"Miasto grzechu: ten żółty drań"

 

Wydawać się może, że czarny kryminał nie jest gatunkowym punktem wyjścia dla tej opowieści z miasta grzechu. Inaczej niż poprzednio, Miller nie inspiruje się klimatem noir, wykorzystując poszczególne typowe dla tego rodzaju opowieści elementy, kreując komiksowy świat Basin City. Jest znacznie lepiej. "Ten żółty drań" to czarny kryminał w pigułce.

Historia o podstarzałym policjancie Hartiganie ratującym małą dziewczynkę Nancy, na pierwszy rzut oka zaprzecza regułom czarnego kryminału. Nie znajdziemy tutaj niejednoznaczności moralnych, a pośród bohaterów tego komiksu trudno dostrzec cynicznych twardzieli, a tym bardziej platynowe blondynki - synonim famme fatal. W błędzie będzie jednak ten kto stwierdzi, że Millerowi znudziła się konwencja noir, bądź też "zdradził", złamał zasady rządzące tym gatunkiem.

Nic z tych rzeczy. Twórca "Miasta grzechu" burzy i owszem, ale nasze wyobrażenie o tym jak ma wyglądać i czym ma się charakteryzować czarny kryminał. To nasze, czytelników chciejstwo i wizja tego gatunku, to jedynie odprysk i popłuczyna po idei Dashiela Hammetta i Raymonda Chandlera. Zestaw koniecznych rekwizytów, po których odbiorca ma rozpoznać kryminał noir to efekt przetrawienia tej konwencji przez kulturę masową. Miller odrzuca te schematy wracając do początków, korzystając z twórczości dwóch ojców czarnego kryminału. Od Hammetta bierze podstawy świata przedstawionego: realistyczny, brutalny, przesycony zbrodnią obraz Ameryki, od Chandlera natomiast odrealniony, poetycki sposób prezentacji bohaterów dramatu.

Połączenie tych dwóch zabiegów, odrzucenie popkulturowej papki jaka powstała na bazie czarnego kryminału z jednoczesnym powrotem do źródła tej konwencji, czyni z komiksu Millera godnego kontynuatora idei noir. Powieści Chandlera czy Hammetta bywają podawane jako przykład egzystencjalizmu w literaturze w wersji amerykańskiej. Jeżeli tak do tego podejdziemy to "Ten żółty drań" jest tym samym dla komiksu, czym "Sokół maltański" dla literatury.

Ten tom "Miasta grzechu" to w istocie moralitet. Autor stawia w nim wyraźnie granice pomiędzy tym co możemy określić mianem dobra i zła. Poprzez postać Hartigana prezentuje świat bardzo "prostych" moralnie wyborów. Dla tego bohatera jest to świat czarno biały, a wszelkie odmiany szarości (czy też zgodnie z tytułem żółci) są mu obce, narzucone z zewnątrz. Hartigan w obronie wyższego dobra, ochrony Nancy, jest w stanie poświęcić bardzo wiele. Jego działania, jego wybory są dla niego czymś nadzwyczaj naturalnym, wywodzącym się z samej istoty człowieczeństwa. Taka wizja staje się dla czytelnika przekonywująca przede wszystkim dzięki emocjonalnemu ładunkowi jaki zawiera w sobie "Ten żółty drań". Miller co rusz bombarduje odbiorcę emocjami, często przechodząc z jednej skrajności w drugą. Od pierwszej strony komiksu czujemy, że ta opowieść nie może skończyć się dobrze, nie w takim świecie nie w takich warunkach. A jednak dzięki wprowadzeniu do tej historii elementów melodramatu, autorowi udaje się bez cienia sztuczności zagrać na pozytywnych odczuciach czytelnika. Na tym jednak nie kończą się sposoby na urealnienie tego świata i tych bohaterów.

Autor swobodnie operuje językiem; twardość dialogu kontrastuje z poetyckością monologu wewnętrznego bohatera równie mocno, jak w ilustracjach biel z czernią. Poprzez ten kontrast czytelnik oddziela akcję, kontekst sytuacji i dramat dwójki bohaterów od uzasadnienia podejmowanych przez nich działań. Jednak wersja polska znacznie pod względem językowym odstaje od oryginału. O ile w oryginale możemy obcować z liryzmem i swobodą prowadzenia narracji Millera, tak w wersji polskiej pojawiają się kulfony i zwyczajne językowe gnioty Tomasza Kreczmara. Tam gdzie mamy millerowski twardy i ostry dialog, w polskiej wersji znajdziemy bezsensowne wulgaryzmy, nijak mające się do oryginalnego tekstu.

Snując swoją opowieść Miller posługuje się prostą symboliką, która w innym medium wydawałaby się sztuczną i wydumaną. Jednak tutaj widać ogromny talent autora w operowaniu komiksowym obrazem. Wykorzystuje on bowiem dla dobra opowieści to, co stanowiło zawsze piętę achillesową komiksu, a mianowicie skrótowość. Jest ona najbardziej zauważalna w warstwie graficznej, klasyczne już operowanie kontrastem bieli i czerni wzbogacił on dodając tytułowy kolor żółty, który stanowi jednocześnie symbol zepsucia i ohydy. Autor korzysta ze skrótów za każdym razem, kiedy historia próbuje wyrwać się z pod jego kontroli, pędząc w stronę trywialnego i pretensjonalnego moralizatorstwa.

"Ten żółty drań" to komiks niezwykły. Nie znajdziecie tutaj pseudoartystycznych popisów, a jedynie historie dwojga ludzi, tragiczną choć od początku do końca zmyśloną. To, na co musicie się przygotować to solidna dawka uczuć, emocji i wrażeń, okraszona tym samym co zwykle, millerowskim sosem z czerni i bieli z dodatkiem wyjątkowo ohydnej żółci.

Karol Konwerski

Rewelacja! Sam nie spodziewałem się jak bardzo brakowało mi Miasta Grzechu, a tu jeszcze dostaję odcinek wyśmienity - porównywalny do poziomu "Damulki...", a nawet samego "Miasta Grzechu". Miller ze znawstwem sięga do rudymentarnych wartości, bombardując jednocześnie oczy niesamowitą grafiką. Wszystko jak zwykle otoczone nutką zadumy. Gorąco polecam.

Piotr "wilk" Skonieczny

"Miasto Grzechu": "Ten żółty drań"
Tytuł oryginału: That Yellow Bastard
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Frank Miller
Tłumaczenie: Tomasz Kreczmar
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 02.2004
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 1997
Liczba stron: 224
Format: 17 x 26 cm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały + żółty
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 30,00 zł