Komiks a bajka

Jakieś dwa tygodnie temu moja mama zaczęła robić porządki w domu. Nagle podeszła do mnie i powiedziała "Nie kupuj już więcej tych komiksów! Nie ma miejsca na nie! Zawalisz mi całe mieszkanie niedługo!" I pomimo, że nie brzmiało to zbyt miło i przyjemnie, to w duchu musiałem się uśmiechnąć - moja mama wie, co to są komiksy!!

"Jak to?" spytacie "A mogłaby nie wiedzieć?" Oczywiście, że mogłaby. Pamiętam jak jeszcze dwa lata temu przychodziła i mówiła "Po co kupujesz te relaksiki?", a jeszcze rok wcześniej "Kiedy skończysz z tymi bajkami?" Moja mama przedstawiała kiedyś typowe podejście do komiksów polskiego starszego pokolenia - podejście wypracowane przez lata przez Disneya i innych takich. Jeśli jest to rysowane, to musi to być Donald albo Smerfy albo cokolwiek, a więc bajka. Bajka dla dzieci. A młodzi ludzie, studenci na dodatek, to bajkami się nie powinni zajmować. No bo to bajki przecież. Jest to przykład podejścia do rzeczy, który najbardziej mnie denerwuje - gdy ktoś wypowiada się o czymś, o czym nie ma pojęcia. Przecież jak można wypowiadać się o "Hellboyu" lub "XIII" nie czytając ich i przyrównując do takiego, za przeproszeniem "Giganta"??? Ja nic komiksom dla dzieci nie ujmuję, wręcz przeciwnie - bardzo się cieszę, że są. Ale to przez nie w naszym pięknym kraju komiksy wciąż identyfikowane są z bajkami. I jest to wciąż jeszcze bardziej norma niż margines.

Zapewne wielu z was doskonale rozumie to, o czym piszę, gdyż ich rodzice zachowują się identycznie. Zapewne wielu z was nieraz rozpoczynało rozmowę, że to nie są bajki, że to są komiksy, że to niby książka tylko z obrazkami, a sama fabuła jest ciekawa. Że rozwijają umysł, że są interesujące i przeznaczone dla starszego czytelnika. Najgorsze jest to, że zazwyczaj jest to niestety przysłowiowy "groch o ścianę". Rodzice są bardzo często niereformowalni. Oni po prostu wierzą, że to co mówią jest słuszne, bo nas kochają. Bo chcą dla nas najlepiej. A skoro jesteśmy już duzi, to powinniśmy zajmować się rzeczami dla dorosłych. Z drugiej strony, czasem kiedy rozmawiam ze znajomym komiksiarzem słyszę, że udało mu się "nawrócić" dobrego znajomego lub któreś z rodziców. Że zaraził ich pasją i że oni teraz kupują komiksy i on je musi im podbierać. Że nie jest to dla nich już bajka, lecz lektura. Nawet nie wiecie jak się wtedy cieszę. Bo oznacza to, że nie jest to przegrana walka. Że jeśli poda się dorosłym ciekawy tytuł, to zrozumieją jego wartość literacką i sięgną po więcej. Że kiedy poznają przyjemność tej rozrywki, stanie się ona dla nich czymś normalnym. Tak samo jak z moją mamą, która już komiksów nie identyfikuje z bajkami. Wie, że są one... bardziej wartościowe. Że są po prostu rozrywką. Czyli na końcu tego tunelu jest jakieś światełko.

Ja powoli zabieram się za podrzucenie jakiegoś dobrego komiksu światłu mojego życia, którego imię brzmi Dorota. Kto wie, może się do nich przekona? (tu pomogą rady Kurczaka :) - przyp. red.).


Tomasz "Klos" Kłos