Rork

"Rork" to niewątpliwie najbardziej znana seria autorstwa Andreasa. Świadczy o tym chociażby ilość krajów, w których się pojawiła. Co takiego sprawia, że "Rork" jest tak popularny? Jaka niezwykła moc drzemie w tych komiksach, że przynajmniej dwie pierwsze części zdołały wręcz osiągnąć poziom "kultowości" w pewnych kręgach miłośników komiksu? Na te i inne pytania spróbuję odpowiedzieć w niniejszym artykule.

Fragmenty i Przejścia - perfekcyjna układanka

Co prawda można te dwa albumy omówić osobno, lecz mija się to z celem. Oba są bowiem do tego stopnia splecione fabularnie, że można je potraktować jako jedną całość.

Akcja całej serii komiksów o Rorku dzieje się w dwudziestoleciu międzywojennym w bliżej nieokreślonym miejscu, najprawdopodobniej gdzieś na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Jak wspomniałem w biografii Andreasa "Fragmenty" zostały przez autora podzielone na rozdziały. Znamienne jest to, że jest ich siedem - tyle samo co albumów wchodzących w skład całej serii o Rorku. W pierwszym rozdziale, zatytułowanym "Wiek dla domu" poznajemy pisarza Bernarda Wrighta oraz przede wszystkim samego Rorka, który podejmuje się rozwikłania tajemnicy skrywanej przez dom na skraju klifu. Sam Rork jawi się od początku komiksu jako bohater oryginalny i tajemniczy. Jest po części detektywem tropiącym niewytłumaczalne zjawiska, a po części myślicielem. Charakterystyczne jest to, że od samego początku Rork stara się rozwiązywać wszelkie problemy drogą mediacji, nie siły. Długie, białe jak śnieg włosy i równie długi, czarny płaszcz potęgują uczucie tajemnicy spowijającej bohatera. Zagadka ogromnej kuli wynurzającej się z głębin oceanu zostaje wyjaśniona jedynie połowicznie. Fakt ten jest charakterystyczny dla wszystkich rozdziałów we "Fragmentach". Autor odpowiadając po części na postawione przez siebie pytania i jednocześnie kończąc daną historię serwuje komplet nowych pytań, potęgując tym bardziej ciekawość czytelnika. Już w tym miejscu należy zaznaczyć, że w tamtym czasie Andreas był zafascynowany literaturą H. P. Lovecrafta, czego wpływy są niewątpliwie dostrzegalne, chociażby w kreowaniu wizji cywilizacji istniejącej przed ludzkością.

W kolejnym rozdziale "Krytyczny punkt" Andreas prezentuje następnego przyjaciela Rorka, a mianowicie wynalazcę maszyny, która potrafi znaleźć na dowolnej kuli punkt, którego lekkie dotknięcie powoduje jej zniszczenie, Adama Neelsa.

Rozdział 3 zatytułowany "Plama" to wprowadzenie do komiksu Ebenezera M. Awridge'a i Wilbura Skiffela, pracowników muzeum, a przede wszystkim tytułowej Plamy, niewątpliwie inteligentnej istoty, pochodzącej prawdopodobnie spoza Ziemi.

Następny rozdział, "Low Valley" to jeszcze jedna nowa postać - młoda kobieta tracąca pamięć na skutek oddziaływania pola wytwarzanego przez tajemniczy trójkąt, nazwana tymczasowo przez Rorka właśnie Low Valley. Ta historia to przede wszystkim popis możliwości graficznych Andreasa. Rysunek jest tu dosłownie dopieszczony do każdego detalu. Wrażenie robi niesłychana umiejętność rysowania na dwóch sąsiadujących kadrach postaci w tej samej pozie, przy czym dosłownie każdy włos jest na tej samej pozycji. Dodatkowo warto zwrócić uwagę jak trafnie Andreas oddaje ułożenie materiału.

Piąta historia to tytułowe "Fragmenty". Czytelnik dowiaduje się z niej przede wszystkim o niezwykłych możliwościach Low. Mianowicie potrafi ona we śnie rozkładać na fragmenty budynki, w tym przypadku dom Rorka. Opowieść ta jest ciekawa z jeszcze jednego względu. W jednym z wywiadów Andreas przyznał się, że całostronicowy kadr ukazujący unoszące się w powietrzu elementy domu, obrazował jego ówczesny stosunek do kobiet. Szczęśliwie i w komiksie i w życiu fragmenty udało się zlepić w jedną całość.

Rozdział szósty "Powrót plamy" to stopniowe łączenie w jedną całość pozornie nie związanych ze sobą wątków z całego komiksu. Oto po raz kolejny pojawia się plama a wraz z nią Ebenezer i Deliah Darkthorn vide Low Valley, która uzyskuje nowe, jeszcze potężniejsze moce. Sprawy przybierają niekorzystny obrót - wszystko zdaje się świadczyć, że tym razem plama nie da się kolejny raz odesłać w przestrzeń.

W ostatnim rozdziale albumu "W Nowym Jorku", Rork podążając za plamą trafia do Nowego Jorku. Tam też plama działając poprzez Deliah i Ebenezera postanawia raz na zawsze pozbyć się Rorka. Zastawia na niego misterną pułapkę z której nie może być wyjścia. Album kończy się ujęciem spadającego wagonu na przerażonego Rorka. Przy okazji tej historii warto zwrócić uwagę, iż Nowy Jork w komiksach Andreasa pełni ważną rolę. Jak sam autor mówił, nigdy nie odwiedził tego miasta. Było to jednak jak najbardziej celowe, gdyż nie znając go mógł puścić wodze swojej wyobraźni, kreślić jego architekturę w sposób, jaki mu się podoba. A przyznać trzeba, że czyni to w tym komiksie iście po mistrzowsku.

Pora przyjrzeć się bliżej "Przejściom", drugiemu tomowi Rorka. Muszę przyznać, że jest to jak dotychczas mój ulubiony album "Rorka". Po lekturze "Fragmentów" wydawało się, że cała zagadka została rozwikłana, a jedyną niewiadomą był fakt, czy Rork jakimś cudem uszedł z życiem. Nic bardziej błędnego. Okazuje się bowiem, że "Fragmenty" to jedynie część swoistej układanki, którą serwuje nam autor. "Przejścia" wprowadzają wiele istotnych informacji zarówno o przeszłości Rorka jak i jego umiejętnościach. To pozwala ujrzeć "Fragmenty" w innym świetle. Znów spotykamy Bernarda Wrighta, tym razem w jego własnych wspomnieniach, który najwyraźniej ma pecha do domów, w których zamieszkuje. Poznajemy m.in. przyrodnich rodziców Rorka, mistrza i nauczyciela naszego bohatera - Tanemanara oraz Pharassa, strażnika przejść. Jakich przejść, możecie zapytać. Otóż przejścia to główna oś tego albumu. Jest to umiejętność, którą posiadł Rork, pozwalająca przemieszczać się między różnymi wymiarami, światami. Niestety umiejętność ta ma swoje ograniczenia i może być wykorzystana w sumie dwa razy. W taki właśnie sposób Rork zdołał uniknąć niechybnej śmierci w poprzednim albumie, z tym że uczynił to o raz za dużo. Niechybnie więc musiał ponieść tego konsekwencje. Album kończy się w taki sposób, że ciekawość czytelnika sięga tej, która miała miejsce na zakończeniu pierwszego tomu. Celowo nie ujawniam wszystkich niuansów tego albumu, nie chcąc psuć wyśmienitej rozrywki tym z Was, którzy jeszcze nie zetknęli się z tym komiksem.

Ale "Fragmenty" i "Przejścia" to nie tylko znakomita fabuła. To także przełomowe i burzące dotychczasowe schematy kadrowanie oraz operowanie planami i zbliżeniami wewnątrz kadrów. Trzeba bowiem mieć na uwadze czasy, w których te dwa komiksy powstawały. Pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku nikt nie stosował na tak szeroką skalę i tak odważnie tych elementów (w każdym razie ja się z tym nie spotkałem). Długo można by pisać na temat samego kadrowania w wykonaniu Andreasa. Bez mała na każdej stronie można znaleźć coś co zaskakuje, wnosi powiew świeżości. Stosunkowo najczęściej autor stosuje podłużne kadry, ułożone zarówno horyzontalnie jak i wertykalnie. Dodatkowo, aby spotęgować tempo jak i nastrój, kadry te stają się raz węższe, a innym razem szersze. W połączeniu z ujęciami, głównie zbliżeniami, daje to mistrzowski efekt. Praktyce tej Andreas pozostał wierny w późniejszych odcinkach Rorka i dziś jest to jeden z elementów rozpoznawczych tego twórcy.

Całości dopełnia perfekcyjny rysunek. Na pozór czysto realistyczny, lecz wystarczy krótka chwila by zwrócić uwagę na elementy świadczące o własnym stylu. Postaci kreślone przez Andreasa są bez wątpienia przerysowane. Zwróćcie uwagę choćby na nosy czy dłonie. Te ostatnie są tak szczupłe i wydłużone, że aż wręcz trupie. Przy zbliżeniach autor dość często stosuje ciekawą technikę wywołującą efekt jakbyśmy oglądali kogoś w wypukłym lustrze. Nie można też zapominać o charakterystycznym cieniowaniu przez kreskowanie oraz o wspomnianej przeze mnie dbałości o detale i znakomitym kreśleniu architektury. Te wszystkie elementy składają się na komiksy, których po prostu wstyd nie znać.

Cmentarzysko Katedr i Gwiezdne Światło - zmiany

Długo przyszło czekać czytelnikom na kolejne części "Rorka" a jeszcze dłużej polskim czytelnikom. Pierwsze na co zwraca się uwagę po otworzeniu "Cmentarzyska Katedr" to zmiana stylu rysowania. W tej lub bardzo zbliżonej konwencji Andreas rysuje do dzisiaj, oczywiście z pewnymi wyjątkami np. dla "Powrotu Cromwell Stone". Zmiany w rysunku są, trzeba przyznać, istotne acz nie rewolucyjne. Mimo pewnych uproszczeń w "Cmentarzysku Katedr" z łatwością można dostrzec rękę Andreasa z dawnych lat. Przyczyna zmiany konwencji rysowania była, jak to zwykle bywa, bardzo prozaiczna. Chodziło po prostu o skrócenie czasu jaki trzeba poświęcić nad jednym albumem. "Fragmenty" i "Przejścia" były bowiem bardzo pracochłonne.

Ale przejdźmy do samej historii. W "Cmentarzysku Katedr" czytelnik może dowiedzieć się co stało się z Rorkiem po opuszczeniu naszego świata. Niestety nie znalazł się w zbyt przytulnym miejscu, a jakby tego było mało jego przejście zakłóciło delikatną równowagę w całym wszechświecie. Nasz bohater zostaje więc odesłany z powrotem do naszego świata by naprawić to, co niechcący naruszył. Nieoczekiwanie ląduje w południowoamerykańskiej dżungli pośród trzech podróżników szukających tytułowego Cmentarzyska Katedr - prof. Wolfa, Sidneya i Fay Mc Kee. Spośród wielu pomysłów, którymi sypie Andreas w tym albumie, chciałbym zwrócić uwagę na jeden. Chodzi mianowicie o fascynację autora konstrukcją labiryntu. W "Cmentarzysku Katedr" labirynt zdaje się pełnić ważną funkcję. Tylko podążając labiryntem można dojść do jego centrum i aktywować moc. Tajemnica kryje się więc także w samym kształcie labiryntu. Na marginesie warto zaznaczyć, że kwestia labiryntu jako takiego, jest istotna także w innym komiksie Andreasa, a mianowicie w "Cyrrusie".

Natomiast w "Gwiezdnym Świetle" Rork dociera do niewielkiej meksykańskiej wioski, której mieszkańcy przygotowują się na "wydarzenie". Tak jak w poprzednim, tak i w tym albumie autor sypie pomysłami. Przede wszystkim chodzi o samo światło gwiazdy, które padając na oznaczony punkt na powierzchni ziemi odmienia istotę wszystkiego co znajdzie się w jego zasięgu. Cały album toczy się wolno, spokojnie. Przeważa kolor żółty, pomarańczowy i brązowy. Dodatkowo Andreas potęguje uczucie ogromnych przestrzeni rysując małe postaci w całostronicowych kadrach, głównie Rorka.

Wypada zwrócić uwagę na jeszcze jedną, nie mniej ważną niż rysunek, zmianę w porównaniu z "Fragmentami" i "Przejściami". Od "Cmentarzyska Katedr" Andreas wprowadził osobną numerację, oznaczając ten album numerem jeden. Świadczy to o tym, że te pięć albumów od "Cmentarzyska..." do "Powrotu" stanowią jeden, z góry zaplanowany pomysł. Główną ideą spajającą wszystkie te pięć albumów jest konieczność wprowadzenia z powrotem zachwianej równowagi we wszechświecie. Widać także istotne podobieństwa między "Cmentarzyskiem..." a "Gwiezdnym Światłem", które jednocześnie odróżniają te albumy od dwóch pierwszych. Znamienne jest, że Rork kompletuje swoistą drużynę, która ma mu dopomóc w kulminacyjnym wydarzeniu. W "Cmentarzysku..." jest to Yosta, a w "Gwiezdnym Świetle" Low Valley. Jednocześnie są także postaci "pokonane", które odegrają w przyszłych odcinkach niebagatelną rolę t.j. Levec i Shamah, ale o tym na razie sza...

Ciekawym zabiegiem jest także wprowadzenie na początku i zakończeniu komiksów dyskutujących, niewątpliwie o samym Rorku, sów.

Koziorożec, Zejście i Powrót
czyli jak to się wszystko zakończy

Ha, tego Wam nie zdradzę. Mogę jednak zapewnić, że nie raz Andreas, jak to ma w zwyczaju, zaskoczy, a cała seria ułoży się w jedną pasującą do siebie całość. Poznamy jeszcze mnóstwo nowych postaci - przede wszystkim już w następnym tomie samego Koziorożca, któremu Andreas poświęcił osobną serię. Oprócz niego pojawią się także Astor, Ash Gray, Kenton, Mordor Gott, Manga i Presence, a także Sy-Ra, którą znamy z "Gwiezdnego Światła". Pamiętajcie też - wypatrujcie nadejścia Dahmalocha...

Piotr "wilk" Skonieczny