Phantom Stranger

A wretched heart
in the dark decay,
dominate forever...
Destroy the things you love
and see if I remember
Rob Zombie Return of the Phantom Stranger

Lata osiemdziesiąte, kiedy powstały pierwsze "poważne" prace komiksowe Mike'a Mignoli, wyznaczają początek kształtowania się jego słynnego, silnie zindywidualizowanego stylu. To właśnie wówczas, jeszcze przed premierą pierwszego albumu Hellboya, Mignola współpracował z kilkoma wydawnictwami, ilustrując wiele trzeciorzędnych i, szczerze mówiąc, niekoniecznie wartych polecenia tytułów. Jednym z nich była czteroodcinkowa mini-seria Phantom Stranger, powstała na fali reanimowania klasycznych bohaterów Detective Comics.

Na początek należałoby powiedzieć coś o samym Widmowym Nieznajomym, który jest postacią mało znaną nie tylko w Polsce, ale nawet w jego ojczystej Ameryce. Odziany w idiotyczny płaszcz i kryjący twarz w cieniu staromodnego kapelusza, "mroczny wojownik o dobro ludzkości" pojawił się zaledwie w kilkudziesięciu komiksach DC, a większość jego występów ograniczała się do wypowiedzenia paru pełnych patosu zdań i "zagadkowego" rozpłynięcia się w powietrzu.

Jego debiut przypada na rok 1952, kiedy to scenarzysta John Broome i rysownik Carmine Infantino otrzymali zadanie stworzenia serii będącej odpowiedzią Detective Comics na zalewające amerykański rynek komiksy utrzymane w konwencji taniego horroru. Powołany przez nich do życia Phantom Stranger był detektywem, rozwiązującym pozornie nie dające się wyjaśnić zagadki kryminalne. Stanowił coś w rodzaju jednoosobowego odpowiednika drużyny Scooby-Doo - na końcu każdego komiksu rzekomy potwór lub duch był demaskowany jako zwykły kryminalista w przebraniu. Niestety, już w latach pięćdziesiątych amerykańscy czytelnicy odznaczali się dobrym gustem; seria nie odniosła większego sukcesu komercyjnego i przestała ukazywać się po zaledwie sześciu numerach. Tak oto Stranger okazał się postacią istotnie widmową, a słuch o nim zaginął na następne piętnaście lat.

Powrócił w nowej serii około roku 1970, już jako superbohater o zdecydowanie ponadnaturalnych zdolnościach. Nowy Phantom Stranger stawał się niewidzialny, latał i strzelał magicznymi pociskami; miał reprezentować potężne kosmiczne siły i stać na straży porządku Wszechświata. Przez pewien czas współpracował nawet z Ligą Sprawiedliwości, najsłynniejszą grupą herosów świata DC. Jednak "nowa formuła" niewiele pomogła - tym razem ukazało się zaledwie 41 odcinków komiksu. Od upadku drugiej serii Nieznajomy stał się etatową "gwiazdą gościnną"; występował jako drugoplanowa postać między innymi w komiksach Saga of the Swamp Thing, Spectre oraz Legends.

W roku 1987 nastąpił kolejny "spektakularny powrót" Strangera, czyli wspomniana mini-seria z ilustracjami młodego Mignoli. Składają się na nią cztery dwudziestopięciostronicowe zeszyty, zatytułowane kolejno: "The Heart of the Stranger!", "The Soul of the Man!", "Thunder in the Night!" oraz "A World full of Voices!".
Na jej pomysł wpadli: nowy wicedyrektor DC, Paul Levin, oraz mało znany w środowisku komiksowym pisarz SF, Paul Kuppenberg, któremu na nieszczęście powierzono napisanie scenariusza. Dlaczego na nieszczęście? Zazwyczaj powstrzymuję się od wydawania tak stanowczych opinii, ale tym razem muszę to napisać - stworzona przez Kuppenberga historia o Phantom Strangerze jest zdecydowanie jedną z najgorszych i najgłupszych amerykańskich opowieści komiksowych, z jakimi kiedykolwiek się zetknąłem. Kiedy po raz pierwszy pobieżnie przeczytałem wszystkie cztery rozdziały, byłem przekonany, że mam do czynienia z otwartym nawiązaniem do tradycyjnych komiksów "srebrnego wieku", pełnym dystansu pastiszem przerysowanych historii z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych; nie chciało mi się wierzyć, że ktokolwiek mógł na poważnie napisać ogromne ilości dialogów w stylu: "- Nie! Pozwól im żyć... potworze! - Czy mogę zmiażdżyć twoje słabe ciało i duszę, kochanie?". Również wygląd głównego antagonisty, niejakiego Eclipso, ubranego w różowy strój ze złotymi elementami, zdawał się sugerować, że wszystko to powinno traktować się z przymrużeniem oka. Niestety, moje nadzieje zostały rozwiane przez posłowie Kuppenberga - nie było w nim niestety ani słowa potwierdzającego moje przypuszczenia. Jest tam za to bardzo dużo rozważań, utrzymanych w tonie całkiem serio, jak na przykład: "strach pomyśleć, co by się stało, gdyby Phantom Stranger stał się zbyt potężny".

Fabuła mini-serii jest na tyle niespójna i dziwaczna, że nie widzę większego sensu streszczania jej; najogólniej rzecz biorąc, chodzi tu o pewną niebezpieczną sektę, demona, nadchodzącą apokalipsę oraz... Jimmy'ego Olsena.

O rysunkach Mignoli nie mogę natomiast powiedzieć niczego ponad to, że stoją na przyzwoitym poziomie. Nie ma tu jeszcze charakterystycznych cienkich konturów i jednokolorowych wypełnień, które znamy z Hellboya i BPRD. Wszystko utrzymane jest w stosunkowo konwencjonalnej stylistyce amerykańskich komiksów z tamtego okresu, którą znamy choćby z serii wydawanych przez TM-Semic na początku lat dziewięćdziesiątych. Kunszt Mignoli objawia się tu przede wszystkim w doskonałym, nastrojowym cieniowaniu (choć, jak zwykle w takich przypadkach, trudno powiedzieć, w jakim stopniu jest ono zasługą rysownika, a w jakim inkera - P. Craiga Russella). Warto także zauważyć, że wygląd jednego z przeciwników Strangera, brodatego fanatyka religijny Lycaona, zdaje się zapowiadać kreację hellboyowego Rasputina...

Zdecydowanie nie polecam Phantom Strangera Kuppenberga nikomu, może z wyjątkiem nielicznych kolekcjonerów oraz fanatycznych wielbicieli Mike'a Mignoli.

Jeśli natomiast kogoś zainteresują inne przygody tego bohatera, proponuję sięgnąć po następujące tytuły:
- Secret Origins Vol. 2 #10 cztery opowieści (jedną z nich napisał sam Alan Moore!), próbujące wyjaśnić, skąd przybył i kim naprawdę jest Nieznajomy;
- Books of Magic #1-4 w prequelu do znanego komiksu Neila Gaimana Phantom Stranger jest jednym z przewodników nastolatka Tima Huntera, wprowadzających go w świat magii;
- Batman/Phantom Stranger historia autorstwa Alana Granta , w której Stranger i Batman wspólnie rozwiązują zagadkę zaginionej cywilizacji.

Janek Pietkiewicz