pfuj! Oto, do jakich wynaturzeń prowadzi religijny fanatyzm. Uczcie się, dziewczyny, jak postępować nie należy.

 

Miejsce 3 - Entomologia Motylkowska z "Antresolki Profesorka Nerwosolka". W tym rozerotyzowanym towarzystwie przyda się wreszcie odrobina pragmatyzmu. Trzeźwo myśląca i zaradna gosposia to dla roztargnionego naukowca prawdziwy skarb. Nie dość, że posprząta i ugotuje, to jeszcze znajdzie wyjście z labiryntu, nałapie meduz do parzenia herbaty i wyleczy zęby rekinowi. Bez jej pomocy profesor Nerwosolek przepadłby jak amen w pacierzu. A jeżeli kiedykolwiek ktoś nakręci filmową wersję "Antresolki", to Entomologię powinna zagrać Krystyna Feldman.

 

Miejsce 2 - Jill Bioskop z "Kobiety Pułapki". Cóż, w końcu to numer bilalowski, więc nie mogło tu zabraknąć tej postaci. Dziwna, tajemnicza, nieprzenikniona. Pełna nerwic i obsesji. Zmierzająca szybkimi krokami do autodestrukcji. Niebezpieczna. Innymi słowy: idealna towarzyszka dla Alcyda Nikopola. I Horusa. No i te granatowe włosy... Nawiasem mówiąc, Enki Bilal popełnił serię kilkudziesięciu obrazów pod nazwą "Błękitna krew" (dysponuję tylko hiszpańskim wydaniem albumu pt.: "Sangre Azul"), przedstawiających ten nietypowy męsko-damsko-boski trójkąt. Większość z nich to ołówkowe rysunki na kalce, z niewielkim dodatkiem - jak wskazuje tytuł - błękitnej farby. "Krew...", choć piekielnie trudna do zdobycia, stanowi idealne uzupełnienie "Trylogii Nikopola". Polecam.

 

Miejsce 1 - Raina z "Blankets". Po lekturze 600-stronicowego komiksu Craiga Thompsona trudno traktować okrzyczane "Pręgi" Magdaleny Piekorz inaczej, niż tylko jako bździdełko niewarte większej uwagi. Trudne dzieciństwo, trudna miłość, trudne kontakty z otoczeniem... To wszystko jest u Thompsona, w dodatku bez porównania lepiej opisane. Rysownik z porażającą precyzją dokonał na sobie psychicznej wiwisekcji, opisując dzieje swojego pierwszego uczucia. Pewnego dnia w życiu długowłosego, zahukanego nastolatka pojawiła się Raina. Czysta, niewinna i piękna jak promyk słońca. Idealna. I stało się tak, że on zakochał się w niej, a ona zakochała się w nim. Każde spojrzenie, każdy gest i pocałunek miał dla nich wartość, której nie dorównałyby żadne pieniądze. Radość Rainy, jej nieustająca pogoda ducha pomogły Craigowi nabrać wiary w siebie, otworzyły przed nim inny świat. A potem zaczęły się kłopoty... Więcej nic nie powiem, album "Blankets" był już opisywany w "KZ". Jeśli ktoś jeszcze nie zetknął się z tą pozycją, powinien jak najszybciej naprawić ten błąd.

I to już koniec. Zdaję sobie sprawę, że na pewno pominąłem mnóstwo postaci drogich czyjemuś sercu, ale - jako się rzekło - tego typu zestawienia to sprawa subiektywna i żaden wybór nie może rościć sobie pretensji do doskonałości. A jeżeli ktoś miałby zastrzeżenia, iż na pierwszym miejscu umieściłem postać z komiksu nie wydanego w Polsce i tym samym pozbawiłem sporą część czytelników możliwości zweryfikowania mojego osądu, to owszem, przyznam rację. Ale zapytam również, nie bez pewnej złośliwości: a ilu miłośników opowieści rysunkowych czytało u nas albumy o Druunie?

Krzysztof "KoLec" Lipka - Chudzik