Gene Kowalski

Poniżej radarów

"Komiks lata poniżej radarów krytyki" - Art Spiegelman

Vermeer kontra Spider-man

Jakiś tam ojciec kośćioła upatrywał w wątpieniu gwarancję swej wiary.
Piękny zaiste to obraz, trwać w wierze będąc kuszonym, z prawej nadobnymi hurysami, kształtami pełnymi, obłymi, ociekającymi słodyczą i potem, a z drugiej złocącymi się lub posrebrzanymi: władzą, bogactwem, szczęściem i sławą.

Jest niestety tak, że żyję tu gdzie żyję, w epoce która jeszcze nie ma nazwy.

I niestety byłem świadkiem największych dyskusji, które toczono od chwili, kiedy to co znamy jako cywilizacja zachodu, stawało się cywilizacją zachodu.

Wszelkie wielkie koncepcje leżą już zdyskredytowane i jeszcze tylko nekrofilskim zapędem ktoś się tam na nie powołuje.

Jeszcze ktoś błyśnie tu i tam o Sztuce, Talencie, Pięknie i Wysokiej Kulturze.

Ale to tylko martwe słowa, cienie czegoś, co kiedyś miało jakieś znaczenie, jakieś życie, a teraz tylko straszy, drepcząc po pustych mieszkaniach i skrzypiąc na strychu.

Jerzy Szyłak pisze w ostatnim felietonie, że traci wiarę. Traci, bo scenarzysta oddala się od rysownika, bo tekst i obraz w komiksie istnieją samodzielnie (w konkretnym komiksie). Ja nie lubię Gaimana. Nienawidzę go. Bo to, kurde, cholernie wkurzające jest, że ktoś drepcze sobie tak blisko tego, co ty lubisz i kochasz, i jednocześnie, tak odlegle to wszystko gryzie.

Wolę Gaimana pisarza, niż Gaimana scenarzystę. NigdzieBądź zczytałem kompletnie - literki się starły, okładka torturowana wąskimi kieszeniami kurtek, torbami, zębami (czasami w trakcie lektury, chińska porcelana przypominała mi o skasowaniu biletu, więc jedną ręką grzebię po kieszeni w poszukiwaniu biletu, drugą próbuję utrzymać pion w oparciu o poręcz, na książkę zostają tylko zęby) zmieniła strukturę i stała się z metafory skóry, koronkową bielizną. Amerykańscy bogowie są rozwleczeni i przeładowani, ale liczba bajerów i potencjalnych historii jest fascynująca. Koralina jest niewątpliwie najlepiej napisana.

ZWYKLE komiksy Gaimana mnie nie bawią, ZWYKLE przeszkadza mi rysunek, ZWYKLE mało interesujący, brzydki i nie wnoszący nic.

Ale Jerzy Szyłak w tej swojej, osobistej jednak, wycieczce zapomina o Preacherze.

Komiksie, który komiksem jest, bo nie jest serialem telewizyjnym, albo słuchowiskiem radiowym. Momentami zabawny, momentami nieczytelny, jak każda satyra polityczna oderwana od czasu, w którym powstaje (tak samo nieczytelny wydaje mi się Moore). Talent do ładnych, trafnych zdań, niezłych dialogów nie potrafi jednak, w mojej skromnej opinii, stworzyć komiksu.

Ja nie widzę tu żadnego napięcia semantycznego, które wg. mua definiuje to, czym komiks jest.

Najciekawszym komiksem, na jaki się natknąłem ostatnio jest "Dziewczyna z perłą" Tracy Chevalier (film na ekranach kin, książki nie czytałem). Tylko jeden kadr i ponad sto stron narracji. Ale jest to komiks niewątpliwie. Nie ma tu dymków co prawda, ale jest ciągła gra pomiędzy obrazem a tekstem. Jest ciągłe pytanie o relacje akcji i koloru. Są dwa wygenerowane klimaty - nastroje, które się spotykają i uzupełniają.

Zasadniczą kwestia jest to, że obrazek w komiksie musi być interpretacją tekstu i tekst musi być napisany do konkretnej grafiki. Rysowanie ilustracji to bezsens. Skoro można napisać: J wyciąga pistolet - i reszta nie ma znaczenia, to lepiej to napisać niż narysować.

W Muminkach jeden obrazek na parenaście stron tekstu spełnia swoje zadanie dużo lepiej niż wszystkie kadry w całym Preacherze czy Strażnikach.

Oczywiście dzieje się też odwrotnie. "30 dni i nocy" jest tak nędzną fabułą, że gdyby nie zżynana z Wooda, podkręcana kompem grafika, komiks zniknąłby na rynku.

Cała kupa francuskich komiksów sprowadza grafikę do zbędnego gadgetu potrzebnego scenarzyście tylko po to, by nie musiał nudzić czytelnika opisami przyrody i wysilaś się na wartkie opisy akcji.

Może to kwestia rynku, może scenarzysta nie ma czasu, żeby zobaczyć jak dany rysownik rysuje, może większość rysowników komiksowych nie wie, że wartość tego, co narysuje sprowadza się do tego, ile emocji są w stanie w sobie znaleźć i ile nastroju odczytają ze scenariusza. Może scenarzyści w ogóle mało wiedzą o rysowaniu i wolą zostawić grafików w spokoju, byle by ci czytelnie przekazali, to co oni napisali w scenariuszu.

Jakiś znany scenarzysta opowiadał o znanym światowym rysowniku, że ten nie czyta scenariuszy i rysuje tylko to, co podkreśla w scenariuszu jego żona.

Wczoraj oglądałem film o unabomberze. W jednej scenie nauczyciel, który padł ofiarą jednego z zamachów, tłumaczył czym jest sprzężenie zwrotne, utrzymując na ręce miotłę w pozycji pionowej. Powiedział, że zgodnie z fizyką to niemożliwe, a ciało potrafi wybalansować kij. Sprzężenie zwrotne pozwala pokonać fizykę.

Sprzężenie zwrotne to jest to, o co chodzi w komiksie.

Piotr "Gene" Kowalski