Vertigo amigo

Vertigo - najlepiej znana, najsłynniejsza linia wydawnicza komiksów dla tzw. "mature readers", czyli już nie dzieci. Imprint DC Comics prowadzony przez panią Karen Berger obchodzi w tym roku 10-lecie. A zatem uczcijmy to chwilą wrażeń z lektury. Co miesiąc w KZ najnowsze tytuły Vertigo.

 

"Fables" TPB vol.2 "Animal Farm"
scenariusz: Bill Willingham
rysunek: Mark Buckingham
tusz: Steve Leialoha
kolor: Daniel Vozzo
litery: Todd Klein
okładki: James Jean
wydawca: Vertigo/DC Comics 2003
cena: 12,95 $
liczba stron: 128

Fables Billa Wilinghama otrzymało w tym roku aż dwie nagrody Eisnera (Best Serialized Story i Best New Series). O serii pisałem już w KZ nr 16/17, wtedy była nowością dopiero nominowaną do nagród - widać ujęła amerykańskie jury. W skrócie: Willingham umieścił bohaterów wielu znanych bajek w ramach współczesnego kryminału i zamysł zrealizował bardzo sprawnie.

Właśnie wydany, kolejny tom Fables - "Animal Farm" przenosi historie z nowoczesnej kryminalnej bajki w rejony przygodowej bajkowej... rewolucji. Z Nowego Jorku, gdzie mieszkają te postaci, które mimo bajkowej przeszłości nie wzbudzają zamieszania wśród zwykłych ludzi (choćby Piękna czy Sinobrody) przenosimy się na tytułową Zwierzęcą Farmę, czyli w miejsce przeznaczone tym, których uczynki a przede wszystkim aparycja nie przystają do świata ludzi. Pośród imponującej galerii kreatur wszelkiej maści mamy m.in. Trzy Świnki, Kota w butach, Lisa, Tygrysa z Księgi Dżungli, Króla Lwa, że nie wspomnę o Zajączku, misiach, smoku, trollach i gigantach. Wszystko to to gadatliwe i ruchliwe, pełne werwy (tylko giganci śpią) i idei, poglądów tyleż zdecydowanych, co dla danej postaci charakterystycznych. Lis jest sprytny, Świnka świnią, Tygrys mordercą a misie to dupy wołowe (no, no, tylko bez takich - przyp. red.). Willinghan świetnie uchwycił właściwości postaci i uczynił je wiarygodnymi i spójnymi z ich bajkową przeszłością. Dobrze dobrane i przedstawione, zajmują w fabularnej układance miejsca podobne do tych, w jakich funkcjonują w świadomości bajkożerców, którymi wszyscy kiedyś byli (niektórzy są z lubością nadal). To właśnie stanowi o oryginalności i popularności tego komiksu, i to stało się powodem nagrodzenia Eisnerem początku serii.

Fabularnie bynajmniej nie jest to powtórka "Folwarku zwierzęcego". Historia - "Animal Farm" zbiera zeszyty #6-10 - jest lekka i zabawna, choć czasem okrutna i niemal społecznie zaangażowana. Sam pomysł bajkowego przewrotu i walki o wyzwolenie jest ciekawy. Niestety pobudki buntowników nie są przepełnione bohaterstwem i szlachetną intencją, lecz podszyte pychą ambicji władzy i okrucieństwa. A może po prostu buntownikom nie dał szans sam scenarzysta, umieszczając ich w opozycji wobec bohaterów głównych i poniekąd pozytywnych? Pamiętacie bajkę o Trzech Świnkach? Właśnie one (no prawie) zostały prowodyrami rewolty. Zabawnie śledzi się rozmowy świń na temat wolności i wyzwolenia, ich wredne i podstępne mordy, knowania i zbrodnicze uczynki. Ich rewolucyjną menażerię uzbrojonych po zęby misiów, myszek, kur, goryli i wszelkiej maści zwierzokształtów.

Rysunkowo nie widać znacznych postępów, ale jest lepiej, poprzedni rysownik został inkerem a rysuje teraz Buckingham. Po tym jak poddałem krytyce kolorystkę wywalili ją z ekipy, na zdrowie dla komiksu. Kreska jest bardziej wyrobiona, zwierzęce grymasy i przemyślenia choćby swiń oddane dobrze, kolory nie powoduja oczopląsu. Średnia krajowa/Vertigo zachowana. Okładki, ich kompozycja i aura zwracają uwagę, dobre. Pochwalić warto pozostałą garść dodatków - rysunki, projekty i szkice miłe dla oka i miłosnika serii (niektóre popełnił sam scenarzysta).

Gdyby nie udana adaptacja bajkowej świadomości w "Fables", to cała historia nie byłaby niczym wyjątkowym, ot jeszcze jeden powstańczy zryw, zgrabne pościgi i polowanie na niepokornych, ciupek zdrady i suspensu w zabawnym sosie. A tak już teraz ciekawi mnie kogoż to teraz uwikła Willingham porywając z mojej bajki?

 

"Orbiter" HC
Scenariusz: Warren Ellis
Rysunek: Colleen Doran
kolor: Dave Stewart
litery: Clem Robins
wydawca: Vertigo/DC Comics 2003
cena: 24,95 $
liczba stron: 104

"Orbiter" mnie zawiódł, niczym nie zaskoczył, był przewidywalny, rzewny i w konsekwencji niemal banalny. W USA otrzymał dobre noty, został napisany przez Ellisa przed katastrofą Columbii, wydany już po, zadedykowany pamięci ofiar, astronautów z lotu STS-107- może miało to wpływ na jego odbiór za oceanem?

To komiks o marzeniach, o otchłani kosmicznego królestwa od wieków pobudzającego wyobraźnie nas maluczkich. Któż z nas choć przez moment nocnej ciszy nie wypatrywał gwiazd, których świetliki pogrążone w magicznej ciemności kosmosu świecą światłem sprzed tysięcy lat stworzenia? Czy jesteśmy sami, wybrani i jedynie ludzcy, czy tam ktoś też wpatruje się w gwiazdy?

Ellis serwuje nam mieszankę tęsknot, osamotnienia, naukowości, tajemnic, strachu i agresji. Wpatrując się w zagadkowy kosmos, jednocześnie zerka na nas samych, tutaj na Ziemi. Przedstawiając wyprawę promu kosmicznego, który po tajemniczym zaginięciu pojawia się po latach nieoczekiwanie na Ziemi obleczony w biologiczny kokon nieznanej materii, zawiązuje akcję i prowadzi ją całkiem sprawnie, aż do nieuchronnego zakończenia, które jednak żadnym zaskoczeniem dla mnie nie było. Mamy zagadkę typu "a cóż się stało", mamy oczywiście jedynego ocalałego członka załogi, który oczywiście nie mówi nic i świruje, mamy oczywiście specjalną grupę do jej rozwikłania, w której jest oczywiście młody wyśmienity/genialny naukowiec płci męskiej i pewna pani płci żeńskiej, którym to dwojgu serwuje oczywiście rodzące się uczucie. Mamy inne jeszcze ograne chwyty, koszały opały, czyli jeszcze odrobinę emocji, okrucieństwa, pół i ćwierć tajemnic SF, aż wreszcie spełnienie marzeń i pochwałę ludzkiej woli i człowieczeństwa. Pełen odlot w kosmos... Może gdyby to była moja pierwsza w życiu pozycja o tego typu odlotach byłbym ukontentowany, ale niestety ani nic odkrywczego, ani szczególnie błyskotliwego "Orbiter" mi nie objawił.

Rysunki są charakterystyczne, Colleen Doran bawi się swoiście czernią, kreuje emocje i wyrazy twarzy raczej przejaskrawione, bardzo mimiczne i pozowane. Nie polubiłem tego rysunku, bo budował klimat nieco odmienny od tego, który panował w warstwie fabularnej. Kolor mi się podobał, mimo że uwięziony w dość ograniczonej palecie barw.

Komiks jest świetnie wydany, twarda okładka w obwolucie z wytłoczonym srebrem emblematem promu kosmicznego i znaków tajemnych, gruby papier kredowy doskonale oddający kolory. Piękny, ale nie jest wart swej ceny. Sztampa, a Ellis potrafi dużo lepiej pisać.


Adam "mykupyku" Gawęda