Thorgal - "Władca gór"


Przyszła kolej na wznowienie albumu, który jest prawdziwą łamigłówką. Wędrujący przez góry Thorgal wbrew swojej woli uwikłany zostaje w ciąg zdarzeń, które nie rozegrają się na linearnej płaszczyźnie czasu. Tym razem tandem Van Hamme - Rosiński zabiera czytelnika w podróż nie tylko przez przestrzeń, ale również czas. Nie będę ukrywał, że dla dzieciaka, jakim byłem czytając ten komiks po raz pierwszy, opowieść o Saxegaardzie była nie bardzo klarowna. Nawet dziś nie potrafię dokładnie jej odczytać.

Fabuła "Władcy gór" została rozpisana na trzech bohaterów. Oprócz Thorgala, Torrica i Vlany właściwie nikt nie odgrywa znaczącej roli. I tu objawia się talent scenarzysty, który potrafił to wszystko ułożyć w bardzo intrygująca historię. Historię, która nie tylko zaciekawia, ale przede wszystkim zmusza do wczytania się w jej treść. Tym wszystkim, którzy dobrze znają ten album i wertowali go wiele razy, próbując poukładać sobie w głowie chronologicznie wydarzenia, jakie rozgrywają się na kolejnych jego stronach, nie trzeba mówić, że komiks nie jest tak łatwy w odbiorze, jak się to może wydawać. Myślę, że wyłącznie autor wie, jak potoczyła się naprawdę akcja, a wszelkie domysły czytelników, pomimo tak wielu pozostawionych wskazówek, są momentami niczym podróż we mgle.

Van Hamme motyw podróży w czasie wykorzystał już na samym początku serii, w albumie trzecim, kiedy Thorgal wykonywał misję powierzoną mu przez Życzliwych. Wtedy jednak był to niewielki epizod. Możliwości narracyjne, jakie daje temat przemierzania czasu, co widać na przykładzie tego komiksu, są jednakże niesamowite. Tym razem został on profesjonalnie wykorzystany, zapełniając szczelnie czterdzieści sześć stron albumu i nie można powiedzieć, że wyeksploatowany, czego przykładem jest "Korona Ogotaia".

Bez cienia wątpliwości uważam, że odbiór "Władcy gór" jest inny teraz, niż wtedy, gdy był najnowszym albumem serii.

Z perspektywy widać, że Van Hamme trzyma się jednej zasady dotyczącej możliwości podróżowania w czasie. Phaios, wspomniany w komiksie filozof kreteński, uznał czas za system kręgów. Strażnicy z odległej przyszłości potwierdzają, w aspekcie temporalnym, jego wizję świata. Pierścień Ouroborosa okazuje się być mniej doskonałą wersją Podróżnika, ponieważ pozwala przenosić się jedynie w czasie, ale już nie w przestrzeni. Dzięki tej koherencji oba te opowiadania pracują na własną wiarygodność.

W tym komiksie po raz pierwszy w serii, i jak dobrze wiemy nie ostatni, pada nazwa mitycznego królestwa Atlantydy. Van Hamme miał widocznie wielką ochotę powiązać życie swojego bohatera z tą właśnie legendą. Jeśli nie sama historia ludzi z gwiazd (a więc exodus z Ziemi na pewnym etapie rozwoju) oraz trójząb jako ich symbol (w tym przypadku przymiot Neptuna), to na pewno odwołanie się bezpośrednio do Atlantydy było puszczeniem oka do czytelnika. Nawet pierścień w kształcie węża pożerającego własny ogon wykonany był z orichalku - metalu, któremu przypisywano fantastyczne właściwości, a który wydobywany był podobno przez mieszkańców tego kontynentu.

Istotną rolę w całej historii odegrał dziadek Vlany, który bawił się z pewnością swoim cudownym pierścieniem, dzięki czemu mógł również przepowiedzieć pojawienie się tajemniczego mężczyzny "o czarnych włosach". Jak daleko dotarł w swoich badaniach? Odpowiedzi na to pytanie prawdopodobnie nigdy nie poznamy. To on jednak przekazał Vlanie wiedzę, że jedno z "przejść" (miejsc umożliwiających przeniesienie się z jednego kręgu czasu w drugi) znajdowało się właśnie w królestwie Atlantów. Wątek ten, jakże interesujący, nie został podjęty podczas pobytu Thorgala w Archeopolis. Zasypanie ruin nie znaczy jednak, że miejsce to utraciło swoje właściwości (przecież to położenie gwiazd określa punkt o fantastycznych cechach). Kto wie, czy Van Hamme nie powróci jeszcze do tego zjawiska gdzieś w przyszłości.

Zapytany kiedyś o dokładne geograficzne umieszczenie fabuły kolejnych przygód Thorgala, wszelkiego rodzaju niespójności oraz niedokładności w tworzonych historiach, Rosiński odpowiedział, że on z Van Hammem tworzą jedynie komiksy. Wniosek z jego wypowiedzi miał mniej więcej być taki, że komiks to tylko komiks, a nie jakiś wycinek rzeczywistości, gdzie wszystko musi do siebie dokładnie pasować. W związku z tym wszelkie doszukiwanie się błędów, albo studium przypadku może być pozbawione sensu. Nie jestem jednak zdania, żeby Van Hamme stworzył sobie historię, która koniec końców miałaby okazać się nielogiczna. W moim odczuciu scenarzysta przysparza tym albumem wielkiej przyjemności odkrywczej każdemu bardziej dociekliwemu czytelnikowi.

Na koniec chciałbym dorzucić jeszcze pewną prowokacyjną tezę (zapoznać się z nią powinni raczej ci, którzy są już po lekturze komiksu). Oczywistym wydaje się być, iż każdorazowe przeniesienie się w czasie sprawia, że w jednym układzie czasoprzestrzennym znajdują się jednocześnie dwie te same osoby: ta ze swojej rzeczywistości, jak również ta, która odbyła skok w czasie. Zdarzyło się tak choćby podczas poszukiwań przez Jaaxa miejsca, gdzie Thorgal wrzucił do rzeki Koronę Ogotaia (i wydarzyło się w albumie "Oczy Tanatloca"). Wtedy to będący z Jaaxem Jolan widział siebie sprzed czterech lat. Analogicznie: podróżujący w czasie Thorgal pojawił się w rzeczywistości, w której on sam podróżuje przez góry zbliżając się do miejsca, gdzie czeka na niego Torric. Tak się składa, że Thorgal, który zbiegł ludziom Saxegaarda-Torrica i planuje powrócić do chaty, by uratować Vlanę doświadcza w pewnym momencie dysonansu poznawczego. Rzeczywistość wokół niego zmienia się za sprawą zmian, jakie zaszły w przeszłości. Torric nie został Władcą Gór, bo używając pierścienia odbył skok w przyszłość, by zabić wędrującego do Northlandu Thorgala, więc rola Saxegaarda przypada Vlanie. Ta wywołuje lawinę i eliminuje niedoszłego mordercę, pali również chatę. Poprzez to rozcina pętlę czasu, w jaką zamieszana byłaby trójka bohaterów. O ile sytuacja ta wydaje się być w miarę klarowna, to jednak pozostaje jedno pytanie, mianowicie, co stało się z Thorgalem, który został uratowany przez Vlanę? Thorgalem, dla którego cała historia opisana w tym albumie nie miała miejsca. Paradoks związany z obecnością dwóch Thorgali w jednej rzeczywistości musiał zostać jakoś rozwiązany. Sytuacja ta przypomina tę, jaka miała miejsce w "Koronie Ogotaia". W pewnym momencie, pod sam koniec tego albumu, w jednej rzeczywistości znajduje się dwóch dziesięcioletnich Jolanów: jeden to ten, który wypada za burtę łódki, a drugi ten, który za sprawą Wędrowca pojawia się w wodzie tuż przed łódką. Wciągnięty na pokład, z wiedzą zdobytą w przyszłości, Jolan unika niebezpiecznego miejsca i sprawia, że śmierć Lehli i Darka nie ma miejsca. Wszystko wskazuje na to, ze tamten Jolan po prostu zatonął - nie ma wtedy mowy o paradoksie. Podobna sytuacja musiała zaistnieć we "Władcy gór": jeden z Thorgali został wyeliminowany.

Wychwalając talent scenarzysty nie mógłbym pominąć pracy rysownika, a ta została wykonana bardzo dobrze. Sądząc po dacie finalizacji pracy nad albumem (koniec marca), Rosiński spędził czas zimowy rysując nic innego jak zimowe krajobrazy. I wyszło to całości na dobre. Pod względem graficznym komiks jest bardzo przyjemny i przejrzysty w odbiorze.

Jak można podsumować album, o którym tak wiele się przed chwilą napisało? To dość trudne. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko polecić jego lekturę. Czytający go po raz kolejny być może odkryją coś, na co wcześniej nie zwrócili uwagi, a zapoznający się z nim po raz pierwszy bezsprzecznie znajdą w nim kawał dobrej roboty zarówno pod względem wyjątkowego scenariusza, jak też porządnego rysowniczego rzemiosła.

Jakub "Tiall" Syty

Zdecydowanie najlepszy album. Ktoś kiedyś gdzieś zarzucił Van Hamme’owi niespójność logiczną albumu. Ja tego nie mogę dostrzec... Rysunki rewelacja, wydanie standardowo dobre. Czegóż więcej oczekiwać od komiksu?

Dariusz "dVader" Wejder


Bezspornie jeden z najlepszych "Thorgali" pod względem scenariusza. Jeszcze jedno zawirowanie czasoprzestrzeni i nikt by z tego nic nie rozumiał, ale jest naprawdę w porządku. Takiego van Hamme chciałbym widzieć o wiele częściej. Nie ma Aarici i Jolana i chyba wtedy, gdy Thorgal jest jedynym głównym bohaterem jest najlepiej. Rosiński jest tu jeszcze w momencie, kiedy był znośny dla oczu czytelnika komiksu. Poza tym w końcu mamy jedną z lepszych okładek w cyklu - cudownie wydrukowaną.

Wojciech "dieFarbe" Garncarz


Tytuł oryginału: La Maître des Montagnes
Scenariusz: Jean Van Hamme
Rysunki: Grzegorz Rosiński
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 09.2003
Poprzednie wydanie: Orbita 1990
Wydawca oryginału: Editions du Lombard
Data wydania oryginału: 1989
Liczba stron: 48
Format: 21,5 x 29 cm
Oprawa: miękka
Papier: matowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 16,90 zł