Komiksowe antologie

"Fabryka Delcourt ma 10 lat"

Kiedy w latach osiemdziesiątych ukazywały się w Polsce takie komiksy jak Thorgal, Yans i Rork, czytelnik mógł się zastanawiać, po co we Francji inne wydawnictwa niż Lombard (właściwie to belgijska firma, ale nie o to tutaj chodzi). W 1998 roku, kiedy ruszył Świat Komiksu, szybko okazało się, że czytelników interesują głównie komiksy fantastyczne, więc Egmont nawiązał współpracę ze specjalizującym się w tej dziedzinie Guyem Delcourtem i jego "fabryką". Prezentowane w magazynie historie zyskały pewne uznanie czytelników ("Stan Pulsar", "W poszukiwaniu odpowiedzi", "Aquablue"), więc nie trzeba było czekać długo na pełne albumy ("Pieśń Strzyg", "Armada"). Jednak to, co ze stajni czerwonego trójkąta prezentuje Egmont, to właściwie Delcourtowa klasyka - tytuły, od których wydawnictwo zaczynało. Obecnie w katalogu oficyny można znaleźć wielu, spośród najbardziej interesujących twórców komiksu (nie tylko francuskojęzycznego). Są w tym gronie m.in.: Andreas, Barbier, Juillard, Mathieu, Sfar, Wendling ale także (z importu) Frank Miller, Bill Sienkiewicz i wielu, wielu innych.

Teraz trochę dam upust swoim osobistym gustom, i powiem, że może kiedy już Egmont wyda wszystkie cienkie komiksy Delcourtu, to zacznie wydawać te lepsze (kiedyś mi tak samo kumpel powiedział o płytaach Oldfielda). Możliwe też, że ubiegnie go w tym choćby Motopol, o ile wcześniej nie zaliczy bliskiego spotkania z syndykiem (ale o syndyku, to pewnie Pookie by więcej mógł napisać - mógłby, mógłby - przyp. red.).

Kończąc tą dygresję przejdę do opisu okolicznościowego albumu wydawnictwa, który ukazał się z okazji dziesięciolecia działalności. Dwa lata wcześniej analogiczny album wydał Glenat, ale na dzień dzisiejszy tamten komiks wydaje mi się mniej interesujący (mówią Wam coś tytuły: "Mandryl", "Milczenie i Krew", "Książę Nocy"? - no właśnie). Delcort napisał gdzieś w tym zbiorze (ale teraz nie mogę tego znaleźć, więc nie zacytuję), że od początków istnienia jednym z jego celów było wydawanie antologii. I wydał ich całkiem sporo, jednak sprzedawały się na tyle dobrze, że teraz można je kupić jedynie w antykwariatach. Wyjątkiem jest właśnie "La Fabrique", ale nie wiadomo jak długo taki stan rzeczy się utrzyma, więc jeśli ktoś lubi przeglądy tego typu (a precyzyjnie, lubi komiksy tego edytora), to być może warto się pospieszyć z decyzją o zakupie.

Jakość poszczególnych historii wyznaczają trójkąciki - od 1 do 3. Wszystkie komiksy oprócz pierwszego (dwie strony) są jednoplanszowe. Większość nie ma tytułów. Oszczędzę sobie i czytelnikom powtarzania tych informacji 40 razy.

1. Fred Blanchard, Olivier Vatine - "96 Annee Robotique"

Olivier Vatine to swego czasu najbardziej promowany przez Świat Komiksu twórca oficyny (Fred i Bob, Aquablue, Stan Pulsar). Jego kreska jest dość rozpoznawalna i nie można odmówić jej profesjonalizmu. Dalej to już kwestia gustu. Fred Blanchard również współpracował przy Aquablue, pewnie stąd ta kooperacja. Scenariusz raczej nie uzasadnia faktu, by ta historyjka jako jedyna miała większą objętość. Być może rysunki. Po raz pierwszy pojawia się tu Guy Delcourt we własnej osobie (ale poznajemy go tylko po okularach), za to z nazwiska wymienionych jest kilku autorów, m.in. Cailleteau i Wendling. Twórcy chyba dobrze się bawili robiąc komiks o kolegach z branży. Ale bez obaw - czytelnicy też to łykną.

2. Igor Szalewa, Thierry Segur

Rysunki dość intrygujące, ale chyba nie aż tak, jak można by pomyśleć na podstawie tego przykładowego kawałka kadru. Natomiast scenariusz - rewelacja. Wstyd się przyznać, za trzecim razem załapałem dopiero o co chodzi. Nie będę psuł nikomu zabawy, tylko powiem, że zadany temat miał się jakoś wiązać z kwestią 10 lat i scenarzysta wywiązał się z zadanie znakomicie. Kilka takich jednoplanszowych majstersztyków udało się tu zgromadzić, choć niestety nie wszystkie prace da się pod to podciągnąć.

3. Tronchet

Tronchet ma fajne pomysły, przynajmniej w tej opowiastce tego dowiódł. Rozmowa cygańskiej pary mieszkającej w przyczepie pośród jakichś rupieci i różnego sortu zwierzaków na jakieś takie abstrakcyjne tematy, przeplatające się z zupełnie przyziemnymi kwestiami jest pozbawiona jakiejkolwiek akcji, ale w niczym to nie przeszkadza. Jeden z miłych akcentów tego albumu. Warto by chyba w Polsce wydać coś tego twórcy.

4. Andre Juillard

O Juillardzie już kiedyś pisałem z okazji antologii o murze berlińskim. Ten rysownik ma swój styl i charakter, warto zapoznać się z jego twórczością, szczególnie, że niedawno zaczął tworzyć albumy popularnej serii o Blake'u i Mortimerze. Komiks narysowany do tego albumu ma charakter autobiograficzny, jednak autor nie zanudza nas swoimi przygodami w wieku 10 lat, jak postanowiło uczynić kilku innych artystów (z różnym skutkiem). Pozytywna sprawa.

5. Andreas

Znałem tą historię Andreasa, zanim kupiłem zbiorek (jak chyba większość jego krótkich prac), ale mogę z czytym sumieniem powiedzieć, że tutaj nie przyniósł wstydu antologii. Na jednej zaledwie planszy, udało mu się skonstruować całkiem przekonujący horror. Andreas zwykle pisze z lekkim dystansem, ale jednak nie ucieka w groteskę. A jak rysuje to wiadomo (a także widać trochę na obrazku). Niektóre prace do różnych zestawień czasem zdarza mu się odbębnić (choć oczywiście nie schodzi poniżej pewnego poziomu - nie wypada mu), ale tutaj mamy do czynienia z zupełnie odmienną sytuacją.

6. Michel Plessix

To właśnie jedna z tych autobiograficznych opowieści dziesięciolatka, ale dość urzekająca swoją prostotą i delikatnie poprowadzoną kreską. Plessix wspomina czasy swego dzieciństwa, kiedy właśnie rozpoczęto tworzyć klasy mieszane i nietrudno zgadnąć jakie rozterki mogło to wywołać u nieśmiałego chłopaka w okularach. Miło się to czyta i myślę, że autor w ciekawy sposób wykorzystał swoją szansę na telegraficzną prezentację talentu, jaką oferował ten album.

7. Frank

Kreskówkowy styl rysunku, ale trudno się nie uśmiechnąć patrząc na szczęśliwego kota, który spędza swoje życie na "lekturze" komiksów (i znów pojawia się album pani Wendling). Nawet kiedy na końcu okazuje się, że to koniec takiego życia, bo przecież 10 lat to właśnie tyle, ile przysługuje kotu... Czyżby spojrzenie na własne życie z perspektywy czworonoga? Za takie właśnie dwuznaczności warto dać dwa trójkąciki. Frank jest pomysłodawcą antologii "Między Kotami" wydanej również przez Delcourt (nakład wyczerpany), więc wydaje się, że kocia tematyka jest mu szczególnie bliska.

8. Alain Garigue

Kiedy ma się do dyspozycji tylko jedną planszę, to pewnie trudno oprzeć się pokusie zrobienia streszczenia komiksu. Alain Garigue nie oparł się tej pokusie i niestety charakter tej historii troche się przy tym zagubił. A mogłaby to być zupełnie sympatyczna historyjka, gdyby autor miał do dyspozycji choćby te cztery strony... Zwracają uwagę bardzo ciemne kadry, czarne tła tworzą ciekawy klimat, szczególnie gdy nałoży się to na dość makabryczną scenerię i samą opowieść. Ale i tak nie przekonał mnie ten epizod.

9. Marc-Antoine Mathieu

Z kolei Mathieu zaryzykował w inny sposób, rysując tylko jeden obrazek. To dziwnie troche wygląda, kiedy jeden twórca wciska kreseczki, żeby zmieścić się na tej jednej stronie, a inny strzela jeden obrazek na całą stronę i wysyła do wydawcy. Ale, ponieważ obrazek jest fajny i na temat, można to rysownikowi zaliczyć na plus. O Mathieu też już pisałem przy okazji "Powrotu Boga". Pewnie będzie jeszcze parę kolejnych sposobności.

10. Mazan - "J'Ai Dix Ans"

Tak po prawdzie, to nie jestem pewien czy to jest tytuł tej historii, ale pewne przesłanki zdawałyby na to wskazywać. Komiks bardzo przyzwoicie narysowany, razi jednak trochę zbytnia prostota scenariusza, oparty na jednym pomyśle epizod mógłby łatwo przegrać z jakimś przypadkowo podobnym pomysłem, na szczęście tak się nie stało. Są tu pewne elementy pozytywne, jednak za mało by wyjść poza jeden trójkącik...

11. Joel Mouclier

Profesjonalna, mainstreamowa kreska, może niezbyt wyróżniająca się w tłumie, ale z pewnością przykuwająca wzrok, przynajmniej na chwilę. Scenariusz przewrotny, cyniczny, haczykowaty, może nawet nieco filozoficzny, choć aż tak daleko chyba nie ma sensu się posuwać. Ogólnie prosta historyjka, ale fajnie skomponowana. Dwa trójkąciki między innymi za sprawną kompozycję planszy i doskonałe zagospodarowanie zaoferowanej powierzchni papieru.


12. Makyo, Christian Rossi

Kolejny epizod, w którym występuje Guy Delocurt - teraz już łatwo go poznać. Wielu twórców skorzystało z okazji by skarykaturować swojego wydawcę na łamach tego albumu. Scenariusz ponownie nieskomplikowany, ale jakiś pomysł tu niewątpliwie jest. Tylko czy rzeczywiście trzeba było trzech osób, żeby to skonstruować? (na ostanim kadrze pojawia się jeszcze nazwisko Toldac - być może chodzi o osobę wpisującą literki).

13. Claire Wendling

I doszliśmy do kilkakrotnie wspominanej już Klary Wendling - jednej z niewielu w sumie kobiet w komiksie. Pani Wendling prezentuje tu bardzo ciekawy styl graficzny i choć również ograniczyła się do tylko jednego kadru na planszy, to jednak mamy tu do czynienia z komiksem, nie z ilustracją, poza tym pomysł jest dość zabawny - pewnie ukazuje pierwszą reakcję artystki na propozycję wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Wendling zdobyła kilka nagród (zaczynając od nagrody Przyszłość Alph'Art w 1989) i chyba całkiem zasłużenie.

14. Laurent Hirn

Kolejny epizod opowiadający o Guyu Delcourt, tym razem on sam ma 10 lat. Niewiele się tu dzieje i nikt nic nie mówi, a to jak wiadomo cechy dobrych komiksów. Poza tym, rysunki budzą moją sympatię, a sam scenariusz tworzy niesamowity klimat, taki właśnie jaki lubię w komiksach fantastycznych - niby nie wiadomo o co chodzi, a jednak czytelnik nawiązuje jakiś kontakt ze scenarzystą. Dwa trójkąciki jak nic.

15. Thierry Robin

A tutaj niby znowu wszystko jest w porządku, jest pomysł na scenariusz, staranne rysunki, dopracowane detale w drugim planie w beztroskiej manierze zdradzającej przyjemność rysowania, a jednak całość jakoś nie zaskakuje niczym niezwykłym. Czegoś ewidentnie brakuje, aby ten komiks wzbudził uśmiech satysfakcji na twarzach czytelników, choć niewątpliwie autor jest posiadaczem niemałego komiksowego talentu.

16. Fred Simon

Opowiastka, która po raz kolejny kończy się zanim się zacznie, ale daleko jej od przenikliwego i cynicznego humoru Szalewy i Segura. Nie jest to z pewnością komiks nieudany, ale na tle reszty zbiorku nie wyróżnia się też niczym szczególnym. Rysunki zdradzają sprawnego rzemieślnika, jednak to nie ze względu na takie historie ludzie wydają swoje pieniądze na albumy. Przejdźmy zatem do kolejnej strony.

17. Algesiras, Servain

Po przeczytaniu tego krótkiego epizodziku, powyższy duet twórców ma u mnie pewien kredyt zaufania. Nie tylko udało się stworzyć absorbujący uwagę scenariusz zgodny z linią antologii, to jeszcze Servain zaprezentował możliwości graficzne na miarę samego Rosińskiego w szczytowej formie. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby to właśnie ten rysownik kontynuował Thorgala, kiedy naszemu rodakowi znudzi się kiedyś ciągnięcie swojej sztandarowej serii.

18. Isabelle Dethan - "Le Mechant Ogre"

Tutaj mamy do czynienia z dość ciekawym i nietypowym pomysłem. Zamiast opisywać świat z perspektywy dziesięciolatka, pani Dethan stworzyła komiks w stylu dziesięciolatka. Zarówno scenariusz jak i rysunek mogłyby być bez trudu dziełem autorki w takim właśnie wieku i pewnie zadaniem czytelnika jest odgadnąć jak było naprawdę. Ja sam nie mam jednoznacznej opinii, tylko jedna rzecz mnie zastanawia: dlaczego zły ogr na ostatnim obrazku ma na nosie okulary? Nisamowity klimat ma to, że komiks narysowano na papierze w jakąś dziwną, podłużną kratkę z wielgachnym marginesem. Rezultat jest zupełnie kosmiczny. Dobrze, że tylko jeden rysownik wpadł na taki pomysł.

19. Turf - "Le Petit Clement XVII"

Z początku sądziłem, że tutaj chodzi o dzieciństwo Machiavellego, ale potem zmieniłem zdanie. Clement XVII to bohater humorystycznego komiksu Turfa - nie ma chyba powodu by sądzić, że występuje tutaj jakaś postać historyczna. Tak więc mamy do czynienia z niejasnym scenariuszem o pewnym wrednym typku. Być może lektura oryginalnej serii coś by wniosła do tej historyjki. Niestety ja się z nią jak dotąd nie zetknąłem, co być może wpływa na moją opinię (tylko jeden trójkąt). Rysunkom trudno coś zarzucić, ale też nie są czymś szczególnie wyróżniającym się w albumie.

20. Pierre Dubois, Stephane Duval

Aż trudno uwierzyć ile treści zdołał pomieścić rysownik na tej jednej stronie. Piętnaście kadrów wypełnionych tekstem i szcegółowymi rysunkami na pierwszy rzut oka aż zniechęca do lektury. Album ma dość duży format, ale i tak aż oczy bolą od wpatrywania się w malutkie literki i te pozostałe obszary planszy, na których pozostało trochę miejsca by coś narysować. Zresztą rysunki same w sobie są zupełnie przyzwoite, tylko pomysł na historyjkę aż mnie odrzucił. Totalnie nie moje klimaty, ale może spodobać się fanom np. "Ani z Zielonego Wzgórza".

21. Fabrice Lebeaut

Tutaj z kolei dokładnie odwrotna sytuacja - rysownik ograniczył się do trzech obrazków i wskutek tego zabiegu ciężko doszukać się sensu w historyjce. Ma ona charakter ironiczno-humorystyczny, ale czy to oznacza, że może być nie wiadomo o czym? Za to rysunki całkiem do mnie trafiły - widać, że twórca ma swój styl i nie wpisuje się w ten typowy, cukierkowy styl trochę nadreprezentowany zarówno w komiksie francuskim w ogóle, jak i w tym konkretnym albumie w szczególności.

22. Didier Convard, Gine - "La Quille de Bois"

Bardzo sympatycznie narysowana historyjka, ale tak oklepana, że aż zęby bolą. No tylko wyobraźcie sobie - dziesięciolatek płynie sobie łódką, potem zaczyna się topić, potem ratuje go delfin, koniec historii. Co gorsza na każdym rysunku jest tu ramka z tekstem, za to nie ma żadnych dymków. Przez to czyta się to jak protokół ze zdarzenia, nie jak fabularną opowieść. Trochę szkoda, bo rysownik naprawdę się napracował.

23. Lidwine

Nazwisko Lidwine kojarzy się w Polsce głównie z cyklem "W Poszukiwaniu Ptaka Czasu", a precyzyjnie z prequelem "Przyjaciel Javin". Kto pamięta ten album wydany kiedyś przez Egmont (w roku 2000 dokładnie), ten wie na co stać rysownika z Bretonii. Tutaj daje on popis grafiki jakiej nie powstydziliby się renesansowi mistrzowie. Pod tym względem ta historia bardziej przypomina mi pierwsze albumy Rorka, niż komiks Andreasa z tego samego zbioru. A ponieważ pomysł jest niemal tak dobry, jak grafika (a pewnie znaleźliby się tacy, co by powiedzieli że lepszy), myślę że epizod zasłużył na trzy trójkąty.

24. Erwan Le Saec

W tej historii najfajniejsze jest pokazanie francuskiego konwentu komiksowego z punktu widzenia wydawcy, rysownika i twórcy fanzinu. Rysownik próbuje zabawiać nielicznie zgromadzoną publiczność, zinowcy palą skręta, wydawca popija szampana. Na sali jakiś fan komiksu odsypia nocną imprezę, jakaś para zajmuje się sobą w sposób wykluczający aktywne uczestnictwo w imprezie. Krótko mówiąc - znajome klimaty. Rysunek sympatyczny, fabuła zakręcona. Warto się dokładnie przyjrzeć ostatniemu kadrowi. Wydawca tego nie zrobił, bo chyba by tego nie puścił...

25. Serge Le Tendre, Taduc - "Dix Ans et Toutes ses Dents!!"

No proszę - dopiero co wspomniałem o "Ptaku Czasu", a tutaj już się Le Tendre pojawia (Loisela niestety nie będzie). Po raz kolejny w komiksie pojawia się Guy Delcourt, ponownie w wieku 10 lat. Dodatkową atrakcją jest pojawienie sie typów o znajomo brzmiących nazwiskach: Dupuis, Dargo, Caster. Rysunki fajnie pocieniowane, pomysł nawet może być. Może jestem za miękki, ale dwa trójkąty są.

26. Stan, Vince

Tutaj już mamy do czynienia z klasyczna historią SF, w dodarku z elementami horroru w konwencji humorystycznej. Już samo to daje podstawy do szybkiego przejścia do kolejnej strony, a że rysunki też jakieś takie... i scenariusz nie pierwszej wody (i nie drugiej nawet), to otrzymujemy standardowy mainstreamowy zapychacz. Przeczytać i zapomnieć. Jedyną atrakcją jest znów obecność wszędobylskiego Guya.


 

 

 

27. Alex Barbier

Nie wiem, ilu fanów komisku słyszało o tym związanym z wydawnictwem Delcourt oryginalnym twórcy malującym przy pomocy akwarelek, ale biorąc pod uwagę niezbyt imponujacą liczbę albumów jaką wydał, to pewnie niezbyt wielu. Kiedyś o jednym z jego komiksów napisałem parę słów do KKK przy okazji horroru, ale tutaj mamy do czynienia z historią erotyczno-obyczajową. I strona graficzna jest wcale nie gorsza niż w albumach kolorowych, bo choć artysta ma ciemną paletę, to i tak kolorki dają ostro po oczach, a tutaj wygląda to jak coś w rodzaju reprodukcji obrazu.

28. Thierry Cailleteau, Ciro Tota

Vatine już był, teraz mamy resztę ekipy "Aquablue". Nie jest to mój ulubiony rodzaj humoru i grafiki i to widać od razu. A co w tej historii może się podobać? Pierwszy kadr jest bardzo ładny z prześliczną wieżą Eiffel'a za oknem i trójkątem wiszącym nad głową Delcourta. Zwariowane pomysły na sposób uczczenia rocznicy oficyny mogą przypaść też do gustu zwolennikom "miękkiego" humoru nie wychowanym na Jeżu i Wilqu. Puenta może się spodobać, jeśli ktoś ją zrozumie (ja, wstyd się przyznać, nie zaczaiłem). Może dlatego, że już późno.

29. Fred Duval, Gess

Tutaj odwrotna sytuacja - najbardziej spodobał mi się ostatni kadr w klasycznej scenografii SF. Nie dlatego żebym strasznie lubił ten rodzaj historii, ale poprzednie są takie dziwaczne, że ciężko w ogóle powiedzieć czy są ładne czy brzydkie. Niewątpliwie rysownik potrafi, co pokazał na końcu, ale szkoda że nie dostał scenarisza, który mógłby w pełni zaprezentować jego możliwości. Pomysł na historię opiera się znów na obecności Guya Delcourta, co wprawdzie nie dziwi, ale już trochę nuży.

30. Mathieu Lauffray

Tutaj taki Batmanopodobny stwór siedzi chyba na palmie. Rysunek zupełnie przyzwoity, ale artysta strzelił sobie w stopę (być może celowo) i nie zaprezentował ani komiksu, ani fabuły. Przynajmniej nie ma mało śmiesznych żartów, co już samo w sobie jest pewnym osiągnięciem. W innym albumie być może ten rysunek kopałby tyłki, ale tutaj jednak niezbyt pasuje. Twórca pokazał wprawdzie, że włada tuszem po mistrzowsku, ale obrazek z tematem zbioru, oprócz widocznego 'X', nie ma wiele wspólnego.

31. Luc Brunschwig, Laurent Cagniat

Kolejna historia opowiada o dziesięciolatku, który w malowniczy sposób buntuje się przeciw otaczającej go rzeczywistości. Jego towarzyszem jest zakręcony misiek a na dokładkę obowiązkowa dziesięcioletnia lasencja w miniówie. Towarzystwo wyśpiewuje protest songi i żwawo pomyka jakąś zabawkową bryką na przyjęcie urodzinowe głównego bohatera, żeby nie zmarnować prezentów. Bardzo sympatyczna historyjka, szczególnie po dwóch browarach. Klimatyczne, czarne ramki między kadrami. Może być.

32. Isabelle Mercier, Roger Seiter, Vincent Bailly

To jest nawet zabawne, ale w gatunku Lanfeusta z Troy, żeby nie było wątpliwości. Rzecz traktuje o Trollach i jak łatwo zgadnąć będzie o ich nietypowej diecie. Należy chyba docenić sprawność w posługiwaniu się komiksowym medium, bo choć z pewnością nie jest to żadne arcydzieło, to czyta się to całkiem sympatycznie i niemal natychmiast zapomina. Fajnie rozłożone plamy czerni. Sympatyczna komiksowa robota.

33. Alain Ayroles, Bruno Maiorana - "Ble ou la Longue Marche des Lutins"

Alain Ayroles już kilku artykułów w Kazecie się doczekał, a to za sprawą serii "De Cape et de Crocs" oraz "Garulfo". Bez względu na to, epizod zaprezentowany w antologii wyróżnia się bardzo na plus świetnymi rysunkami wykonanymi bardzo specyficzną, filigranową kreską, pozbawionymi zupełnie zaciemnionych obszarów. Jest to małe arcydzieło sztuki komiksowej i aż oczy się cieszą kiedy się na to patrzy. Scenariusz również jest zupełnie przyzwoity, więc siłą rzczy historię można zaliczyć do lokomotyw tego zbioru.

34. Jean-Luc Masbou

Ta historyjka jest kolejnym parakomiksem, co już na wstępie odbiera jej trochę punktów. To prawda, że nie jest łatwo zrobić coś ciekawego na jednej stronie, ale przecież idea komiksów wywodzi się z pasków, więc mając całą stronę do dyspozycji można coś już chyba zaprezentować. Tutaj mamy do czynienia z jakimś pomysłem, lub może raczej ze strzępkami bardzo wielu pomysłów a kreska rysownika jest zupełnie zwyczajna, ani bardzo ładna, ani bardzo brzydka. Na korzyść przemawia fachowe zacieniowanie, ale to wciąz zaledwie jeden trójkącik.

35. Pirus, Mezzo

Kolejni starzy znajomi, o których pisałem już w "Koszmarach Halloween". Para pomysłowych twórców, którzy tworzą psychologiczne komiksy dla dojrzałych czytelników. Ten epizod jest żartem, ale w konwencji czarnego humoru. Choć ten tandem lepiej zaprezentował się w dłuższej formie i w kolorze, to tutaj też nie można mu zarzucić wiele złego. Akcja opowieści dzieje się w więzieniu - jeden z bohaterów świętuję dziesięciolecie odsiadki. Kompani postanawiają podarować mu oryginalny prezent. Dalej akja toczy się już bardzo szybko.

36. Joann Sfar - "Humpty Dumpty et le Mainate"

Teraz, kiedy w Polsce ukazał się komiks "Kot Rabina", Joanna Sfara nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Ale jeszcze kilka miesięcy temu to nazwisko chyba tylko najbardziej zajadłym frankofilom mogłoby coś powiedzieć. Tytułowy Humpty Dumpty, to pseudonim łysego policjanta, występującego na co dzień w cyklu "Professeur Bell", o którym mało co nie napisałem do KKK, ale ze względu na brak miejsca ten fragment został wycięty i musi czekać na lepsze czasy. Tak czy inaczej, Sfar jest świetny i jako rysownik i przede wszystkim jako scenarzysta, choć jak napiszę za chwilę też nie zawsze.

37. Benoit Springer

Kolejny zajęty człowiek, który zdołał narysować do antologii tylko jeden obrazek na całą planszę. Jest on nawet zabawny, szczególnie, że znów pojawia się tu właściciel oficyny, ale to znów za mało by móc w pełni ocenić talent rysownika. Być może jest to zresztą zabieg, do jakiego uciekają się rysownicy, gdy nie mają pod ręką żadnego sensownego scenariusza. Szkoda, że tak się stało, bo Benoit Springer pokazuje tu, że ma niemałe możliwości.

38. Eric Suchere, Alexis Chabert

Kolejny egzemplarz hardkorowego fantasy na wesoło. Niby nic szczególnego, ale jednak można się uśmiechnąć po lekturze. Mamy tu do czynienia z rycerzem, który wskutek drobnego nieporoumienia dokonuje rzezi wsród zespołu muzycznego i zgromadzonej publiczności. Znowu stykamy się z fachowym operowaniem szarościami, ale ponieważ sam scenariusz nie jest zbyt odkrywczy, to ciężko wyjść poza jeden trójkącik.

39. Joann Sfar, Jose-Luis Munuera - "Les Carnets d'Asclepios - Extrait"

A tutaj mamy cenną lekcję, co uzyskamy, jeśli świetnemu scenarzyście każemy robić mainstreamowy komiks. Wychodzi słabiutko. Nawet Sfar ma słabsze momenty, ale to nie znaczy, że nie rozwinąłby skrzydeł, gdyby dać mu trochę więcej przetrzeni życiowej. Rysunki Munuery bardzo przyzwoite, ale nie wyróżniają się spośród wielu innych historii zebranych w tym zbiorze. Ci, którzy nie umieją rysować, odpadają już przecież na starcie...

40. Christophe Gibelin, Nicolas Barral

Ten komiks cofa nas w czasie aż do roku 1968. Jego bohaterem jest mężczyzna w sile wieku, któremu grupka meneli postanowiła zdemolować samochód. Pewnie nie złapałem jakiegoś przekazu czytelnego dla wszystkich Francuzów, więc nic mądrego tutaj nie napiszę o samej fabule, poza tym, że jest dość zabawna, ale w specyficzny sposób. Rysunki nieco odbiegają od klasycznej delcourtowej maniery, ale nie na tyle, żeby uzasadnić przyznanie więcej niż jednego trójkąta.

41. Eric Deiran, Denis Barjam

Następna więzienna opowieść, tym razem jednak widzimy osobnika, który po wypełnieniu przyznanego wyroku, po dziesiąciu latach wychodzi na wolność. Nie na długo - złośliwy zbieg okoliczności sprawia, że wkrótce z powrotem wróci do pudła. Być może nie należy tego zdradzać, ale bez przesady - czy taki zwrot akcji może jeszcze kogoś zaskoczyć? Rysunki zupełnie zwyczajne, więc nie ma za bardzo o czym się rozpisywać w tej kwestii.

42. David Chauvel, Jerome Lereculey

Dobre rysunki i ciekawy scenariusz to podstawa przyzwoitego komiksu. Chauvel i Lereculey o tym wiedzą i to właśnie są gotowi pokazać czytelnikom. Mamy tu historię mężczyzny, któremu w wieku dziesięciu lat nie pozwalano bawić się pistoletami-zabawkami. Odcisnęło to tak trwałe piętno na jego psychice, że jako dorosły człowiek postanawia uregulować tę kwestię w sposób definitywny. Pomysł nawiązuje do całkiem aktualnej tematyki posiadania broni i jej wpływu na sposób myślenia dzieci, ale nie oczekujmy tu rzeczowej argumetacji w tej dyskusji.

43. Emmanuel Civiello

Malarski styl Emannuela Civiello można rozpoznać już na pierwszy rzut oka. Jest to artysta, którego komiks opisałem jako pierwszy w cyklu tekstów o antologiach, więc pamiętam go doskonale. Tym razem w odcieniach szarości, ale to nie znaczy, że wygląda to mniej okazale. I scenariusz tym razem nie pozostawia wiele do życzenia. Klasyczny horror, którym można straszyć dzieci przed zaśnięciem. W sam raz na przydziałową planszę. Rewelacyjny pomysł na użycie języka rosyjskiego w dialogach.

44. Florent Sacre

Powoli zbliżamy się do końca. Florent Sacre również zadowolił się narysowaniem zaledwie jednego rysunku, ale przynajmniej dodał do tego zabwny komentarz i wykazał się ciekawym pomysłem zastosowania mapy jako tła. Jest to komiks o wymowie ekologicznej, co w gruncie rzeczy pasuje na zakończenie tej antologii. Komiks jest zaadresowany bezpośrednio do pana Delcourta i innych "eksterminatorów", co już na starcie wywołuje uśmiech na twarzy czytelnika.

45. O. G. Boiscommun

Ostatni epizod przywołuje dyżurny temat komiksów wszystkich epok i kultur - wampiry. Ponieważ w tej tematyce widziałem już lepsze rzeczy (i niemało gorszych), a najchętniej to w ogóle bym o niej chyba zapomniał, to moja percepcja jest taka sobie. Może wampirolodzy będą innego zdania, ale ja poprzestanę na jednym trójkącie, choć muszę zaznaczyć, że skala szarości wygląda bez zarzutu.

 


Okładka tomu wygląda jakby była cała czarna, ale kiedy spojrzy się pod światło widać z przodu rysunki, z tyłu napisy i nawet jest mordka na grzebiecie, ale to już się trzeba dobrze przypatrzyć. Czarny błyszczący lakier na czarnym matowym papierze to pomysłowa rzecz.

Warto jeszcze wspomnieć o sporej liczbie wywiadów dołączonych do albumu, które wnoszą trochę wiedzy na temat wydawnictwa. Nie da się ukryć, że ma ono w swojej stajni zarówno wielkich artystów, jak i typowych rzemieślników. Ale kto odróżni jednych od drugich?

Arek "xionc" Królak

"La Fabrique Delcourt a Dix Ans"
wydawca: Guy Delcourt Productions
data wydania: marzec 1996
liczba stron: 72