Komiksowe antologie

The Sandman: Endless Nights

O tej antologii w Kazecie pisano już dwukrotnie. W numerze 23 świetną recenzję opublikował Janek Pietkiewicz, zaś w numerze 27 swoimi przemyśleniami po lekturze podzielił się z czytelnikami Jerzy Szyłak. Czy jest coś, co mógłbym dodać do tych dwóch interesujących tekstów? Po co ponownie wracać do komiksu, którego nie możemy na razie spodziewać się w Polsce?

Problem z wieloma albumami zbiorczymi polega na tym, że sporo w nich wypełniacza. Pośród komiksów wartych pokazania są też takie, których redakcja zapomniała wyciąć lub po prostu kierując się własnym gustem przemyciła boczną furtką do druku. Dlatego szczególnie cenne są takie antologie, w których każda praca ma swoje miejsce i reprezentuje poziom godny tych najlepszych. Moim zdaniem Endless Nights jest tu wyjątkiem, nie zawiera bowiem rzeczy, które z czystym sumieniem można by pominąć. Bez któregokolwiek z autorów koncept album byłby niekompletny.

Oczywiście strażnikiem pieczęci jest tu Neil Gaiman - scenarzysta wszystkich historii, który zadbał o to, by poszczególne trybiki w albumie współdziałały. Dla fanów Sandmana będzie to pozycja, bez której ich kolekcje będą niekompletne. Natomiast czytelnicy, którzy głównej serii nie znają, mogą cieszyć się pięknie wydanym albumem (twarda okładka, obwoluta, kreda) i szeregiem nazwisk, bez których współczesny komiks nie byłby tym, czym jest. W zasadzie jedynym nieznanym twórcą jest tu Barron Storey, jednak z pewnością nie obniża on poziomu komiksu.

1. P. Craig Russel - Dream: Death and Venice - 24 strony

Rysownik znany jest w Polsce z adaptacji opowiadania Gaimana "Morderstwa i Tajemnice", widać że współpraca ze scenarzystą układała się na tyle dobrze, że została kontynuowana także i tu. Historia rozwija się jednocześnie na dwóch płaszczyznach - historycznej i współczesnej, a rysownik umiejętnie rozróżnia je stylem i kolorystyką (za kolory odpowiada Lovern Kindzierski). Ten styl graficzny moim zdaniem nie wyróżnia się zbytnio spośród amerykańskich produkcji i choć trudno odmówić artyście perfekcji w operowaniu kreską, to od komiksu o Morfeuszu oczekujemy raczej nieco innej stylizacji. Ale z drugiej strony - Sen tutaj nie występuje nawet przez chwilę. A sama historia jest świetnie opowiedziana i ma doskonałą atmosferę. Jeden z mocniejszych elementów tego wyrównanego albumu. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że epizody takie jak ten mają za zadanie przekonać do ambitnego zbioru także pożeraczy komiksowej masówki.

2. Milo Manara - Desire: What I've tasted of Desire - 20 stron

Niezwykle popularny włoski twórca, wydawany w Polsce przez Post (Dwie Podróże z Fellinim, Klik). Manara specjalizuje się w uwodzeniu czytelnika kształtnymi bohaterkami, a robi to na tyle subtelnie, że miło ogląda się jego prace, nawet gdy ewidentnie brak w nich realizmu. Oczywiście, kreska jest realistyczna, tylko niezwykła uroda wszystkich obecnych tu kobiet (i większości mężczyzn) jest trochę nieprawdopodobna. To jest kreska z plastikowego świata Barbie i Kena, ale nie odrzuca to czytelnika, który przez cały czas jest świadomy prowadzonej z nim gry. A poza tym Manara to wspaniały artysta i warto spędzić trochę czasu na podziwianiu jego pracy. Fabuła jest świetnie skomponowana przez scenarzystę, który w tym albumie najlepiej spisuje się w efektownych podsumowaniach poszczególnych epizodów - operowanie puentą opracował Gaiman w takim stopniu, że wielu konkurentów może mu tylko pozazdrościć.

3. Miguelanxo Prado - Dream: The Heart of a Star - 20 stron

Tym razem twórca mało znany w naszym kraju, jednak bardzo ceniony poza granicami (a także u nas, przez tych, którzy mieli okazję szerzej zapoznać się z jego twórczością). Historia, która porywa swoją kolorystyką (odpowiedzialny za nią jest sam Prado) przenosi nas w najdalsze dzieje świata Nieskończonych. Jak napisał we wstępie sam Gaiman - nie lubi on zdradzać zbyt wiele, jednak tu ujawnił to i owo ze swojej koncepcji. Warstwa graficzna nie jest aż tak landrynkowa jak w poprzednich opowieściach, jednak widać, że rysownik zrobił wszystko, aby pokazać się czytelnikom od jak najlepszej strony. Nie sądzę, że ktokolwiek mógłby protestować przeciwko takiemu wyborowi Gaimana co do osoby ilustratora opowieści o Śnie. A jednak stylem odbiega to od regularnego cyklu sandmanowskiego, który mieliśmy okazję poznać także u nas.

4. Barron Storey - Despair: Fifteen Portraits of Despair - 20 stron

Barron Storey został Gaimanowi polecony przez Dave'a McKean'a, a o uznaniu tego ostatniego dla rysownika Piętnastu Portretów może świadczyć już choćby podziękowanie za opinię wyrażone w "Signal to Noise" - najgłośniejszego (obok Arkham Asylum) albumu McKean'a. Historia ta nie jest komiksem w klasycznym rozumieniu. Właściwsze byłoby określenie "parakomiks", gdyż ilustracje współpracują tu z tekstem, jednak w inny sposób niż ten stosowany na ogół w opowieściach rysunkowych. Należy jednak zaznaczyć, że Storey śmiało kroczy ścieżką wytyczoną przez McKean'a i być może jego przygoda z komiksem ma się dopiero zacząć rozwijać. Artysta stosuje tu wiele odmiennych technik, jednak czasem prace są prezentowane w zbyt dużym pomniejszeniu i napisy na rysunkach stają się jeszcze bardziej nieczytelne, niż miały być w założeniu. Szczególnie jest to widoczne na ostatniej planszy, gdzie co prawda nie ma tekstu na rysunkach, jednak kadry są pomniejszone do wielkości około dwóch centymetrów kwadratowych i utrudnia to moim zdaniem ich odbiór. Te drobne zastrzeżenia nie obniżają jednak ogólnego wysokiego poziomu tej historii.

5. Bill Sienkiewicz - Delirium: Going Inside - 19 stron

Bill Sienkiewicz był ponoć protoplastą techniki kolażu w komiksie. Jeśli nawet nie jest to prawdą, to w albumie tym rysownik dowodzi, że bez trudu mógłby udźwignąć to brzemię. Stworzenie opowieści o Delirium musiało być niemałym wyzwaniem. Szczególnie, że - jak pisał Gaiman we wstępie - bohaterka ta nie jest widoczna gdzieś na krawędzi opowieści, ale znajduje się w samym jej centrum. Pisać coś więcej byłoby zdradzaniem fabuły, mogę jednak wspomnieć, że występuje tu sam Sandman, co trudno w pierwszej chwili odnotować, bo jego kwestie nie są oznaczone na czarno, jak to zwykle miało miejsce. Epizod ten jest być może najtrudniejszym w odbiorze w całym tomie, za sprawą, nomen omen, delirycznej narracji połączonej z trudnym do odcyfrowania obrazem. Przebrnięcie przez te niemal 20 stron powinno jednak dostarczyć czytelniom satysfakcji, bo Gaiman jest scenarzystą potrafiącym zabłysnąć w finale.

6. Glenn Fabry - Destruction: Peninsula - 17 stron

Opowieść o Zniszczeniu jest bezpośrednią kontynuacją historii o Delirium. Trudno jednak o dwa bardziej różniące się epizody pod względem klarowności scenariusza i przystępności rysunku. Glenn Fabry zadał sobie wiele trudu, by jego wyrafinowana kreska nabrała prostoty adekwatnej do postaci tytułowego bohatera - potężnego, lecz dobrodusznego olbrzyma opiekującego się młodszą siostrą. Czytelnicy pamiętający twórczość Fabry'ego z albumów Slaine'a wydanych w Polsce przez Egmont mogą być zaskoczeni takim rozwojem sytuacji. Nie mówiąc o tych, którzy artystę kojarzą głównie z okładkami do Kaznodziei. Dość powiedzieć, że Peninsula mogłaby spokojnie trafić do jednego z zeszytów Dobrego Komiksu - rzecz jasna pod względem rysunku, bo scenariusz nie odbiega od innych prac Gaimana opublikowanych w antologii.

7. Frank Quitely - Destiny: Endless Nights - 8 stron

Na zakończenie krótka opowieść o Przeznaczeniu. Ilustracje Franka Quitely (w Polsce znany z serii "New X-Men") świetnie budują nastrój spokoju i zadumy obecnej w ogrodzie najstarszego z Nieskończonych. W istocie niewiele się tu dzieje pod względem fabularnym. Dzięki temu zabiegowi Gaiman doskonale oddał charakter pracy Przeznaczenia i ciężar odpowiedzialności jaka na nim spoczywa. Niestety epizod będący właściwie dogłębną prezentacją postaci tylko zaostrza apetyt czytelnika na więcej przygód z udziałem tego bohatera. Być może kiedyś będziemy mogli je poznać, choć jak wiadomo Przeznaczenie opuszcza swą samotnię niezwykle rzadko.

Na zakończenie powinienem wyrazić nadzieję, że wkrótce także polski czytelnik będzie mógł przedstawić swoją opinię na temat Nieskończonych Nocy. Jednak tutaj przychodzi moment wahania - czy ten elegancki album rozbity na dwa tomy w odłażącej folii na matowym papierze bez odpowiedniego nasycenia barw to wciąż będzie to samo? Może lepiej zachować w wyobraźni obraz książki wydanej w taki sposób, na jaki twórczość Gaimana zasługuje?

Arek "xionc" Królak

"The Sandman: Endless Nights"
scenariusz: Neil Gaiman
rysunki: Fabry, Manara, Prado, Quitely, Russel, Sienkiewicz, Storey
okładka, logo, projekt książki: Dave McKean
litery: Todd Klein
wydawca: DC Comics (Vertigo)
wydanie: pierwsze
stron: 160 (128 plansz + dodatki)
kolor