"Nathan Never - Piekło"

 

 


Sam nie wiem, czemu kupuje jeszcze "Nathana Nevera". Przyznam się od razu, że chciałem napisać recenzje tego tomu tylko, dlatego by dać tej serii jeszcze jedną szanse. Zmarnowaną, jak się pewnie domyślacie. Ach te sentymenty. Miarka się w końcu przebrała. Zacznijmy jednak od początku. Nathan Never to kolega Dylana Doga z tego samego włoskiego wydawnictwa. Obaj są detektywami i zajmują się często bardzo nietypowymi sprawami. Dzielą ich jednak czasy, w których żyją. Nathan jest, bowiem pracownikiem prywatnej agencji zwalczającej przestępczość - agencji Alfa a żyje w odległej nam przyszłości. Świat nie wygląda tak jak teraz. Ludzie skolonizowali najbliższe otoczenie Ziemi, a miasta rozrosły się do ogromnych stechnicyzowanych metropolii. Swoje dochodzenia Nathan prowadzi, więc na Ziemi w mrocznych zaułkach "Miasta" czy też na zniszczonych przez toksyczne odpady terenach poza nim. Czasami akcja przenosi się także w przestrzeń kosmiczną.

Tym razem zadaniem detektywa z przyszłości jest odnalezienie i doprowadzenie do domu synalka z bogatego domu, który z niego uciekł i ukrywa się na najniższym poziomie miasta. Miasto, w którym żyje Nathan jest tworem wielopoziomowym, powstałym w wyniku nadbudowywania wyższych poziomów na poziomach starych. Jak łatwo się domyślić na najniższych i najstarszych poziomach żyją najbiedniejsi, a na najwyższych sięgających nieba najbogatsi. Obywatelami najniższego poziomu są między innymi mutanci, czyli efekt nieudanych eksperymentów genetycznych ludzi. Starają się oni uzyskać równouprawnienie nie przebierając w tym celu jednak w środkach. Sytuacja, w jakiej pozostało im egzystować zmusza ich do kradzieży i napadów. W jednym z takich napadów uczestniczy także poszukiwany przez Nathana człowiek, który przyłączył się do mutantów. Sytuacja ta została wykorzystana przez pragnącego zwiększyć swój elektorat polityka nakładającego na jego głowę nagrodę, co utrudniło oczywiście zadanie Nathana. W efekcie mamy tu podróż detektywa do wnętrza miasta (Dantejskiego piekła) obfitującą w spotkania ze sprzedajnymi mutantami, łowcami nagród i ściekowymi krokodylami. Wynik całej tej eskapady jest oczywisty. Co więc jest ciekawego w tej pozycji? Dajcie mi chwilę. Myślę, myślę. Już wiem. Nie ma nic, nic i jeszcze raz nic. Komiks ten nie jest wart czasu, który spędziłem nad jego lekturą, a na pewno już tego 11,90 zł, które na niego wydałem. Ach, głupi byłem i tyle. Posiadam na razie wszystkie wydane w Polsce tomy tej serii i trzeba przyznać, że zdarzały się i całkiem ciekawe pomysły (temat detektywa przyszłości jest typowym workiem bez dna) i nawet interesujące rysunki (to na pewno przyciągało mnie na początku najbardziej), ale seria ta jest raczej pasmem komiksów przeciętnych, a często i złych. Moja ocena nie byłaby aż tak ostra, gdyby nie pewne konsekwentne postępowanie autorów silących się by komiks ten był czymś więcej niż tylko niskich lotów rozrywką. Uparcie próbują oni nawiązywać do literatury czy filmu. Już same tytuły mówią za siebie; "Vampyrus", "Serce mroku", Aleja śmieci" etc. czy nawet ten tom "Piekło". Inspiracje są jednak najczęściej tak oczywiste, że ja podczas lektury tej serii czuje się jakby ktoś łopatą walił mnie w głowę. Poza tym to, co mogłoby być wykorzystane przez autorów w bardzo twórczy sposób jest tylko nieudolnym odtworzeniem, a wręcz zbezczeszczeniem oryginalnych dzieł. Po przeczytaniu najgorszego według mnie tomu w serii, czyli "Serca mroku" zrobiło mi się niedobrze i pomyślałem, że Joseph Conrad pewnie przewrócił się w grobie i to nie raz. Gdyby wiedział, że jego "Jądro ciemności" zainspiruje coś takiego pewnie tego dzieła by nie napisał. Autorom radziłbym pójść do Alana Moore`a po nauki jak się powinno korzystać z nawiązań i różnych smaczków umieszczanych na kartach komiksów. W tym tomie pod tym względem nie jest aż tak źle. Jednak nawet gdyby pominąć te nieudolne odwołania to i tak ten albumik jest raczej tylko rozrywką i to na przeciętnym poziomie. Ten komiks powinno się wydawać jak najzwyklejsze mangi w Japonii, na złej jakości papierze, które czyta się w pociągu czy autobusie (to zamiast metra). Gdy jest zła po prostu się ją wyrzuca i zapomina na wieki wieków a jak jest dobra to i wydanie na lepszym papierze można by kupić. Ale tu jest Polska.

Jedynym powodem, dlaczego nie dałem "Piekłu" Nathana Nevera najniższej oceny jest to, że seria to pokazała mi już wcześniej o wiele niższe niziny no i może, dlatego że mam dobry humor. Może powinienem zrobić inaczej. Moja ocena jest do zweryfikowania, lecz serdecznie odradzam zakup tego dzieła. Każdy ma jednak wolną wolę i jak zdecydujecie inaczej nie mówcie, że nie uprzedzałem. Sam chyba na jakiś czas przynajmniej dam sobie spokój z tą serią. A-ha. Jeśli Egmont dalej będzie wybierał takie pozycje z ponad stu numerów tego cyklu (a może cała ta seria jest taka) to niech się znów nie dziwi, że sprzedaż jest słaba. Ogólnie, nie polecam.

Wojciech "dieFarbe" Garncarz

A ja tam lubię obu makaroniarzy.

Sławek "pookie" Kuśmicki

Tytuł oryginału: Nathan Never: Inferno
Scenariusz: Bepi Vigna
Rysunek: Dante Bastianoni
Okładka: Mario Rossi
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont Polska
Wydawca oryginału: Sergio Bonelli Editore
Wielkość: 96 stron
Rok wydania: 2003
Format: 14,5 x 20,5 cm
Oprawa: miękka
Papier: matowy
Druk: czarno-biały
Cena: 11,90 zł