Josephine,
Tchnienie Czarnego Lądu- Część 1

Hit roku zaprzepaszczony

Josephine znają już chyba wszyscy. Wszak przed swoim debiutem w niezależnej serii gościła wielokrotnie na łamach najpoczytniejszego magazynu komiksowego w Polsce- Produktu, a ten, było nie było, czyta zdecydowana większość komiksiarzy w Polsce. Produkt to generalnie świetna platforma startowa, o czym świadczą mnożące się jak grzyby po deszczu wydania serii, które wypromowało czasopismo. Był Wilqu, ET&P, będzie Phantasmata, Osiedle Swoboda (buhahahah), no i jest Josephine.

Dla niezorientowanych w temacie. Josephine Durmaz jest londyńskim detektywem ze smykałką do rozwiązywania nadnaturalnych spraw, w czym pomaga jej żywiący się krwią, zsyłający wizję medalion. Generalnie taki Mulder w spódnicy, tylko znacznie bardziej elegancki, spokojniejszy (w końcu to Angielka), no i działający na początku XX wieku. Brzmi banalnie? Zapewniam, że takie nie jest, gdyż opowieści snute przez Clarence'a posiadają specyficzny smaczek i "czytają się" naprawdę nieźle.

Przyznam otwarcie, że początkowo śledząc w Produkcie przygody Józi nie byłem zachwycony. Bardzo specyficzne kadrowanie i ciemne, robione grubą kreską, oraz opowiadane z olbrzymim dystansem historie powodowały, że nie mogłem wczuć się w całość klimatu. Niemniej jednak w końcu przyzwyczaiłem się do specyfiki tego komiksu, a Clarence poprawił odrobinę warsztat i w końcu (po przeczytaniu opowiadania "Głód") stałem się fanem przygód pani Dumaz.

Z tym więc większą radością powitałem w swych łapkach pierwszy zeszyt wydanej przez Mandragorę pełnometrażowej historii ze świata Józi. No i co? Pierwsze wrażenie było raczej kiepskie, ale to za sprawą wadliwego egzemplarza , który został po prostu zmasakrowany przez drukarnię (o tym później), ale nawet pomijając ten fakt byłem raczej rozczarowany. Co prawda już wcześniej ostrzegano nas, że Josephine pojawi się w formie zeszytowej, ale...

Jeśli chodzi o fabułę, to ciężko powiedzieć właściwie jakie mam odczucia- historia zapowiada się może i nieźle- jest tajemnica szkunera-widmo i dziwnej afrykańskiej muchy, są zaginięcia i sceny walki, ale nie wiadomo co z tego wyniknie. Historia skacze z Londynu do Afryki i z powrotem, a potem nagle się urywa. Wiem, że dzielenie dłuższych całości na choćby i 24 stronicowe zeszyty to żadna nowość, ale weźcie do ręki jakikolwiek amerykański zeszyt i spójrzcie jak te przerwy są rozplanowane. Amerykański scenarzysta rozpisując komiks wie, gdzie wypadnie przerwa. Tu widać, że podział na zeszyty został wprowadzony dopiero po napisaniu i rozrysowaniu całości, przez co po prostu powstaje syndrom urwanego filmu. Winić za to należałoby jednak wrocławskiego edytora, 72 stronicową Józię można wszak było z powodzeniem wydać w całości, zwłaszcza, że jak widać taki był początkowy zamysł autora.

Od strony graficznej całość prezentuje się nieźle, ale nie powalająco. Widać wyraźnie, zwłaszcza porównując z pracami z Produktu, że Weatherspoon lepiej czuje się na dużych planszach, zresztą tak pewnie rysował ten album. Mimo to, niektóre sceny zapierają dech w piersiach. Zwłaszcza te jaśniejsze, przedstawiające walki w dżungli, czy na sawannie. Kolory położone przez Iwanickiego są niezłe i dosyć dobrze wkomponowują się w klimat opowieści, choć czasami możnaby pokusić się o większe zróżnicowanie palety w celu uczynienia plansz bardziej przejrzystymi.

Powiem Wam szczerze, że podobał mi się ten komiks i z pewnością kupię kolejne, ale mimo ciekawych pomysłów i zastosowania niespotykanych gambitów narracyjnych (jak choćby odcięta głowa mówiąca do Josephine w jej wyobraźni) i naprawdę niezłych rysunków nie udało mi się przekonać siebie do wyznaczenia mu wysokiej oceny. W końcu zdecydowałem się na średniaka, a czemu? Zaraz powiem.

Album, który mógł okazać się hitem został po prostu położony przez wydawcę. Od niefortunnego pocięcia historii poczynając, poprzez niewielki format, a na beznadziejnym wydaniu kończąc. Jak już mówiłem pierwszy egzemplarz Józi, który kupiłem był ewidentnie schrzaniony. Kolory na 1/3 stron były rozmyte, a strony pozaginane przez prasę drukarską. Nic to. Wymieniłem rzeczony egzemplarz na inny, ale to nie zmienia faktu, że: kolory są nie wszędzie równo nasycone, a oprócz tego trafiło mi się kilka plam po kleju i jedno "dziwne przypalenie". Jasne, istniałaby możliwość, że miałem po prostu pecha, ale obejrzenie zasobów mojego Empiku przekonuje mnie, że przynajmniej znaczna część nakładu, jeżeli nie cały, zostały w ten sposób uszkodzone. No cóż- to nigdy nie powinno zostać dopuszczone do sprzedaży.

A mogło być tak pięknie. Wystarczyłoby wydać 72 stronicową całość w A4 i sprzedawać za 25 złotych. Tylko czy to by się sprzedało? Kto wie? Może mielibyśmy polski komiks roku... a tak pozostaje mieć nadzieję na lepsze czasy i wydanie 8mm Weatherspoona, któremu z tego miejsca życzę, żeby jego następne komiksy były wydane lepiej, bo z pewnością na to zasługują.

Paweł "Kurczak" Zdanowski

Przed pojawieniem się na naszym rynku Clarenca Weatherspoona nie było osoby, która rysowałaby tak, jak on. Jest to twórca posiadający własny i charakterystyczny styl. Potrafi też ciekawie opowiadać i tworzy charakterystyczne postacie. "Josephine" jest typem komiksu, który, przyznam się, lubię najbardziej, dlatego cieszy mnie to, że tak szybko pojawił się w formie albumowej. Minusami tej publikacji są: podzielenie historii na dwa albumy oraz (dla mnie) brak przekonania do tej pozycji w kolorach.

Wojciech "dieFarbe" Garncarz


Trudno nie lubić Josephine. Mroczny klimat, charakterystyczna kreska, Londyn w tle... Tym bardziej szkoda, że zeszytowe wydanie nie spełnia oczekiwań. Bezsensownie urwana akcja (nie ma nawet żadnego c.d.n.) nie pozwala w pełni ocenić rzeczywistej wartości fabuły. Rysunki na poziomie, ale do tego zdążył nas Clarens przyzwyczaić. Kurczak ma rację, pisząc, że potencjał tego komiksu został po części zmarnowany. Może w drugim zeszycie będzie lepiej?

Sławek "pookie" Kuśmicki

scenariusz: Clarence Weatherspoon
rysunki: Clarence Weatherspoon
kolory: Maciej 'Ivan' Iwanicki
oprawa: miękka
kolorystyka: pełny kolor
objętość: 36 strony
data wydania: grudzień 2003
cena: 9.9 zł