Karol Konwerski

Z deszczu pod konewkę
Komiks z wydm

Kiedy mamy do czynienia z doskonałą adaptacją? Wtedy gdy oryginalna opowieść pozostaje bez zmian, a zmienia się jedynie medium poprzez które ją poznajemy? Czy może adaptowanie wiązać się powinno z nowym spojrzeniem, reinterpretacją oryginału?

Trudno powiedzieć. Ilu odbiorców tyle opinii.

Pół biedy gdy adaptowany oryginał to twór o klasycznej narracji, logicznej linii fabularnej z dialogiem komentującym, czy też inicjującym zdarzenia. W takim wypadku nawet najbardziej nieudolny autor jest w stanie powielić fabułę, ot i mamy adaptację. Problem powstaje w momencie, gdy pierwowzór to dzieło hermetyczne, posługujące się w głównej mierze środkami wyrazu możliwymi do zastosowania jedynie w obrębie jednego gatunku, które z definicji nie dają się przełożyć na język innego medium. Dobrym przykładem takiego utworu jest powieść Abe Kabo Kobieta z wydm. Doczekała się ona adaptacji zarówno filmowej, jak i komiksowej, na dodatek autorką wersji komiksowej jest Polka - Marta Blachura.

Komiksowa interpretacja tej powieści to skok z dużej wysokości. Łatwo upaść i skręcić kark. Nie dość, że mamy do czynienia tekstem bardzo hermetycznym, posługującym się językiem gęstym, wymagającym skupienia, to na dodatek jest to powieść japońska, kulturowo nam obca, daleka od naszych wyobrażeń, a co najważniejsze przyzwyczajeń i oczekiwań związanych z tą formą literacką. Kobieta z wydm w wielkim skrócie opowiada o potrzebie powrotu do świata opartego na podstawowych, pierwotnych wartościach: wspólnocie, odpowiedzialności i miłości. Abe Kabo był także dramaturgiem, co uwidacznia się wyraźnie zarówno w konstrukcji powieści, jak i w zastosowanych środkach językowych. Przerysowanie postaci, trójaktowa konstrukcja to kolejne kłody rzucane pod nogi adaptatora.

Komiks Marty Blachury raz lepiej raz gorzej radzi sobie z tymi problemami, a jest ich wiele, gdyż autorka zdecydowała się na wierną prezentację opowieści. Przyznam, że dla mnie zwykła zamiana medium nie jest tym czego szukam w adaptacjach; tak komiksowych, jak i filmowych czy teatralnych. W przypadku Kobiety z wydm, ten sposób przekładu nie przeszkadza mi zupełnie, a wręcz przeciwnie, trudno mi wyobrazić sobie inny.
Nie wiem na ile był to świadomy wybór autorki, na ile wymogły to okoliczności jego powstawania, ale komiks jest próbą scalenia tekstu i obrazu. Tak jak Abe Kabo połączył dramat z powieścią, tak Blachura, w adaptacji jego książki, łączy komiks z klasyczną ilustracją książkową. Ta "hybrydowość" sprawia, że zachowana zostaje nie tylko fabuła, ale także klimat i charakter powieści. Udaje się jej to dzięki wykorzystaniu w ilustracjach oryginalnego tekstu, stanowiącego fragment obrazu (tekst jest częścią ilustracji). Liternictwo, umiejscowienie tekstu na planszy służy w równy sposób snuciu opowieści, co dialog. Najlepszym tego przykładem jest scena, w której tekst wije się przez pół planszy jak drabinka sznurowa - dla głównego bohatera oznacza wolność i możliwość ucieczki z pułapki, w którą wpadł.

Album ten powstał jako praca dyplomowa na wydziale grafiki krakowskiej ASP. Wspominam o tym dlatego, że łączy się z największą zaletą a jednocześnie wadą tego komiksu. Tym, co rzuca się w oczy przy pierwszym kontakcie z albumem Kobieta z wydm jest fakt, iż został on w przemyślany sposób zaprojektowany. Nie ma w nim niczego przypadkowego. To tyle jeśli chodzi o zalety. Natomiast wadą jest podrzędność fabuły względem formy, w której jest prezentowana. Treść historii ma znaczenie drugorzędne wobec sposobu w jaki opowiada ją autorka.

Mimo że komiks nie jest arcydziełem adaptacji, jest na pewno ciekawym debiutem. A sposób w jaki Marta Blachura posługuje się komiksową formą sprawia, że chciałbym zobaczyć jej prace bazujące na oryginalnym, nieadaptowanym tekście.

Album jej autorstwa doskonale komentuje pewne zjawisko, choć może to nie najlepsze określenie, pewien stan rzeczy z jakim zetknąłem się już kilkakrotnie, przysłuchując się wypowiedziom polskich wydawców, autorów, recenzentów. Mam na myśli głosy mówiące, że polscy autorzy nie robią niczego do tzw. szuflady. Może faktycznie brak jest gotowych do druku sensacji-fantasy czy porno-horrorów, ale to akurat specjalnie mnie nie martwi.

Komiksy takie jak Kobieta z wydm dają nadzieje na to, że wystarczy dobrze poszperać, by znaleźć coś niebanalnego w natłoku durnej pulpy komiksowej.

Spokojnie.

Szuflady są pełne.

Karol Konwerski