Nowości z USA

 

"Fierce" part 1 /4
Jeremy Love (scen.), Robert Love (rys.)
Dark Horse Comics, 14 lipiec 2004
ocena: 2

Pierwszy z czterech tomów nowej mini-serii z Dark Horse. Tytułowy Jonathan Fierce, to agent FBI o dość szczególnej umiejętności poznawania przyszłych wydarzeń. Umiejętności, która z czasem staje się jego przekleństwem - grupę, w której pracuje, nieświadomie wysyła na pewną śmierć. Wiem, że nie powinno się oceniać serii jako całości po pierwszym tomie, ale "Fierce" jest jednym z największych gniotów, jakie w życiu widziałem. Czytając go odnosiłem wrażenie, że oglądam film telewizyjny z gatunku pseudo-sensacyjnych, w którym wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, oczywiste fakty i obrazy są (oczywiście) tłumaczone i komentowane, wszystko podane jest na tacy w sposób niewymagający jakiegokolwiek wysiłku umysłowego ze strony czytelnika. Grupa operacyjna, do której należy Fierce, złożona jest oczywiście z NAJLEPSZYCH ekspertów w swoich dziedzinach, szablonowych i płytkich do bólu, a sama historia jest nudna, przewidywalna i żałośnie wtórna. Seria ma być krótka i strasznie się to na niej odbija - całość wprowadzenia historycznego, przedstawienie i zgłębienie postaci, zawiązanie i rozkręcenie fabuły - wszystko to musiało zmieścić się na 24 stronach, co siłą rzeczy wymusiło na scenarzyście fuszerkę. Graficznie też jest słabo - kwadratowe, nieproporcjonalnie rysowane postacie, średniej jakości otoczenie i kolory. Beznadzieja.

"Fierce" part 2 /4
Jeremy Love (scen.), Robert Love (rys.)
Dark Horse Comics, 25 sierpień 2004
ocena: 2

Cóż... wspominałem już może, że ten komiks jest beznadziejny? W pierwszym numerze ekipa Fierce'a ruszyła na akcję. 90 minut później, Fierce wsiadł w samochód, aby dogonić lecących śmigłowcem kompanów. Jak się okazuje w drugim, przejechał 200 mil i dotarł na miejsce kilka minut po nich... No dajcie spokój... To jest jakaś parodia... Już pierwszy kadr tego zeszytu sprawił, że przeszła mi wszelka ochota na dalsze jego czytanie. Grupa Fierce'a ginie, a on sam zostaje postrzelony. W szpitalu jakaś zamaskowana postać próbuje go zabić, a jego zwierzchnik oskarża go o zdradę. Fierce ucieka ze szpitala i postanawia znaleźć morderców na własną rękę... Nie dość, że panowie Love zrobili komiks do kitu (zarówno pod względem fabuły, jak i kreski), to jeszcze zrzynają od innych: w szpitalu pojawia się pięciu mężczyzn w identycznych, czarnych garniturach i przyciemnianych okularach, a jeden z nich nazywa się Smith... Ech... Oczywiście nie mogło również zabraknąć najsłynniejszej chyba w tego typu komiksach/filmach sentencji: "I intend to (...) kill every single one of them". Porażka.

"Small Gods: Killing Grin" part 1
Jason Rand (scen.), Juan E. Ferreyra (rys.)
Image Comics, 28 lipiec 2004
ocena: 4

Tematycznie komiks zbliżony do "Fierce". Owen, główny bohater, jest policjantem, potrafiącym przewidywać przyszłe wydarzenia na podstawie myśli i uczuć innych ludzi. W pierwszym tomie jesteśmy świadkami przykładowego, rutynowego wykorzystania jego zdolności oraz "przebłysku" (jak to sam nazywa) wyraźniejszego i dokładniejszego niż dotychczasowe. Jak to się wszystko rozwinie - zobaczymy, ale już teraz komiks sprawia pozytywne wrażenie. Od "Fierce" jest poważniejszy, głębszy i bardziej dojrzały, przez większą część czasu poznajemy myśli i odczucia Owena, historię jego fachu i trudności, z jakimi się boryka. Co mi się również podoba, to że Owen jest przeciętniakiem wśród innych, podobnie uzdolnionych, a nie jakimś nadczłowiekiem. Pod względem graficznym jest dobrze - fajna, "naturalna" kreska, niezła dbałość o szczegóły (np. odbijające się w szybach i lustrach otoczenie), czasem tylko zgubione proporcje. Ogólnie "Small Gods" nie jest czymś nadzwyczajnym, ale czuć w nim spory potencjał.
Dodatkowe informacje na temat tej pozycji można znaleźć na www.smallgodscomic.com.

"Small Gods: Killing Grin" part 2
Jason Rand (scen.), Juan E. Ferreyra (rys.)
Image Comics, 11 sierpień 2004
ocena: 4,5

Owen wpada w poważne tarapaty. Okazuje się bowiem, że jest on nie zarejestrowanym telepatą - czyli nie tylko ma wizje przyszłych wydarzeń, ale też potrafi czytać w myślach - a co za tym idzie - manipulować ludźmi. A to oznacza duże kłopoty... Kiedy próba cichego, ugodowego załatwienia sprawy się nie powodzi, Owen i John próbują znaleźć inne rozwiązanie... Muszę przyznać, że ten komiks jest naprawdę dobry. Zarówno pod względem fabularnym, jak i graficznym - Ferreyra sporo "kombinuje" i dobrze mu to wychodzi - czasem ukazuje akcję w lusterku samochodu, czasem z wnętrza damskiej torebki, zza pustej butelki lub z oczu przesłuchiwanego kryminalisty. Kadry są dzięki temu zróżnicowane, całość ogląda się (i czyta oczywiście) bardzo przyjemnie. Wspomnieć należy również o 4-stronicowym dodatku, zawartym w tym (jak i w poprzednim) zeszycie, zatytułowanym "Outside The Box". Jego głównym bohaterem jest Damien Hickey, kolega Owena z wydziału. Na razie nie wiadomo, jaki związek ma ta historia z głównym wątkiem fabularnym, ale nie zdziwiłbym się, gdyby obie historie się w pewnym miejscu przecięły. Scenariusz do "Outside..." napisał oczywiście Rand, jednak rysowaniem zajął się niejaki Mahmud Asrar (chyba... czcionka w stopce tego dodatku jest koszmarna).

"The Milkman Murders" Chapter 1: "Meet The Vale Family..."
Joe Casey (scen.), Stephen Parkhouse (rys.)
Dark Horse Comics, 7 lipiec 2004
ocena: 4,5

Ten komiks jest dziwny. Naprawdę. Od początku do końca nic się nie dzieje, a mimo to intryguje... Zgodnie z tytułem poznajemy rodzinę Vale i jej problemy, by na zakończenie zobaczyć mleczarza... Mleczarza innego niż wszyscy... Mleczarza, który sprawia, że nie mogę się doczekać drugiego numeru... Fajne w tym komiksie jest to, że w pokoju Vale'a juniora widzimy dwa plakaty Marilyna Mansona. Mniej fajne jest to, że ów junior na następnej stronie zabija na ulicy psa, a potem patroszy go w piwnicy... Grafika jest niezła - ludzie są co prawda brzydcy, lekko karykaturalni, ale pasują do opowieści. Czasem (ale rzadko) kreska nałożona jest na lekko retuszowane fotografie - daje to całkiem niezły efekt.
A tak przy okazji - według wydawcy, "The Milkman Murders" jest horrorem. Póki co jednak, ciężko stwierdzić, ile w tym prawdy...
Więcej szczegółów: www.darkhorse.com

"The Milkman Murders" Chapter 2: "Deeper, Harder, Faster"
Joe Casey (scen.), Steve Parkhouse (rys.)
Dark Horse Comics, 4 sierpień 2004
ocena: 4,5

Wspominałem już może, że ten komiks jest dziwny? Nie wiem, co w nim takiego tkwi, ale pomimo tego, że niewiele się dzieje - przyciąga jak magnes. Spotkanie pani Vale z upiornym mleczarzem plus wizja jej "koleżanki po fachu" z serialu telewizyjnego - ta mini-seria coraz bardziej mi się podoba. No i to rozlane mleko... Na pochwałę zasługuje też Steve Parkhouse - jego rysunki są po prostu świetne, idealne wręcz do tej historii. Zresztą, co tu dużo mówić? Ja chcę trzeci numer!

"Guardians: Reach For The Stars" part 1 /5
Marc Sumerak (scen.), Casey Jones (rys.)
Marvel Comics, 14 lipiec 2004
ocena: 3

Pierwszy zeszyt pięcioczęściowej, wydawanej dwa razy w miesiącu mini-serii z Marvela. Pięcioro dzieciaków, fanów "Star Treka", nazywających siebie Guardians ("obrońcami Ziemi i jej mieszkańców"), znajduje w lesie mały statek kosmiczny, a jego pasażera (małego, brązowego stworka imieniem Dre'kk) ratuje przed śmiercią z rąk (a raczej szczęk) psa. Ten, w dowód wdzięczności, ofiarowuje im swój medalion i obietnicę ponownego spotkania w bliżej nieokreślonej przyszłości. Kilkanaście lat później tylko dwaj z nich - Vince (ten, który dostał medalion) i Jimmy, wierzą i upierają się przy tym, iż całe zdarzenie nie było wytworem ich dziecięcej wyobraźni. Tymczasem, gdzieś w kosmosie, znajomy ufoludek wpada w tarapaty... Historia jest dziecinna i raczej do dzieci skierowana - niezbyt głęboki, ale klarowny przekaz, sposób narracji i ukazane wydarzenia są tego chyba najlepszym dowodem. No i oczywiście kreska - nieszczególna, łatwo przyswajalna, na miarę niewymagającego zbyt wiele kilku(nasto)latka. Jak się to wszystko rozwinie - zobaczymy.

"Guardians: Reach For The Stars" part 2 /5
Marc Sumerak (scen.), Casey Jones (rys.)
Marvel Comics, 28 lipiec 2004
ocena: 3

Bliskich spotkań trzeciego stopnia ciąg dalszy. Dre'kk ucieka z niewoli i przylatuje na Ziemię, ciągnąc za sobą ścigającego go Galthana, a grupkę Guardians zmuszając do konfrontacji z prześladującą ich przeszłością. Prawdę powiedziawszy, historia zaczyna trochę nudzić - i tak wiadomo, że wszystko się dobrze skończy, a "obrońcy Ziemi" - nie chcąc wystawiać się po raz kolejny na pośmiewisko - o całym zdarzeniu nikomu nie powiedzą... Chociaż kto wie? Może Sumerak nas czymś zaskoczy? Nie zaskakuje za to Jones - wszystko jak wyglądało, tak wygląda (czemu się dziwić nie można), przez co na rysunki przestaje się w ogóle zwracać uwagę - a to niedobrze. Przeciętniak, i tyle.

"Guardians: Reach For The Stars" part 3 /5
Marc Sumerak (scen.), Casey Jones (rys.)
Marvel Comics, 18 sierpień 2004
ocena: 2,5

Coraz bardziej nie lubię tej serii. Nie wiem czemu. Może dlatego, że kiedy czytam te infantylne dialogi, to mi się słabo robi? A może dlatego, że dzieciak, którego umiejętności programistyczne ograniczają się do pisania gier video, zasiada przed kosmicznym komputerem i posługując się kosmicznym językiem łamie zabezpieczenia kosmicznego nośnika? Jedno, co wiem na pewno, to że Dre'kk był na swej planecie naukowcem, który wymyślił nowe źródło energii, na które z kolei chrapkę mają inni, źli kosmici (och, jakież to wszystko oryginalne). Po stwierdzeniu, że sam (groźny, uzbrojony) nie da rady uchronić wszechświata przed nieuchronną zagładą, bierze ze sobą czwórkę (niegroźnych, nieuzbrojonych) młodych Ziemian i razem ruszają ku wielkiej przygodzie... Blee...

"Majestic" part 1 /4
Dan Abnett & Andy Lanning (scen.), Karl Kerschl (rys.)
DC Comics, 4 sierpień 2004
ocena: 3

Kontynuacja linii fabularnej ze "Strange New Visitor" w serii "Supermana". Superman spotyka się z Majestrosem w kawiarni, po czym ten walczy z Eradicatorem i odwiedza starożytne ruiny jakiejś obcej cywilizacji. Jak dla mnie - mini-seria nie warta zachodu. Pierwszy numer jest nudny i bardzo przeciętny pod względem kreski. Co się mocno rzuca w oczy, to dziwne twarze - "surowe", wszystkie nosy są nienaturalnie kanciaste, mimika i wyraz emocjonalny prawie nie istnieją. Jednym słowem - przeciętniak.

"Majestic" part 2 /4
Dan Abnett & Andy Lanning (scen.), Karl Kerschl (rys.)
DC Comics, 1 wrzesień 2004
ocena: 3

Kontynuacja "Majestic'a" nie odbiega swym poziomem od poprzednika. Mamy tu mieszankę wspomnień Majestrosa z Khery, jego obecne życie pod "przykrywką" pracownika szkoły i chłopca, który wyczuwa w nim jakąś skrywaną głęboko tajemnicę - że tak naprawdę, to jest on Supermanem... Co jak co, ale na nadmiar wrażeń w tym komiksie raczej narzekać nie można - dzieje się niewiele, a jeszcze mniej ma to wszystko wspólnego z wydarzeniami z pierwszego zeszytu. Kreska również jest bardzo przeciętna, nosy wszystkich mężczyzn wciąż wyglądają, jakby były amatorsko rzeźbione dłutem, a wszystkie cztery kobiety, które się w międzyczasie pojawiają, są niemal równie brzydkie, jak te w "Ultra". Odradzam wszelki kontakt z tym komiksem - jakakolwiek przyjemność z czytania jest bardzo wątpliwa.
A, jeszcze coś... Czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego w stopce tego zeszytu jest napisane 'listopad 2004'? Ech...

"Army Of Darkness: Ashes 2 Ashes" #1
Andy Hartnell (scen.), Nick Bradshaw (rys.)
Devil's Due Publishing, lipiec 2004
ocena: 2

Niech mnie, ale kicha... Obok "Fierce" największy gniot miesiąca. Czysta komercha, nic więcej. Do tego numeru można dokupić chyba więcej gadżetów, niż do całej serii "Spider-Mana". Poznajemy historię Asha, który zabiera swoją dziewczynę Lindę do domku w lesie, w którym jakiś archeolog pracował niegdyś nad księgą zwaną "Necronomicon". Budzą w jakiś sposób demony, które porywają Lindę, a sam Ash cofa się w czasie. Tam z kolei... Dobra, starczy... Prawie połowę zeszytu stanowią wspomnienia Asha z jego niegdysiejszych przygód, druga zaś połowa to niczym nie skrępowana rzeź opętanych przez demony leśnych stworzeń. Historia denna jak mało która, kreska przypominająca old-school'owe przygodówki na PC... Jedynie o kolorach można powiedzieć parę ciepłych słów. Niewiele co prawda, ale jednak. I to będzie na tyle.
Aha - macie rację. Ten komiks ma coś wspólnego z pewnym filmem sprzed ponad 10-ciu lat, w którym pewien facet obciął sobie dłoń, a na jej miejsce wstawił piłę łańcuchową. Co prawda niewiele, ale ma. Nie przemawia to jednak w żaden sposób na jego korzyść...

"Ultimate Nightmare" #1 /5
Warren Ellis (scen.), Trevor Hairsine (rys.)
Marvel Comics, 4 sierpień 2004
ocena: 3,5

Kolejna pozycja z rodziny "Ultimate" Marvela. Rok 1904, Syberia. Kilka meteorytów bombarduje bezludne tereny, tworząc ogromny krater i wypalając wszystko wokół. Rok 2004, Ziemia. Transmisje wszystkich stacji telewizyjnych i radiowych są zakłócane, a w końcu przerwane. W ich miejsce pojawia się przekaz, ukazujący gwałtowny koniec istnienia jakiejś pozaziemskiej cywilizacji, zniszczonej przez uderzający w jej planetę meteoryt. Wkrótce ten zatrważający obraz pojawia się w każdym telewizorze, na każdym billboardzie, w każdym telefonie komórkowym. Ludzie, którzy są jego świadkami, popełniają zbiorowe samobójstwa... W swej siedzibie, Profesor Charles Xavier, przywódca X-Men, zbadawszy źródło tego niezwykłego zjawiska, formuje grupę ratunkową... W Nowym Jorku, Generał Nick Fury, kierujący grupą S.H.I.E.L.D., odkrywa, iż zaistniała sytuacja ma związek z pewnym miejscem na Syberii... Fabularnie jest to dla mnie duża niewiadoma, bo póki co, historia się dopiero zaczyna rozkręcać i trudno ocenić, jak się wszystko potoczy. Pod tym względem mam jedynie nadzieję, że seria nie zamknie się w 4-6 numerach. Jednak co już teraz można zauważyć, to kulejące momentami dialogi, przypominające nieco "Fierce". Graficznie jest dobrze, zarówno kreska, jak i komputerowe kolory, prezentują się przyjemnie, choć nie są jakimś majstersztykiem - ot, typowy przedstawiciel Marvelowego uniwersum. Generalnie - prognoza ostrożnie pozytywna.

"The Witching" #01: "Fly Me To The Moon"
Jonathan Vankin (scen.), Leigh Gallagher (rys.)
DC Vertigo, 23 czerwiec 2004
ocena: 2,5

Trzy młode wiedźmy: Sook - koreańska studentka, Kara - członkini muzycznej trupy i Elsa - córka przedwcześnie zmarłego ekscentryka. Akcja co chwilę przeskakuje między nimi, wprowadzając sporo zamieszania i praktycznie nie owocując żadną, składną fabułą. Jedyne, czego jesteśmy świadkami, to kilka wydarzeń z życia Elsy (będącej chyba główną bohaterką tego zgiełku) lecącej na księżyc i migawki z udziałem dwóch pozostałych dziewcząt. I tyle. Muszę przyznać, że jak na Vertigo, to fabularnie komiks ten jest raczej słaby. Graficznie również nie wybija się ponad przeciętność - standardowa kreska w żaden sposób nie wyróżnia tej pozycji. Może numer drugi przyniesie coś więcej...

"The Witching" #2: "Earth Oddity"
Jonathan Vankin (scen.), Leigh Gallagher (rys.)
DC Vertigo, 28 lipiec 2004
ocena: 2,5

...a może nie? No dobra, zgoda - mamy tu Lucyfera, który prosi (a raczej zmusza, choć w dość naciągany jak dla mnie sposób) Elsę (tak, to na pewno główna bohaterka) o zniszczenie kultu i jego wyznawców, zapoczątkowanego przez jej ojca. Mamy FBI ścigające Elsę jako przywódczynię kultu samobójców. Mamy też trzy migawki z pozostałymi wiedźmami w roli głównej. I koniec. Słabizna. Graficznie - średniak. Nic dodać, nic ująć.

"The Witching" #3: "Who Let The Cats Out?"
Jonathan Vankin (scen.), Leigh Gallagher (rys.)
DC Vertigo, 25 sierpień 2004
ocena: 3

No, tu jest już trochę lepiej, niż w dwóch pierwszych numerach - w końcu mamy jakąś składną fabułę. Nieoczekiwanie w centrum naszej uwagi pojawia się Kara, koncertująca z Ozyrysem. Podczas jednego z występów, ginie kilkoro młodych ludzi, po czym dziwna organizacja na kształt naszej Ligi Polskich Rodzin walczy o "uziemienie" zespołu, duch jednej z koncertowych ofiar prześladuje Karę, a ta w niekontrolowany sposób sieje wokół siebie śmierć i nieszczęścia...

"The Gray Area" #1 /3
Glen Brunswick (scen.), John Romita, Jr. (rys.)
Image Comics, czerwiec 2004
ocena: 1

Kicha miesiąca numer trzy. Główny bohater, Chance, jest nowojorskim policjantem z wydziału antynarkotykowego. Po odebraniu tajemniczej przesyłki z portu, udaje się na spotkanie z ludźmi mafii, by dokonać transakcji. Ta jednak nie dochodzi do skutku, a Chance naraża się samemu mafijnemu bossowi - Karlowi. Karl, spotykając się później z Chancem, przypadkowo zabija jego żonę i syna. Jak się można łatwo domyśleć, Chance nie pozostanie mu dłużny - wraz ze swoim partnerem postanawia dobrać się Karlowi do skóry w jego własnym domu... Seria z czterech automatów wycelowanych w ich stronę skutecznie ostudza ten zapał... Kiedy na następnej stronie widzę Chance'a stojącego w szpitalnym korytarzu, myślę sobie: "Nie, to nie może być aż tak denne, on nie mógł tego przeżyć". I rzeczywiście, nie jest... Jest nawet gorzej - zginął, tylko jeszcze o tym nie wie... Tragedia, po prostu tragedia. Ten komiks jest jeszcze gorszy, niż "Fierce". Kiepskie, z upływem stron coraz bardziej infantylne, żenujące i denne dialogi, uderzające podobieństwo do "Punishera", wyraźne braki w umiejętnościach scenarzysty (np. moment śmierci rodziny Chance'a, tak ważny przecież, nie jest w żaden sposób podkreślony, jego znaczenie nie jest w ogóle uwydatnione - ot, cztery kolejne, zwykłe kadry). Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze koszmarna kreska i drażniąca, krzywa czcionka w dymkach... Moim zdaniem, panowie Brunswick i Romita powinni najzwyczajniej w świecie stracić prawo do wykonywania zawodu...

"The Gray Area" #2 /3
Glen Brunswick (scen.), John Romita, Jr. (rys.)
Image Comics, sierpień 2004
ocena: 1,5

Chance trafia do tytułowej Szarej Strefy (coś a la czyściec), gdzie zostaje niejako siłą wcielony do służby w Gray Watch - miejscowej odmianie oddziałów porządkowych. W trakcie jednej z misji zostaje poważnie zraniony przez dwóch "uchodźców"... Na więcej szkoda słów...

 

"Stargate SG-1: Fall Of Rome" #1
James Anthony Kuhoric (scen.), Jorge Correa Jr. (rys.)
Avatar Press, sierpień 2004
ocena: 3

Komiks skierowany raczej do miłośników serialu telewizyjnego "Stargate SG-1" (sezon drugi), z którym ma silny związek i do którego nawiązuje. Grupa naukowo-militarna używa Gwiezdnych Wrót, by przenieść się na pewną odległą planetę. Na miejscu, niespodziewanie dostają się w niewolę ludzi, przypominających starożytnych Rzymian... "Stargate..." to pozycja bardzo przeciętna, zarówno fabularnie, jak i graficznie. Wzorowana na serialu, nie pozostawiła co prawda autorom zbyt szerokiego pola do popisu, ale tego danego i tak nie wykorzystali. Poczynając od okładki (która, prawdę mówiąc, od razu zniechęciła mnie do dalszego czytania), aż do ostatniej strony. Tylko dla fanów.

"15 Minutes" #1
Bob Elinskas (scen.), David Hedgecock (rys.)
SLG Publishing, sierpień 2004
ocena: 3

Na album składają się trzy krótkie opowiastki, w żaden chyba sposób (poza nazwiskami twórców) ze sobą nie powiązane. W pierwszej, "Return To Sender", bezrobotny malkontent Frank przez przypadek dostaje od listonosza paczkę z najpotężniejszą bronią na naszej planecie. W drugiej, "Book Covers", kryminalista nazywany Generałem Gizmo wychodzi z więzienia tylko po to, żeby dokonać napadu... "Crashing In On Fame" - trzecia historyjka, ukazująca, jak można zarobić na efekcie pojedynku złoczyńców na czyimś podwórku... Podsumowując całość, pierwsze co ciśnie się na usta, to "takie sobie". Jedynie pierwsza historia jest ciekawa, choć drzemiący w niej potencjał nie został w pełni wykorzystany. Pozostałe dwie są dość nudne. Co do kreski - widać, że Hedgecock ma swój troszkę oryginalny styl, fajnie rysuje, ale z fabułą dobrze się to komponuje tylko w "Return To Sender", później przekaz i kreska troszkę się rozmijają.

"WE3" #1 /3
Grant Morrison (scen.), Frank Quitely (rys.)
DC Vertigo, 25 sierpień 2004
ocena: 4

Tytułowe WE3, to trzy, genetycznie zmodyfikowane, uzbrojone i wytresowane do zabijania zwierzęta (pies, kot i królik). Pomimo sporych sukcesów (jednego z nich jesteśmy świadkami), projekt WE3 zostaje zawieszony, jednakże zwierzęta nieoczekiwanie wydostają się na wolność. Nie odczuwające strachu ani litości, zaczynają szukać miejsca, które mogłyby nazwać domem. Komiks jest ciekawy, dobrze narysowany i pokolorowany. Sporo w nim "bezsłownych" kadrów, akcja WE3 i ich późniejsza ucieczka ukazana jest w taki właśnie, niemy sposób. Ale co tu dużo mówić - nazwisko Morrison zobowiązuje. Polecam.

"Secret Skull" #1
Steve Niles (scen.), Chuck BB (rys.)
IDW Publishing, 25 sierpień 2004
ocena: 2

Dawno, dawno temu, za oceanem, IDW Publishing wydało komiks zatytułowany "30 Days Of Night" Steve'a Nilesa. W czerwcu roku ubiegłego, komiks ten pojawił się w Polsce nakładem Mandragory, pod tytułem "30 Dni Nocy". Graficznie stał on na wysokim poziomie, merytorycznie - wręcz przeciwnie. Teraz IDW wprowadza na amerykański rynek "Secret Skull", kolejny "horror" Nilesa, nie tylko równie słaby fabularnie, ale i gorszy graficznie. W mieście od dłuższego już czasu grasuje wyglądający jak szkielet osobnik, brutalnie mordujący przestępców, a następnie wysysający z nich krew. Pewnej nocy, koło domu policjanta, zajmującego się tą sprawą, pojawia się pięciu zombie, obwieszczając, iż poszukują kogoś, kto wyrwał się ze szponów śmierci... Kiepskawa narracja, kanciasta kreska, marnotrawstwo czasu.

"CVO: Covert Vampiric Operations - Human Touch" #1
Jeff Mariotte, Alex Garner (scen.), Gabriel Hernandez, Alex Garner (rys.)
IDW Publishing, 18 sierpień 2004
ocena: 2

Pierwszy zeszyt "C.V.O." składa się z trzech części. Pierwsza - "Human Touch", opowiada o byłym agencie specjalnym, który wraz ze swoimi ludźmi i trójką wampirów rusza na misję do Mongolii. Fabularnie - poniżej przeciętnej, graficznie - dno (zarówno kreska jak i kolory). Druga część, króciutkie "Kiss Of The Vamp", to po prostu konfrontacja pewnej wampirzycy z bliżej nieokreślonymi terrorystami. Fabuły nie stwierdzono, graficznie - średnio. Na deser natomiast, otrzymujemy "Metal Gear Solid preview". To co w nim zobaczyłem, bardzo mnie zasmuciło, gdyż "MGS" na PlayStation jest dla mnie najlepszą grą, jaka kiedykolwiek powstała na jakąkolwiek platformę. Komiks jednak... Graficznie jest bardzo słaby, a fabularnie - po prostu jest wprowadzeniem do gry, przelanym na papier.

"Humankind" #1 /5
Tony Daniel (scen., rys.)
Image Comics, 18 sierpień 2004
ocena: 2

Kolejna słabizna. Rosyjski pojazd kosmiczny awaryjnie ląduje na planecie, która teoretycznie miała być Ziemią, lecz okazuje się być Therą - miejscem, gdzie ludzie są na ogół tylko zabawkami lub niewolnikami. Bohater zostaje złapany przez jej mieszkańców i poddany badaniom i zmianom genetycznym, przez co staje się potworem, co jakiś czas wracającym do swej ludzkiej postaci (troszkę wieje "Hulkiem"). Pewnego dnia ucieka z laboratorium... W innej części Nowego Rzymu (miasto, w którym mają miejsce wydarzenia), pewna policjantka - Alia Sparrow - prowadzi śledztwo w sprawie ginących w tajemniczych okolicznościach ludzi. Komiks nudny, nieciekawy, słabo narysowany - nic pozytywnego o nim powiedzieć nie mogę.

"Ojo" #1 /5
Sam Kieth (scen., rys.), Alex Pardee (rys.)
Oni Press, 11 sierpień 2004
ocena: 4

No, w końcu coś porządnego. Pewna dziewczynka opowiada o swoim dzieciństwie, swej przerażającej siostrze i zwierzątkach, którymi się (nieco nieszczęśliwie) opiekuje. Dziwna, prosta, ale ciekawa kreska, fajna narracja, dobre dialogi, zabawne sytuacje, interesująca fabuła - czegóż więcej chcieć? Polecam.

 

"SuperPatriot: War On Terror" #1
Robert Kirkman (scen.), E.J. Su (rys.)
Image Comics, sierpień 2004
ocena: 2,5

Cóż ja mogę napisać? Kolejna pozycja z Image'a, i kolejna kicha. Superbohater, który poleci to tu, to tam, pewien starszy pan, którego przez cały dzień coś denerwuje i... nic więcej. Graficznie średnio, fabularnie słabo. 3 ciekawe kadry na 24 strony to zdecydowanie za mało...

 

"Cosmic Guard" #1: "Legacy"
Jim Starlin (scen., rys.)
Devil's Due Publishing, sierpień 2004
ocena: 3

Ray Torres jest sierotą. Od dziesięciu lat podróżuje od jednego domu dziecka do drugiego i porzucił już wszelką nadzieję na znalezienie rodziny. Ostatecznie postanawia oddać się w objęcia śmierci i staje na krawędzi dachu... W innym miejscu w galaktyce, pewna planeta staje na skraju zagłady. Ostatnią jej szansą jest wysłanie Mrocznego Paladyna w kosmos (choć na razie nie wiadomo po co). Wystrzelony przez dziwne urządzenie, Paladyn trafia na planetę Ziemia, w pewnego chłopca stojącego na krawędzi budynku... Fabuła nie jest zbyt wciągająca, kreska nie wyróżnia się w żaden sposób z tłumu identycznych pozycji. Jest to na pewno komiks lepszy od "Army Of Darkness: Ashes 2 Ashes" (tego samego wydawcy), ale podobnie jak on - nie wart zachodu.

"Soulfire" #1
Jeph Loeb (scen.), Michael Turner (rys.)
Aspen, 11 sierpień 2004
ocena: 3,5

Peru, rok 2007. Ekspedycja archeologiczna znajduje szczątki smoka. The Bay Area, rok 2211 (komiksowe "dziś"). Całe miasto spalone przez smoka. Rok 1874, 2099, 2168 - nie powiązane ze sobą migawki. Znów rok 2211 - w miejscu, odpowiadającym dzisiejszemu salonowi gier, troje dzieciaków spędza czas na hologramach. Nagle pojawia się dziwna postać, która porywa jedno z nich... Akcja skacze w czasie niesamowicie, ale jak się okazuje - nie bez powodu. Kreska jest dość typowa, średnia, fabuła - hmm, zobaczymy jak się to wszystko rozwinie. Póki co, komiks ten nie jest może zbyt zachwycający, ale w porównaniu z innymi wakacyjnymi pozycjami - nie jest też zły.

"Ultra" #1 /8
Jonathan & Joshua Luna (scen.), Joshua Luna (rys.)
Image Comics, 18 sierpień 2004
ocena: 3

Trzy przyjaciółki wracają do domów z imprezy. Po drodze, wstępują do wróżki, która jednej z nich przepowiada "stratę w ciągu 7 dni", drugiej "podarunek w ciągu 7 dni", a trzeciej "miłość w ciągu 7 dni". Po powrocie do samochodu, zderzają się z ciężarówką. "Strata" właśnie się spełniła... Napis na okładce głosi: "Prywatne życie superbohaterki". Podejrzewam, iż odnosi się on do któregoś z kolejnych numerów, bo w tym żadnej superbohaterki nie ma... Fabularnie jest bardzo średnio, graficznie też. Nie polecam.
Aha.. I jak tu nie narzekać na wygląd kobiet w komiksach... Te w "Ultra" są wprost okropne...

"The New Invaders: To End All Wars" #1 /3
Allan Jacobsen (scen.), C.P. Smith (rys.)
Marvel Comics, 18 sierpień 2004
ocena: 2

Ale kicha... Geez... Przez pierwsze 11 stron, Captain America, Human Torch i reszta ekipy superbohaterów tłucze się z przerośniętymi robalami, a drugie 11 stron, to refleksje natury egzystencjonalnej oraz przedstawienie naciąganego problemu, zagrażającego światu. Kreska w troszkę przestarzałym chyba stylu, fabuły brak... Nawet tytuł sprawia negatywne wrażenie. Ogólnie rzecz biorąc, radzę trzymać się od tego z daleka.

Skala ocen jest 5-stopniowa.

Piotr "Dr_Greenthumb" Sujka