V for Vendetta

Londyn, rok 1997. Od wielkiej wojny minęło 9 lat. Wielka Brytania jest odcięta od reszty świata, który równie dobrze może już od dawna nie istnieć. Postęp technologiczny został powstrzymany, ludzie żyją niczym w państwie policyjnym. 16-letnia Evey Hammond, żeby zarobić na życie, decyduje zająć się najstarszym zawodem świata. Pech sprawia, że trafia na tajniaków, którzy zamierzają najpierw się z nią zabawić, a potem zabić. Z opresji ratuje Evey tajemniczy V - mężczyzna w roześmianej masce teatralnej ubrany w płaszcz z minionej epoki.

Wiele osób w naszym społeczeństwie traktuje komiksy jak książeczki dla dzieci (albo nawet i tej łatki im nie przylepiają). I choć absolutnie się z tym poglądem nie zgadzam, to trzeba im przyznać, że nie mają powodu, aby myśleć inaczej. Na naszym rynku komiksowym pojawiają się bowiem tytuły, które treściowo kierowane są co prawda do dorosłego odbiorcy, lecz mimo wszystko takich, które tak naprawdę byłyby wybitne i wychodziłyby poza ramy komiksu jest bardzo mało i bardzo łatwo je przeoczyć ("Maus", "Polowanie"). Takich tytułów, które po przeczytaniu dudniłby w głowie echami, które nie przebrzmią, bo dotyczą rzeczy zbyt głębokich i zbyt ludzkich. Do tej krótkiej listy niedługo będziemy mogli dopisać prawdziwie genialne dzieło Alana Moore'a. Scenariusz sam w sobie jest już dziełem sztuki. Przygarnięcie przez V Evey, zdające się być na początku tylko kaprysem, z każdą przeczytaną stroną zaczyna nabierać coraz większego sensu. Powoli wkraczamy do świata V, który jest wypełniony jednocześnie miłością do piękna i niewinności, a jednocześnie gniewem i smutkiem. Wizja lepszego świata, którą roztacza on przed Evey fascynuje ją na tyle, że pozwala się wciągnąć w jego grę. Grę, o której początkowo nie ma pojęcia, a która nabiera coraz to bardziej mrocznych aspektów. Kim jest V? Jaki jest jego prawdziwy plan? I jakie ona zajmuje w nim miejsce? Są to pytania, na które musi odnaleźć odpowiedź, zanim nie będzie za późno. W "V for Vendetta" jest też oczywiście druga strona medalu. Edward Finch, inspektor poszukujący V, człowiek w pełni oddany swojej służbie i pokładający wiarę w słuszność tego, co robi. Trudno nie polubić tego krępego policjanta, który prowadzony własnym poczuciem prawdy i sprawiedliwości próbuje odnaleźć kogoś, kto w jego oczach jest terrorystą. Gdy obserwujemy ich zmagania, nie wiadomo do końca, komu kibicować. Czy tajemniczemu V, którego metody są dalekie od subtelnych a cele niepewne, czy właśnie Finchowi, który broni swojego świata, jedynego jaki zna, nawet jeśli nie jest on idealny.

"V for Vendetta" nie jest komiksem, do jakiego przyzwyczaił nas rynek amerykański - nie ma w nim bohatera o super mocach, czystym sercu i szlachetnych ideałach. Jest za to człowiek owładnięty obsesyjną chęcią zemsty odzianej w płaszcz (już nie płaszczyk) naprawy świata. Podobnie świat przedstawiony w komiksie nie jest podobny do naszego. Czytając "V for Vendetta" trudno się oprzeć wrażeniu, że Moore był pod wielkim wpływem Orwellowskiego "Roku 1984". Przedstawiony przez niego świat jest niezwykle zbliżony do ukazanego w powieści. Wszechobecny Głos Losu (Voice of Fate) rozgłaszający propagandę i wychwalający Przywódcę (Leader), tajniacy, godziny policyjne, skorumpowana władza... Wszystko to czyni z Londynu miejsce mroczne i przerażające. Oprócz niesamowitej opowieści snutej przez V, ukazującej nam całą chorobę społeczeństwa, niesamowitym elementem komiksu jest dobrana doń kolorystyka. Cały komiks jest wypełniony różnymi odcieniami szarości, czerni i brązu z rzadka przeplatanymi czerwienią, błękitem i żółcią, lecz również w ciemnych odcieniach. Nadaje to całości wyraz przyćmionego pokoju, wypełnionego dymem, przez który widać nierzadko tylko zarysy. Podobnie wykorzystane dialogi wypełniające komiks zdają się snuć własną opowieść. Nie są to rozmowy, jakie prowadzi się przy herbatce lub na odprawie przed stłuczeniem jakiegoś kolejnego złego faceta. Są to pełne głębi, ukrytych przesłań i treści rozważania dotyczące otaczającego bohaterów świata i ich samych, z których wiele można odnieść do naszego społeczeństwa. Wypełniają one świat V, świat Evey i świat Fincha. Powoduje to, że komiks czyta się z zapartym tchem. Nawet zdające się nie wnosić nic w fabułę dialogi urzeczywistniają cały przedstawiony świat, wypełniają go szczegółami, które tworzą swoisty most pomiędzy realnością i fikcją. Niezapomniana jest scena początkowa, gdy V ratuje Evey cytując jednocześnie wiersz - już w tym momencie pokazane jest, jak bardzo ważne w komiksie są wszystkie wypowiedziane słowa. Podobnie znamienny jest każdy moment ciszy. Mimo, iż czasem czytelnik zasypany zostaje słowami, bardzo dużą wagę przywiązano do sytuacji, gdy słowa są zbędne. Każdy milczący obraz niesie ze sobą pewne przesłanie, pewną treść, pewną historię. Taka umiejętność balansowania pomiędzy tym co trzeba powiedzieć, a tym co można przemilczeć powoduje, że cała historia posiada niesamowity element tajemniczość i niepewności. Wykorzystana kreska jest dodatkowo niezwykle wiarygodna, realna, choć jednocześnie niepokojąca. Z jednej strony ukazuje piękno szczegółów, aby w następnej scenie przejść do gry cieni i konturów.

Kiedy połączy się w całość wszystkie te elementy otrzymuje się komiks, który wbija się w pamięć niczym "Rok 1984". Jakakolwiek próba interpretowania treści "V..." mija się dla mnie z celem. Odbiór zarówno treści jak i formy u każdego jest inny, zależnie od wieku i wspomnień, jakie w sobie nosi. Takich rzeczy nie można szufladkować, opisywać, rozważać. Takie rzeczy się czuje, przeżywa, odkrywa. I to jest właśnie największa tajemnica zawarta w "V for Vendetta", to właśnie powoduje, że jest to komiks, którego nie można po przeczytaniu odłożyć po prostu na półkę i zapomnieć o nim. Nie czyta się go lekko. Nie jest to komiks do poduszki, który można przerwać w pół strony, bo już późno. Jest to komiks, który zaraża sobą każdą cząstkę czytającego. Raczej nie spodoba się on miłośnikom lekkiej rozrywki pokroju "Lanfeusta z Troy" czy "Małego Sprytka". Jeśli jednak przeczytawszy "Hellboy'a" czy też "Dylan Doga" nie potrafisz znaleźć słów, aby opisać to coś tajemniczego i niepokojącego, co przenikając każdą stronę rozsiadło się wygodnie w Twoim umyśle, to jest to tytuł w sam raz dla Ciebie.

Klos

Scenariusz: Alan Moore
Rysunek: David Lloyd
Wydawnictwo: DC Comics
Wielkość: 10 zeszytów
Rok wydania: 1982