Nowości z USA

Witam, dziś trzy świeżynki z bardziej znanej Ameryki. Najpierw kolejny po Barnum! dowód, że dalece nie wszystko co Vertigo warto brać do ręki, a następnie kolejne dowody na to, że Batman wiecznie żywy, nawet jeśli z kondycją u niego różnie.

The Losers łatwo kojarzy się ze 100 Nabojami, ale porównania nie wytrzymuje. Lekko stonowana paleta i wyraźnie inspirowana przez Risso, lekko kanciasta, choć bardziej niesforna kreska w oko wprawdzie nie kłują, a gdy przychodzi co do czego, rysunki są dynamiczne i narracja obrazkowa trzyma tempo. Zawodzi jednak fabuła, zbudowana na zbyt wielu schematach i schemacikach filmów sensacyjnych.

Grupa agentów, którzy wiedzą zbyt wiele o ciemnych interesach Firmy, postanawia zaszantażować Centralną Agencję Wywiadowczą USA, aby ta zdjęła ich ze swojej listy śmierci. Zadanie niezbyt łatwe, ale cóż znaczy CIA wobec grupki zdeterminowanych, dobrze wyszkolonych spryciarzy dysponujących, jak się zdaje, nieograniczonymi zasobami i planem uwzględniającym chyba każdą niesprzyjającą okoliczność? Jak byłem mały, oczywiście kręciły mnie takie filmy i potem długo bawiłem się samochodzikami, tak że jeden był dobry i musiał walczyć ze wszystkimi innymi resorakami, ale zawsze mu się w końcu udawało. Mialem wtedy jakieś 6-7 lat i czytałem Kajko i Kokosza, a nie Vertigo.

Komiksu nie poprawiają sami bohaterowie. Na tych bardziej charakterystycznych wystarczy po jednym okrągłym zdaniu opisu, o tych mniej ciekawych trudno cokolwiek powiedzieć, poza tym, że chodzą, gadają i strzelają jak trzeba.
I to by było na tyle jesli chodzi o The Losers. Acha, jak to często w Vertigo, fajne okładki. Szkoda więc, że komiks jest raczej średniakiem.

The Losers: Ante Up
Scenariusz: Andy Diggle
Grafika: Jock
Kolory: Lee Loughridge
158 stron, kolor
DC Vertigo, 2004
Cena: $9.95.

Teraz bedzie o Batmanie w wersji Hong Kong. Dla tych co nie wiedzą, w Azji nie tylko Japończycy robią komiksy. Korea, Filipiny (na komiksy mówią tam "komiks") czy Tajwan mają swoje własne rynki komiksowe, gdzie lokalni producenci konkurują z japońskim importem. W Hong Kongu największą szyszką jest niejaki Tony Wong, trochę taki wschodni Stan Lee albo Jack Kirby, nazywany przez rodaków "królem komiksu". On własnie wziął się tym razem za rysowanie Batmana i wygląda to dość oryginalnie.

Przede wszystkim wszyscy mają bardziej spiczaste noski i błyszczące choć niezbyt wielkie oczy, jest też mnóstwo skośnie dzielonych kadrów i charakterystycznych linii ruchu. Poza tym Wong łączy kadry w pełni malowane z klasycznie rysowanymi i kolorowanymi akwarelką lub płaskim kolorem, a do tego wrzuca komputerowe rozbłyski przy pięściach i temu podobne fajerwerki. Pierwsze wrażenia są mieszane, ale trzeba przyznać, że taki sposób opowiadania sprawdza się jak najlepiej, zwłaszcza w scenach akcji. Warto przy tym na pewno spojrzeć na ikonę amerykańskiego komiksu przez pryzmat wschodniej narracji.

Tym większa szkoda, że scenariuszowo nie ma tu niczego ciekawego. Historia o tajemniczych morderstwach, wiodących Batmana do Hong Kongu, gdzie wikła się on w rodowy konflikt trzech potężnych braci to w najlepszym razie znośna lektura. Rozwiązanie jest naciągane i banalne jednocześnie, tak jak w tych wszystkich komiksach, gdzie najpierw dzieją się niewytłumaczalne rzeczy, a potem okazuje się, że za wszystkim stoi Szatan albo inny demon i wszystko staje się jasne, łącznie z tym kto piekielnej istocie nakładzie po ryju.

Komiks do potraktowania raczej jako ciekawostka. Do zobaczenia, ale niekoniecznie.

Batman: Hong Kong
Scenariusz: Doug Moench
Grafika: Tony Wong
128 stron, kolor
Twarda okładka
DC, 2004
Cena: $24.95.

Skoro jesteśmy przy istotach piekielnych, na koniec Arkham Asylum: Living Hell. Być może dwa wcześniejsze komiksy obniżyły mi poziom wymagań, ale ten sprawia wrażenie o wiele lepszego. Zaczyna się intrygujaco, od przedstawienia raczej zamierzchłych i dość bezwzględnych praktyk psychiatrycznych w piwnicach Arkham, lecz już po chwili bez zbędnych wyjaśnień przenosimy się w teraźniejszosć, gdzie oskarżonemu o grube finansowe przekręty Warrenowi White, dzięki wykazaniu niepoczytalności, cudem udaje się uniknąć wieloletniego wyroku. Zarówno oskarżony jak i sędzia wydają się usatysfakcjonowani nakazem osadzenia na obserwacji w słynnym szpitalu. Niestety tylko jeden z nich wie co to za instytucja...

Nasz pechowy milioner będzie odtąd musiał radzić sobie na własna rękę z wszystkimi regularnie chwytanymi przez Batmana szaleńcami. Pozna też kilku nowych nie mniej dziwacznych i niebezpiecznych i będzie musiał stawić czoła znacznie grubszej intrydze.

Wielkim atutem Living Hell jest bogactwo charakterystycznych, ciekawych postaci, z których każda posiada własną historię i motywacje nie związane li tylko z głównym wątkiem (choć w odpowiednim momencie wszystko okazuje się powiązane silniej i dziwniej niż można było oczekiwać). Dan Slott, jak dotąd niezbyt znany scenarzysta, wykazał się brakiem skrępowania przez scenariuszowe konwenanse, co pozwoliło mu kilka razy szczerze mnie zaskoczyć. Jeśli dodać do tego sprawny warsztat pisarski i niewymuszoną, zgrabną, miejscami pomysłowo rozwiązaną narację, wychodzi nam kawałek dobrej rozrywki.

Zakończenie ilustruje zasadę, że przy odrobinie wysiłku w komikse uchodzą rzeczy, które w filmie byłyby niemal pewną porażką i nieznośnym kiczem. Autorowi nie udało sie mnie kupić bez zastrzeżeń, ale nie umiałbym bez bólu skreślić, tego co wymyślił. Gotów jestem raczej przyznać, że dałem się po raz kolejny nabrać, oczekując czegoś bardziej zbliżonego w nastroju do komiksu Morrisona i McKeana, a dostając historię godną gościa, który, bądź co bądź, pisuje scenariusze do Looney Tunes. Jeśli przyjąć, a można chyba tak założyć, że sięgniesz po komiks z Batmanem dla raczej błahej rozrywki, nie powinieneś czuć się zawiedziony, bo to przyzwoita superbohatersko-maniakalna zabawa...

P.S. Byłbym zapomniał. Niezłe, miejscami bardzo fajne rysunki, pokolorowane przez Lee Loughridge'a (The Losers, Batman: Nine Lives) dają modyfikator +1 do oceny.

Arkham Asylum: Living Hell
Scenariusz: Dan Slott
Ołówek: Ryan Sook
Tusz: Wade von Gravbadger, Ryan Sook, Jim Royal
Kolory: Lee Loughridge
145 stron, kolor
DC Comics 2004
Cena: $12.95.

Konrad "konrad" Grzegorzewicz