"Ustawianie czytelników pod prąd"

wywiad z Jerzym Szyłakiem


Nie od dziś jest Pan znany głównie jako osoba naukowo zajmująca się komiksem. Ostatnio dał się Pan poznać szerszej grupie czytelników także jako scenarzysta komiksowy. W jaki sposób zaczęła się Pańska przygoda z pisaniem komiksów? Kiedy to było i w jakich okolicznościach?

Moje zainteresowanie komiksem na pewno zaczęło się bardzo wcześnie bo chyba każdy nastolatek próbuje rysować historyjki obrazkowe. Ja należałem do takich nastolatków. Gdzieś tam sobie rysowałem rozmaite komiksiki. Na studiach spróbowałem robienia krótkich komiksów satyrycznych czy dowcipów rysunkowych do gazet studenckich. Potem trafiła mi się współpraca z tygodnikiem "Wybrzeże". To był 1983 - 84 rok, mniej więcej. Po tygodniku "Wybrzeże" były również inne próby. Już nie pamiętam tego wszystkiego. Był jeszcze Gdański Klub Fantastyki ale to już trochę później.
Poważniejszą rzeczą był magazyn "Fan". Dwie serie z moimi scenariuszami - "Zbyt długa jesień" i "Zaczarowany zamek", publikowano równolegle. Historie szły w odcinkach. "Zaczarowany zamek" ukazał się całości, a do zakończenia "Zbyt długiej jesieni" zabrakło ostatniej części. Później miałem mocne wejście do "Komiksu - Fantastyki". Opublikowałem tam "Małego masturbatora", a w kolejnym numerze publicystycznym (bo tylko w takich drukowano komiksy rysowane przez Polaków) "Bardzo heroiczną fantasy" z moim scenariuszem. Wtedy próbowałem pisać rożne rzeczy, ale udało mi się opublikować tylko jeszcze album w wydawnictwie "Graf" - "Alicja w krainie czarów" zrobiony z Jezierskim.
A potem była zapaść, bo nie było dla kogo i nie było po co robić komiksów. Ukazywały się tylko małe fanziny i ulotne druki - można było do nich robić tylko drobne komiksiki. W każdym bądź razie przed tym kryzysem pisałem scenariusze m.in. dla "Wydawnictwa Morskiego". Komiks dla Morskiego nie został przyjęty, bo źle oceniono jego warstwę graficzną. Rysował go Krzysztof Różański, który zrobił znakomite plansze próbne, ale potem trochę się spieszył i ten pośpiech odbił się na jakości rysunków. Nie było już okazji do zrobienia poprawek, bo wydawnictwo splajtowało. Pisałem też scenariusze adaptacji "Quo Vadis", adaptacji "Pinokia" i adaptacji "Wyprawy na Ariadnę" - taka opowiastka marynistyczna wierszem. "Wyprawa na Ariadnę" podobno została narysowana. Nigdy w życiu tego nie widziałem na oczy, bo Sławek Jezierski, który to robił, głęboko w szufladzie chowa swoje prace i najczęściej nie pokazuje ich współautorom...

Szkoda...

Ja też żałuję. W każdym razie to były rzeczy, które się nie ukazały. "Pinokio" i "Quo Vadis" nie zostały zrealizowane. Miałem jeszcze historię zatytułowaną "Odyseusz" na podstawie "Odysei". Rysował Marek Górnisiewicz. Zrobił to od początku do końca. Cały, liczący 64 strony komiks. Wydawnictwo Morskie zapłaciło za ten komiks, ale nie opublikowało tej historii.

Kiedy to było?

Lata osiemdziesiąte. Końcówka lat osiemdziesiątych. No a potem w latach dziewięćdziesiątych były już tylko krótkie rzeczy, czyli były historyjki z Jezierskim robione z myślą o "Playboyu". "Playboy" zamówił całą serię, ale opublikował jedną i zerwał współpracę. Dla "Amnesty International", ale to już później, zrobiliśmy dwustronicową historię o dziewczynce, która jest szykanowana bo chodzi na lekcje religii. Dla Oli Spanowicz napisałem serię "Wampirów". Ona narysowała cztery plansze. Ostatnio dorysowała jeszcze dwie i ma ochotę na więcej. I z Jezierskim, i z Olą trafiliśmy do "Stripburka". W sumie była nas tam szóstka Polaków. "Stripburkowcy" dobrze nas wspominają, trzeba przyznać. Zwłaszcza Ola przypadła im do gustu. Zresztą Ola publikowała swojego "Wampira" w kilku różnych miejscach - i w "Quriozum" i w antologii Egmontu (pierwszej - przyp. red.).
Spośród innych rzeczy muszę wymienić przynajmniej dwa projekty, związane z Rafałem Szłapą. Pierwszy to "Hamlet" - taka przewrotna wersja "Hamleta": całość podzielona na cztery epizody po osiem stron. Każdy epizod kończy się zapowiedzią, co będzie w następnym odcinku, a następny zaczyna od o streszczenia tego co było i tego, co będzie. Istotą pomysłu była zabawa i słowem, i obrazem, chyba trochę zbyt wyrafinowana jak na przeciętnego odbiorcę komiksów. Ze Szłapą zrobiłem też krótką historyjkę "Astronauta". To był komiks zrealizowany w odpowiedzi na apel Witka Idczaka żeby robić komiksy o końcu świata. Szłapa narysował tę historyjkę, ale nie jest zainteresowany jej kontynuowaniem, chociaż ja mam już scenariusz pełnometrażowego albumu i pomysł na ciąg dalszy.
Stosunkowo niedawno udało nam się z Markiem Adamikiem, wejść na łamy "Maxima" z erotycznym komiksem o przygodach Agaty. "Maxim" jednak upadł i ta przygoda się skończyła.
Prawdę mówiąc, ciągle coś piszę. Z rysowania natomiast zrezygnowałem już dawno temu. Nie mam na to czasu. Ale do pisania zachęcają mnie ludzie, którzy kontaktują się ze mną w taki lub inny sposób; pytają, czy miałbym dla nich scenariusz - krótki lub długi. Tak jakoś się turla. Nawet nie jestem w stanie ogarnąć pamięcią wszystkich rzeczy, które zrobiłem. Teoretycznie mam w pamięci komputera wszystkie moje scenariusze ale zdarzają się ludzie, którzy przychodzą i mówią: "wiesz, mam taki Twój tekst" i to jest tekst sprzed kilkunastu lat. Oni uważają, że to jest dobry tekst i chcą na nim pracować.

ja IA czy nie myślał Pan nad tym by narysować znów coś samemu, tak jak w przypadku "Małego masturbatora"? Dlaczego nie spróbować ponownie?

Ponieważ rysowania się zapomina w przeciwieństwie do jazdy na rowerze. Ostatni raz próbowałem narysować dwie strony do remake'u "Wampiórów". Zresztą to, co zrobiłem, zostało opublikowane. Zajęło mi to dużo czasu, było bolesne, nie satysfakcjonujące do końca. Okazało się, że ręka już nie taka, że nie mam pomysłów, a jak je mam, są to pomysły przekraczające moje możliwości rysowania.
Zresztą "Mały masturbator" też jest komiksem wyjątkowym. Oprócz niego zrobiłem kilkanaście różnych komiksów w większości fatalnych. "Masturbator" jest dobrym przykładem na to, że pewien pomysł zgrał się z koncepcją graficzną, a potem miałem pomysły albo na grafikę albo na historię. Nigdy nie miałem takiego pomysłu, z którego byłbym zadowolony w całości.

"Mały masturbator" graficznie prezentuje się co najmniej poprawnie...

Tak, ale narysowanie komiksu wymaga bardzo dużych umiejętności rzemieślniczych. W "Małym masturbatorze" mogłem posługiwać się uproszczonymi rysunkami, schematycznymi gestami czy jakimiś symbolicznymi zastąpieniami akcji bo tam komentarz w gruncie rzeczy wiele opowiadał. I to grało jedno z drugim. Natomiast narysowanie historii, w której się strzelają to już za dużo jak dla mnie.

Współpracował Pan z wieloma rysownikami. W jaki sposób dochodziło do takiej współpracy? Czy to Pan zgłaszał się do rysowników z konkretnymi scenariuszami czy też rysownicy proponowali Panu połączenie sił czy też nie było żadnych reguł?

Chyba do końca nie ma reguł, bo ze Sławkiem Jezierskiem spotkaliśmy się na Jarmarku Dominikańskim. On szukał komiksów, ja szukałem komiksów. Skojarzyłem kim jest, bo on był już po konkursie "Wieczoru Wybrzeża" na komiks. Zresztą tego komiksu mu nie wydrukowali. Poszło tylko kilka plansz. Zaczęliśmy rozmawiać. On opowiadał o tym, co chciałby rysować. Mówił, że marzą mu się historie fantastyczne z lekkim elementem niesamowitości. I na podstawie tego, co on sobie tam wymyślił, napisałem dwie historie. Zresztą dla mnie to było uczenie się scenariusza komiksowego. Jedna historia to właśnie "Zbyt długa jesień", druga była opowieścią o pojedynku dwóch magów, z których jeden reprezentuje powagę, a drugi jest nieustającym wesołkiem. Pierwszą historię Jezierski de facto narysował całą, bo "Zbyt długa jesień" istnieje w całości. Ostatniego odcinka nie widziałem ale wiem, że powstał. Istnieje, chyba że rysownik go wyrzucił. Natomiast za tą drugą w ogóle się nie zabierał. Ostatnio zainteresowała się nią Joanna Karpowicz. Może coś z tego będzie. Natomiast w innych wypadkach było tak, że on przychodził i mówił: "Może masz pomysł na komiks dla Amnesty International lub komiks dla Playboya" i ja wymyślałem. On pewne rzeczy akceptował, a o innych mówił że są fatalne i on ich nie chce. I to tak szło. Z kolei ze Sławkiem Wróblewskim było tak, że ja mu zaproponowałem scenariusz, żeby mógł się sprawdzić. On był bardzo młody. Miał wtedy 16, 17 lat. Zaproponowałem, że napiszę mu scenariusz taki jaki mu się podoba czyli bliski Rosińskiemu - zamki, rycerze, fantasy, a on spróbuje swoich sił. Spróbował.
To były inne czasy. Duże wydawnictwa państwowe, miały określone zasady postępowania z autorami. Chciały mieć scenariusz, który będzie podstawą do pracy rysownika, tzn. ja daję scenariusz, który opiewa na ileś stron. Rysownik bierze tekst i realizuje warstwę graficzną na tej zasadzie, iż zawiera z wydawnictwem umowę, że nie przekroczy ilości stron, że narysuje to, co jest zawarte w opisie. Byłem zresztą w opisach obrazków mniej dokładny niż Stefan Weinfeld, który potrafił opisywać trzeci plan, dokładnie określać punkt widzenia i mnóstwo innych rzeczy. Kiedyś Jezierski pokazał mi taki scenariusz i mówi: "Jeżeli będziesz pisał, to nigdy w taki sposób". No i ja staram się pilnować zasady, że opisuję to, co jest fabularne tzn. piszę, co bohaterowie widzą, co robią, ale opisuję wygląd kadrów czy wygląd przestrzeni tylko w takim stopniu, w jakim jest to konieczne dla opowiedzenia fabuły, natomiast to, co stanowi domenę grafika zostawiam grafikowi. Uważam, że ludzie mają tutaj prawo do wykazania się własną inwencją.

Czyli nie "nadzoruje" Pan ściśle rysowników podczas pracy?

Każda moja praca z rysownikiem polegała na tym, że dogadywaliśmy się, że chcemy coś razem zrobić. Najczęściej nie mieliśmy wydawcy, jeśli zaś był, to nie było za tę pracę dużych pieniędzy, więc robiliśmy to "sobie a muzom". Chyba nie jestem zbyt krytyczny wobec tego, co rysownicy robią bo mnie po prostu zachwycają ludzie utalentowani. Jak mi pokażą, co narysowali, najczęściej wygląda to zupełnie inaczej niż w mojej wyobraźni. Ale jeżeli jest to konkretna, rzetelna robota plastyczna, tracę cały krytycyzm, który mam wobec zupełnie obcych prac. W okresie schyłkowego komunizmu sami wydawcy brali na siebie odpowiedzialność za to, że coś wezmą do druku lub nie. To oni byli głosem decydującym. Przyzwyczaiłem się do tego, że to nie ja jestem od mówienia rysownikowi, że coś zrobił źle i ma to wszystko poprawić tylko ten człowiek, który będzie wydawał pieniądze na publikację i który będzie ją sprzedawał. Najczęściej jestem wspólnikiem rysownika w poszukiwaniu kogoś, kto zechce od nas kupić robotę.

Przejdźmy może do "Szminki" czyli ostatniego Pańskiego komiksu...

No mam nadzieję, że to nie będzie ostatni. (śmiech)

No to inaczej - najnowszego (wywiad powstał przed wydaniem "Benka Dmpca" - przyp. red.). Proszę powiedzieć jak doszło do współpracy z Joanną Karpowicz?

Z Joanną Karpowicz spotkaliśmy się w Łodzi. Ona przyjechała, żeby się ze mną spotkać. Chciała pogadać. Chciała usłyszeć moją opinię na temat swoich prac. Chciała pomocy przy realizacji własnych scenariuszy. Szukała też scenarzysty. Uważała, że jak ze mną porozmawia to skonkretyzują się jej plany dotyczące tego co może robić, co chce robić. Miała już gotowy scenariusz historii, którą w tej chwili chce realizować. Nosił tytuł: "Psia krew". Chyba dalej tak się nazywa. Ale przy okazji pytała się o inne scenariusze. Przedstawiłem ją kilku osobom piszącym i dodałem, że sam piszę w tej chwili rzecz bardzo brutalną, krwawą i w zasadzie nie dla niej. Odpowiedziała, że chce to przeczytać. Wysłałem jej scenariusz, a ona w odpowiedzi przysłała szkice postaci. Dostałem blok wypełniony rysunkami - Pawluk, Pawluk w mundurze, Pawluk w bieliźnie, Rojek, Tymek. Ku mojemu zaskoczeniu Joanna stwierdziła, że to jest to, co jej bardzo odpowiada i że ona bardzo chętnie narysuje tę historię.

Właśnie. A propos bielizny. Zarówno "Szminka" jak i z natury rzeczy seria "Obywatele" rysowana przez Michalskiego to komiksy koncentrujące się na seksualności. Nie obawia się Pan, że może być Pan w pewien sposób "zaszufladkowany" jako scenarzysta piszący w ten czy inny sposób tylko o seksie?

Już jestem tak odbierany. Bardzo szybko mnie zaszufladkowano i pewnie będę się z tego długo wygrzebywał. Jeden z zabawniejszych momentów to stwierdzenie, że jestem pornografem bo na trzeciej czy czwartej stronie "Szminki" w dialogu pada opis sceny, której nie widać w tym komiksie ale - według tego kogoś kto to powiedział - to jest jedna z najbardziej pornograficznych scen. Inna sprawa, że nigdy nie traktowałem "Obywatela w palącej potrzebie" jako komiksu poważnego. Dla mnie to był dowcip. Zrobiłem scenariusz komiksu pornograficznego, bo ktoś chciał właśnie taki scenariusz. Ten ktoś się potem wycofał, ale scenariusz został. Później dopisałem do niego scenariusz drugiej części i w takiej wersji dwuczęściowej pokazałem to paru osobom. W końcu maszynopis trafił do Jacka Michalskiego, który po prostu zrobił 32 strony szkiców. Kiedy Przemek Wróbel je zobaczył, powiedział: "Dobra, ja wam to wydam". Oczywiście Wróbel przeczytał również scenariusz i wiedział co to jest.
Myślę, że błędy, które wylazły przy wydaniu "Obywatela...", wzięły się stąd, że my od początku myśleliśmy o dwóch częściach. Wiedzieliśmy, co jest w dwójce i na ile to zmienia obraz pierwszej. Dałem się uwieść wrażeniu, że jeśli ludzie chcą komiksów pornograficznych, to chcą ich ze względu na sceny pornograficzne. A poza ośmioma stronami na początku "Obywatel w palącej potrzebie" jest czystą żywą pornografią rozbijaną od czasu do czasu jakimś tam dowcipem. Skoro miał to być komiks o pieprzeniu, był o pieprzeniu. I to był mój błąd jako scenarzysty. Nasz błąd jako współtwórców, iż uwierzyliśmy, że tyle wystarczy. Natomiast "Obywatele w miłosnych uściskach" są zupełnie inni. Trzecia część będzie jeszcze inna, jeżeli zdecydujemy się robić trójkę. Moje pomysły na to, jak ma się rozwijać ta historia, związane są z opowiadaniem raczej o życiu erotycznym bohaterów i o różnych problemach z nim związanych, niż z robieniem w dalszym ciągu pornografii.
De facto w "Szmince" pornografii nie ma. Jest jeden onanizujący się policjant i dla wielu osób to właśnie ten obraz sprawia, że uważają ten komiks za mocny bardzo. Na dobrą sprawę dla mnie też "Szminka" jest takim ekstremalnym przykładem tego, co chciałbym pokazywać w komiksach i z jednej strony nie wiem, czy to dobrze, że się ukazał jako pierwszy, bo on rzeczywiście "ustawia" trochę czytelników pod prąd. Sprawia, że przestają mi ufać. Z drugiej strony gdyby "Szminka" się ukazała później, mogłaby zostać potraktowana odwrotnie niż chciałbym, żeby była traktowana. Jako komiks nie fair. Dla mnie to jest poważny komiks o poważnej sprawie.
Zaskoczyli mnie ludzie, którzy mówią, że to jest komiks schematyczny, nijaki, banalny i że oni już dziesiątki takich historii widzieli. Dla mnie niewłaściwym sposobem jest czytanie "Szminki" jako typowej historyjki komiksowej. W komiksie różne rzeczy się dzieją i najczęściej dzieją się bez takiego ciężaru, który chciałem nadać tej opowieści. To jest historia, która rozgrywa się w konkretnym mieście, współcześnie. Zależało mi na tym, żeby ludzie się przejęli tym, że ktoś kogoś zabija. Żeby to nie była narysowana, papierowa postać bo na papierze można spokojnie zabić 100 osób i jest to zabawne, wesołe, dowcipne. Chciałem żeby to zabijanie nie było ani zabawne, ani dowcipne. Żeby było serio. Chciałem zrobić historię poważną.
Mam jeszcze gdzieś tam w zanadrzu kilka takich scenariuszy w miarę poważnych czy równie poważnych ale jednak słynny "Dampc", o którym się wiele mówi ale mało kto go widział, jest dowcipny i lekki, i komiksowy. W nim się zabija łatwo i przyjemnie. Z tego powodu Joanna Karpowicz powiedziała, że nie chce rysować ani jednego odcinka tego serialu.
Moje decyzje są - rzecz jasna - oparte na jakichś złudzeniach czy wyobrażeniach o tym, że coś będzie czytane i jak będzie czytane. Kiedy patrzę na reakcje prawdziwych czytelników, zauważam, że przynajmniej część z nich reaguje tak, jak to sobie wyobrażałem, czy też widzi w tym komiksie to, na pokazaniu czego mi zależało. Chyba nie jest źle, choć pierwsza reakcja na "Szminkę" była potworna.

Ciekawi mnie postać Pawluka ze "Szminki". Myślę, że mimo wszystko nie można go uznać za jednoznacznie negatywną postać. Czy było to Pańskim zamierzeniem? A może się mylę w ocenie...

Szczerze mówiąc, nie rozumiem Pawluka. Nie wiem dlaczego zrobił to, co zrobił. Z całą pewnością Pawluk nie jest czarnym charakterem. On się jeszcze pojawi. W pierwszym odcinku Dampca mignie tylko przez moment. Nawet nie padnie jego nazwisko, ale jednak tam się pojawi. Od momentu, kiedy opisałem go po raz pierwszy, Pawluk był dla mnie miłą, sympatyczną postacią. Ale w miłych postaciach też tkwią różne dziwne rzeczy. Poskrobałem trochę, żeby zobaczyć, co tam w nim siedzi pod powierzchnią; pomyślałem, że warto zobaczyć, jak wygląda utajone życie Pawluka. I wyszło to, co wyszło.
Na to, jak wygląda "Szminka", mógł mieć wpływ Przemek Truściński, który kiedyś rzucił hasło: "A może byś napisał coś takiego dekadenckiego w stylu Lyncha". Chyba nie potrafię pisać w stylu Lyncha. Mnie Lynch irytuje, ale ta jego koncepcja, że pod spodem coś tam siedzi dzikiego, nieobliczalnego, znajduje odzwierciedlenie w koncepcji postaci Pawluka. Fakt, że ta postać jeszcze wróci i to kilkakrotnie, sprawia, że ciężko mi się o nim mówi. Ja już myślę o nim przez pryzmat komiksów, które doczekają się realizacji dopiero za kilka lat. O ile w ogóle się doczekają.

Chociaż uprzedził Pan wcześniej moje następne pytanie, mówiąc o nastroju w "Dampcu", to mimo wszystko chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o tym komiksie.

"Dampc" został pomyślany jako ciąg osobnych historii, które nie są utrzymane w jednakowej tonacji. Z jednej strony można powiedzieć tak - realistyczny bohater to taki, który przeżywa i chwile grozy i chwile wesołe. A Dampc przeżywa i jedno, i drugie. Ale Dampc nie jest realistyczny, bo on jest konsekwentnie komiksowy. W świecie Dampca dzieją się różne rzeczy, które mogą wydarzyć się tylko w narysowanej opowieści. Raz jest mroczno, raz jest śmiesznie, raz jest absurdalnie. Konwencja zmienia się w zależności od odcinka i w zależności od tego, co akurat się z bohaterem dzieje. W pierwszym odcinku będzie chyba najwięcej zdarzeń zatrącających o absurd. Benek zostaje wplątany w realne, życiowe sytuacje, które znajdują jednak różne nieprawdopodobne rozwiązania wynikające z tego, że czasem ludzie właśnie tak reagują, a czasem z tego, że konwencja komiksu dopuszcza rozwiązanie, które nie nastąpiłoby w życiu. Za wiele nie chcę mówić. Mam nadzieję, że "Dampc" ukaże się w miarę szybko (właśnie się ukazał - przyp. red.).

Wróćmy może na moment do komiksowych shortów, których napisał Pan w przeciągu lat 90 całe mnóstwo. Podobno przygotowuje Pan publikację zbierającą te komiksy w jednym albumie. Czy to prawda?

Nie. Był taki pomysł. Jezierski odmówił zdecydowanie wszelkiej współpracy. Stwierdził, że nie udostępni żadnej z prac, które ze mną zrobił, co automatycznie wykluczyło możliwość włączenia do zbioru całkiem sporej ilości rzeczy, którymi chciałbym się pochwalić. Mógłbym spróbować zrobić coś innego ale też niekoniecznie chce mi się w to bawić. Rzecz w tym, że mam pomysł, aby narysować od nowa i w formie pełnometrażowego albumu "Bardzo heroiczną fantasy" więc nie do końca jest sens przypominać starą. Nad "Wampirem", jak mówiłem, Ola pracuje. Być może zrobimy z tego pełny album, ale nieprędko, bo ona pracuje powoli, a poza tym realizuje jeszcze jakieś inne projekty. Tak więc nie będzie antologii starych rzeczy Szyłaka.

Szkoda...

Przynajmniej na razie nie będzie. Zawsze jest szansa, że kiedyś moja pozycja na rynku się zmieni na tyle, że będzie sens wydać coś takiego. Na razie wygląda na to, że nie byłby to album cieszący się zbyt dużym powodzeniem na rynku...

Przypuśćmy, że ma Pan nieograniczony wybór spośród rysowników. Kogo wybrałby Pan do zilustrowania komiksu przez Pana napisanego? Oczywiście biorąc pod uwagę charakter danego komiksu.

Wszystkich po kolei.

Wszystkich?

Może nie wszystkich, ale naprawdę chciałbym pracować z wieloma różnymi rysownikami i to najchętniej na raz. Ze scenarzystą jest ten kłopot, że on pisze znacznie szybciej niż rysownik przenosi jego pomysły na papier. W chwili kiedy Służały zaczynał rysować "Dampca", ja rozmawiałem z ludźmi, którzy może kiedyś narysują dziesiątą część tego serialu. Robiłem to, bo zależało mi na pozyskaniu do współpracy konkretnych ludzi, a wielu z nich jest dość zajętych. W związku z tym proponowałem im coś, co będą robić za rok lub za dwa lata. Na tej zasadzie Gosieniecki zgodził się narysować jeden z odcinków serialu.

Czy nie ma Pan podczas pisania wizji jak ma wyglądać dany bohater? Chodzi mi o to, że przecież w zależności od rysownika ten sam bohater będzie wyglądał inaczej.

Mieliśmy ten problem na początku. Nie bardzo wiedzieliśmy jak będzie wyglądał Dampc. Trwały długie dyskusje. Ustaliliśmy w końcu jego wygląd, a potem i tak każdy narysował po swojemu (śmiech).
Moja znajoma z Wrocławia mówi: "Z polskimi rysownikami to tak jest, że cokolwiek narysują to i tak zawsze wyjdzie Kapitan Żbik" (śmiech). Coś w tym jest...
Zresztą każdy rysownik chce modyfikować trochę swojego Dampca. Ostatnio rzuciłem hasło, żeby zrobić krótkie historyjki o Dampcu. W "Arenie" ukazała się taka historyjka "Fachowiec". To jest Benek Dampc podrywający kobietę, narysowany przez Nowakowskiego i właściwie nie wiem dlaczego zgubiony został nadtytuł "Benek Dampc". Widziałem już szkice Pawła Miedzińskiego. Jego Dampc jest trochę inny niż Dampc Służałego, zresztą celowo. Myślę, że każdy, kto będzie rysował tę postać, pociągnie ją w swoją stronę. Tak naprawdę on będzie rozpoznawalny głównie po podpisie. Tak samo jak Superman, bo Superman rzadko jest do siebie podobny, chociaż ma tyle cech charakterystycznych.

Którzy autorzy, komiksowi bądź niekomiksowi mieli bądź mają na Pana największy wpływ jako autora? Z kogo czerpie Pan inspirację?

To jest trudne pytanie. Moi znajomi rysujący komiksy mówią: "nie chcę oglądać rysunków bo się kimś zainspiruję". Ja z kolei czytam komiksy od dwudziestu lat - namiętnie, pasjami, w dużych ilościach. I już się nie boję, że się kimś zainspiruję. Po prostu wszystko mi się miesza. Są takie momenty, że chciałbym zrobić historię a la ktoś tam. Jeden ze scenariuszy "Dampca" jest wymyślony a la "Sin City" - duże kadry, kobiety z głębokimi dekoltami, czarno białe obrazki, kontrasty. Ale jednocześnie ta historia wcale nie jest w klimacie "Sin City". Ma tylko momenty, kiedy ten klimat jest podobny. Jest to opowieść o naukowcu, który nie jest naukowcem. Dampc powoli odkrywa prawdziwą tożsamość tego człowieka. Są tam dowcipy na temat pracy na uczelni. Poczucie humoru absolutnie obce komiksom Millera.
Przypuszczam, że czerpię od wszystkich pełnymi garściami. Moja ostrość w mówieniu o erotyce jest w głównej mierze podyktowana tym jak o erotyce mówi Ennis w "Kaznodziei", to w jaki sposób on wyławia cały ten katalog ulubionych zboczeń współczesnych Amerykanów. "Kaznodzieja" u nas się w gruncie rzeczy dopiero zaczyna, ale w tym serialu im dalej, tym będzie gorzej, ostrzej, brutalniej i dziwaczniej. Podoba mi się też Gaiman. Przeczytałem "Sandmana" z zapartym tchem. Przeczytałem jego opowiadania z zapartym tchem. To w jaki sposób Gaiman wprowadza wątki erotyczne do swoich opowieści też mi się szalenie podoba. Umie to zrobić lepiej ode mnie. Dużo lepiej
Wcześniej byłem zafascynowany Barkerem, który z kolei jest strasznie okrutny w opisywaniu człowieka i to okrucieństwo też gdzieś u mnie wyłazi. Właśnie z czytania Barkera wzięły mi się pomysły, żeby bezpośrednio mówić o pewnych rzeczach intymnych i drastycznych. Ale inspiruję się także kinem. Jestem historykiem kina, zajmuję się sztuką filmową zawodowo. Jestem polonistą z wykształcenia więc mam za sobą niemały bagaż lektur najrozmaitszych. Mam świadomość tego, czym jest fabuła, jak powinna wyglądać, jak nie powinna wyglądać. Jakie eksperymenty na niej przeprowadzano w ciągu XX wieku. I od czasu do czasu powtarzam niektóre z tych eksperymentów.
Jednym z pomysłów organizujących "Szminkę" jest taki aby opowiedzieć historię, która po pokazaniu byłaby nie do oglądania. Ludzie mówią: 16 czy 30 stron gadających głów. Ale te gadające głowy opowiadają o morderstwach, o zwyrodnieniu seksualnym, o nekrofilii. Tak naprawdę chodziło o to, żeby te osoby to powiedziały i żeby czytelnik wyobraził sobie, że równie dobrze moglibyśmy to pokazać na obrazkach. Dlaczego nie? To jest jego wybór czy on naprawdę chciałby zobaczyć te obrazki. Wydawało mi się, że normalny czytelnik powie: "Nie chciałbym". Sama pierwsza sekwencja "Szminki" jest tak zbudowana, że tam jest osiem stron gadania, ale ten człowiek cały czas pokazuje slajdy, których tak naprawdę i na szczęście nie widać.
W komiksach, które czytałem, natknąłem się na mnóstwo znakomitych pomysłów. Proszę jednak pamiętać, że czytałem "Strażników" jak oni się ukazali w Niemczech. To był 87, 88 rok, może trochę później. "Powrót mrocznego rycerza" też czytałem jakoś w tamtym czasie. Pisałem wtedy o nim do "Komiksu-Fantastyki". "Mausa" przeczytałem wtedy, gdy nie było jeszcze drugiej części na rynku. Też o nim wtedy pisałem. Jest mnóstwo lektur, które znam od bardzo dawna i traktuję je jak starych, dobrych znajomych. Teraz, gdy te komiksy zaczynają się ukazywać w Polsce, czasem je czytam, żeby sobie przypomnieć jak to było, bo już nie pamiętam wrażenia, jakie na mnie wywarły. Pamiętam, że kiedyś dostałem paczkę od kolegi z Niemiec. To był jeszcze stan wojenny lub trochę później. Mieszkałem wtedy w Pucku. Wszedłem do domu, zdjąłem czapkę, otworzyłem tę paczkę i jak byłem w płaszczu, usiadłem i przeczytałem całe "Polowanie". Zdjąłem płaszcz dopiero jak skończyłem czytać ten komiks. Wtedy on robił ogromne i piorunujące wrażenie. Teraz robi nadal wrażenie, ale już trochę inne.
Często świadomie szukam dziwnych, nietypowych komiksów. Jeden z recenzentów mojego doktoratu zarzucił mi, że opisuję komiksy z wyższej półki jakby zapominając o tym, że komiks stoi jednak superbohaterami. To prawda. Wprawdzie zawsze starałem się wchodzić w ten komiks normalny, typowy ale jeżeli mam mówić o jakichś rozwiązaniach, które uważam za atrakcyjne, wyjątkowe i ważne, to będę ich szukał w komiksach, które rzeczywiście świadomie takimi rozwiązaniami się posługują. Teraz gdy piszę scenariusze komiksowe, te rozwiązania same gdzieś tam przychodzą do głowy. Czasem staram się ograniczać lub odrzucać pewne pomysły, ale rzadko kiedy do końca planuję kompozycję fabularną i plastyczne efekty. Zdaję się na instynkt. Wierzę, że gdy usłyszę jak bohaterowie mówią i zobaczę, co robią, to pisanie pójdzie samo i doprowadzi mnie do jedynego możliwego zakończenia opowieści. W wielu wypadkach nie wiem, czym się skończy historia, w momencie gdy mam już napisaną jej połowę. To sprawia, że czasem tkwię gdzieś tam w czymś. Pisałem "Dampca" z myślą o zupełnie innych ludziach w zupełnie innych czasie. Po napisaniu pierwszych dwóch części, w połowie części trzeciej utknąłem. I to na długo...

A na dzień dzisiejszy ile jest gotowych scenariuszy "Dampca"?

Ja już nie wiem bo "Dampc" to jest serial zasadniczy plus dodatki. Jednym z nich jest "Szminka". Inny to "Druga liga", którą robi podobno Truściński. Podobno, bo wszyscy mnie ostrzegają, że Przemek nie zrobi komiksu na czas, nawet jeżeli obiecał. Są jeszcze inne historie, które nie tyle wchodzą w skład serialu o Dampcu, ile go w jakiś sposób uzupełniają. Takich policzalnych jest w tej chwili 25, 26 części. Jedną z nich jest (będzie) komiks o sierżancie Jóźwiaku. Sierżant Jóźwiak to jest jeden z tych dwóch policjantów, którzy idą po Tymka w "Szmince". Jest taką postacią na zasadzie sierżanta Garcii z "Zorro". Pojawia się w serialu jako szeregowy policjant. Dość komiczna figura. Wygłasza różne uwagi i znika. Nie jest ważny. Zjawia się po to, aby coś powiedzieć, coś zrobić. Być w tle. Ale dopisałem do serialu historię, która jest strasznie ponurą historią i on tam w tej historii odgrywa bardzo dramatyczną rolę. Ona jest zamknięta i spójna. Można byłoby ją wydrukować w zupełnie innym wydawnictwie i ta historia nic by nie straciła na tym, że jest wyjęta z kontekstu. Aczkolwiek w tle pojawiają się jakieś wątki, które mają związek z innymi wydarzeniami - nazwiska, postacie, konkrety.

Na parę lat na pewno starczy...

Myślę, że na pewno na długo. Ale kiedy zacząłem pisać i pewne rzeczy zaczęły mi się zgrywać, bałem się przestać. Na przykład gdy po dłuższej przerwie przeczytałem dwie pierwsze części, stwierdziłem, że już nie pamiętam, co mój bohater mówił, robił, i że jest to już zupełnie obcy mi człowiek. Toteż, gdy siadłem ponownie do pisania, robiłem to póki miałem czas i starałem się pisać jak najwięcej, żeby nagle nie okazało się, że już nie pamiętam z kim on się spotykał i że zaczynam wymyślać jakieś bzdury na jego temat. Jedną z rzeczy, o których nie pamiętałem, było to, że Dampc w którymś odcinku przyznał się, że miał dwie żony. Takie rzeczy się zapomina.

Czy w takim razie seria o Dampcu będzie tak napisana, że każdy odcinek będzie można traktować jako pojedynczą całość czy też do zrozumienia tego co się dzieje, dajmy na to, w trzeciej części będzie koniecznie przeczytanie dwóch poprzednich?

Nie. Żeby zrozumieć każdą część będzie konieczne przeczytanie tylko tej części. Natomiast by się dowiedzieć kim są osoby, które się pojawiają na drugim planie, często gęsto trzeba będzie sięgnąć gdzieś tam wstecz. W warstwie obyczajowej jest to opowieść ciągła w tym sensie, że wszystkie postacie w serialu, z Dampcem włącznie, wiodą jakieś codzienne życie, odsłaniane tylko wyrywkowo w opowieściach o zdarzeniach, które z codziennością mają mało wspólnego.

Ale akcja zamyka się w ramach jednego odcinka?

Tak. Tytuł odcinka określa o czym to będzie opowieść i większość z zaplanowanych komiksów nie ma dalszego ciągu. Natomiast postacie, które się pojawią, pojawią się jeszcze raz lub parę razy. W którymś momencie pojawia się dziewczyna, która się nazywa Ilona Nowak. Jest policjantką. Ona zostanie zdecydowanie długo. Więc jeśli komuś nie przeszkadza, że nagle na karty komiksu wpada policjantka, która się dobiera do naszego bohatera i traktuje go jak swego, zaakceptuje tę historię. Natomiast jeśli będzie się chciał dowiedzieć kim jest Ilona Nowak to będzie musiał sięgnąć wstecz. Natomiast raczej unikam sytuacji rozciągania fabuły z odcinka na odcinek. Jest jeden wyjątek, ale to jest na zasadzie jednego rozbudowanego wyjątku. Jest długo historia, która musi zostać przeczytana w całości w kilku odcinkach. Mniej więcej tak jak w "Thorgalu" tylko z mniejszym rozmachem. Tam jest więcej połączeń, a u mnie jest tak w miarę stabilnie.
Zresztą po drodze wymyśliłem, właściwie na życzenie ludzi, którzy chcieli coś takiego porobić, historię która toczy się w Warszawie. Dampc omija Warszawę dużym łukiem. Nie lubi tego miasta. Ale Tomek Tomaszewski poprosił mnie, żebym wymyślił historię w której Dampc się pojawi na zasadzie gościnnych występów bo Tomek Tomaszewski wymyślił bohatera, który się nazywa Zbrożek i on chciałby mieć w Arenie odcinki, w których Dampc spotyka się ze Zbrożkiem. Napisałem najpierw jedną historyjkę. Potem stwierdziłem, że mogę napisać jeszcze jedną. Jak napisałem drugą to się z tego zrobiły cztery. A potem wymyśliłem jeszcze, że Dampc ma dwie siostry. Właściwie to nie wiem, w którym momencie wymyśliłem, że on ma dwie siostry, ale w pewnym momencie zacząłem pisać historię, w której główną bohaterką jest siostra Dampca. On się tam pojawia na zasadzie gościnnych występów. I to rysują ludzie, którzy mają niewielkie doświadczenie w rysowaniu i nie wiadomo co z tego wyjdzie. Jak nic z tego nie wyjdzie to strata niewielka bo to w żaden sposób nie modeluje kształtu samego serialu zasadniczego. Natomiast jeżeli coś z tego wyjdzie to będzie fajny dodatek do całości.

Podobno przygotowuje Pan do druku komiks stworzony razem z Mateuszem Skutnikiem. Czy może Pan zdradzić jakieś konkrety na ten temat? Co, gdzie i kiedy?

Ze Skutnikiem przygotowujemy kilka komiksów. Ten najbliższy wydania to "Alicja" - dość makabryczna wariacja na motywach "Alicji w Krainie Czarów", utrzymana w konwencji science fiction. Mamy jednak i bardziej odległe plany. Udało mi się - na życzenie Mateusza - napisać pełnometrażową historię do "Rewolucji". On jest bardzo z niej zadowolony, więc pewnie ją narysuje. Bo Skutnik rysuje przede wszystkim dla siebie, niezależnie od tego, czy wydawcy są tym zainteresowani, czy nie. To wspaniały człowiek i znakomity artysta...

Czy wielu Pańskich studentów jest zainteresowanych pisaniem pracy magisterskiej na temat komiksu? Czy względnie duże zainteresowanie komiksem w kraju ma jakieś przełożenie na ilość zgłaszających się do Pana studentów z prośbą o pomoc bądź patronowanie w pisaniu pracy naukowej?

Znacznie częściej zgłaszają się ludzie spoza Uniwersytetu Gdańskiego z prośbą o podpowiedzenie czegoś, pożyczenie lektur czy chociażby konsultację. Ale mam w tej chwili dwójkę studentów, którzy chcą pisać o komiksie.

A czy to się zmienia? Czy teraz więcej ludzi chce pisać o komiksie niż kiedyś czy też może ta liczba jest w miarę stała?

Ilość ludzi piszących o komiksie zależy od ilości ludzi prowadzących takie prace. Kiedy chciałem pisać pracę magisterską o komiksie prof. Martuszewska, która w ostateczności została moim promotorem, bardzo się broniła - ja tego nie znam, ja nie wiem, ja nie bardzo będę potrafiła panu pomóc. Potem okazało się, że była wielce pomocna i świetnie dzięki niej wszystko poszło. Natomiast wczoraj rozmawiałem ze studentką kulturoznawstwa z Poznania, która poszła do prof. Dziamskiego i usłyszała mniej więcej to samo - nie o komiksie, bo ja się na tym nie znam. Oczywiście jeżeli ktoś chce pisać pracę o komiksie i ma duży dar przekonywania to przekona promotora do tego, żeby przyjął taką pracę. Myślę, że w Polsce więcej osób jest gotowych zaakceptować fakt, że ludzie chcą pisać o komiksie. Jest więcej uczelni plastycznych, które akceptują fakt, że ich absolwenci będą robić komiksy i chcą takie prace komiksowe lub okołokomiksowe prezentować jako swoje dyplomy. No i rozszerzyła się skala możliwości pisania o komiksie. W końcu "Komiks. Opowiadanie obrazem" to jest opublikowana praca magisterska napisana nie tak dawno temu. Z kolei moi studenci chcą pisać o szczegółach. Chyba dwa lata temu bronił się człowiek, który pisał u prof. Martuszewskiej pracę o Batmanie, micie Batmana. Moi magistranci będą pisać o "Sandmanie" i o czarnych charakterach w komiksie. Oni już chcą szczegółu. Nie chcą o komiksie w ogóle. I to jest ta normalizacja. Moim zdaniem na tym polega normalizacja, że ktoś sobie coś wybiera i będzie to badał. Myślę, że przy takim nawale informacji na temat Alana Moore'a możemy się spodziewać pracy magisterskiej wyłącznie o jednym scenarzyście komiksowym. Gaiman jest już materiałem do przebadania jako autor nie tylko komiksowy, ale również pisarz. I to jest bardzo dobry punkt wyjścia. Była praca, ale to już z dziesięć lat temu, o twórczości Wróblewskiego. Myślę, że zmieniło się to, że ludzie przestali myśleć o tym, że jak ma być praca o komiksie to trzeba od początku do końca napisać jedną ogólną pracę o komiksie. I ta zmiana ma duże znaczenie.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Rozmawiał Piotr "wilk" Skonieczny