Jarek Obważanek

Komiksowa kawa
Jessy, pokaż cyce!!!

Czasem mam ochotę szyderczo pokomentować newsy, które właśnie redaguję, w stylu Adasia Miałczyńskiego: "Tak jakbym ja miał wiedzieć, czy wlezą jej na dupę." Jednak trzeba oddzielać fakty od komentarzy (nawet mi się raz oberwało za wyciąganie pochopnych wniosków), więc takie moje drobne złośliwości nigdzie nie trafiają. Wiesz, kto najbardziej mnie irytuje? Nie, nie Witek Tkaczyk, nie wmawiaj mi, że prowadzę z nim wojnę. Co prawda ostatnio dość często krytykowałem jego metody, nie zgadzałem się z niektórymi jego opiniami, a Jerzy Szyłak wręcz dopatrzył się w mojej recenzji "Benka Dampca" kontry do oceny Tkaczyka, ale to nie jest wojna. Witek mnie nie irytuje. Irytują mnie aktorzy.

Ostatnio ponownie odgrywająca Elektrę Jennifer Garner stwierdziła, że nie mogłaby wystąpić w jednym kawałku materiału, bo film musiałby być przeznaczony wyłącznie dla dorosłej widowni. Sprawdziłem w kalendarzu - nie był pierwszy kwietnia. Na wszelki wypadek sprawdziłem jeszcze w "Daredevilu", wydanym ze znaczkiem Kodeksu Komiksowego. Doszedłem do wniosku, że czegoś nie rozumiem. W telewizji pokazują efektowne ujęcia panienek w bikini w środku dnia, ale jakby Garner ubrała się w czerwone body rodem z komiksu ze wspomnianym znaczkiem to nagle zrobiłby się z tego pornol? Co ona pieprzy? Jak by to było uzasadnione przez MPAA? Rated R for pervasive nudity? O przepraszam, nawet nie R, tylko X - tak, powiedziała, "X-rated". Zamiast fajnego body nosi gorset i sztany. A może po prostu boi się pokazać kawałka nogi? Poprzedni strój Elektry, jaki nosiła, wyglądał w sumie bardzo podobnie, tylko kolor miał inny. Więc dziękuję bardzo za taki ukłon w stronę fanów.

Ale dajmy spokój Garner, jest lepsza laska, na widok której komiksiarze ostatnio się ślinią - Jessica Alba. Chociaż klip, na jaki trafiłem w sieci, pokazuje Albę w staniku, to ostatnie ploty sugerują, że w "Sin City" jednak pokaże całe piersi (z sutkami zaklejonymi jakimiś plastrami or something). Cieszysz się? A ja na razie nie - zmęczyły mnie filmowe plotki. Uwierzę, jak zobaczę.

Nawet Halle Berry, znana ze zmysłowego podnoszenia piłeczki w "Kodzie dostępu" czy nie mniej podniecającego wychodzenia z wody w "Bondzie", grając w filmach superbohaterskich nie pokazuje nawet łydki. Jako Storm nosiła kombinezon, jako Catwoman spodnie, biustonosz i żałosny hełm (ewentualnie maskę Zorro).

Śledzenie nawet nakierowanych na komiks serwisów filmowych może przyprawić o białą gorączkę. Dlatego najmocniej odsiewam właśnie newsy filmowe. Bo to albo plotki, albo pierdoły, albo przemyślenia producentów (tu rządzi Avi Arad z Marvela, wszędzie go pełno), albo głupoty wygadywane przez aktorów ("Myślę, że to będzie genialny film, świetnie się bawiliśmy na planie, atmosfera była wspaniała" - dowolny aktor o dowolnym filmie, czytam przynajmniej jeden tego typu tekst tygodniowo). A jak już coś jest sensowną informacją, to albo tylko podpisali kontrakt (o tym w poprzedniej Kawie), albo opóźnili premierę, albo sam nie wiem co. Do publikacji zostaje jeden dobry tekst na kilkadziesiąt. A przecież wszystkie trzeba przeczytać, żeby zdecydować, co puścić. A potem jeszcze powstrzymać się od tych wszystkich kąśliwych uwag.

Jarek Obważanek, 2.08.2004