"Blueberry" tom 1: "Fort Navajo",
tom 2: "Burza na Zachodzie"

Przyznam, że "Blueberry" był jednym z tych komiksów na którego polską wersję czekałem od dawna i bardzo bym chciał zobaczyć w naszym rodzimym języku wszystkie części tego cyklu. Pojawił się on po raz pierwszy pod koniec 1963 na łamach pisma "Pilote". Komiks ukazywał się tam w odcinkach, zanim w 1965 doczekał się własnego albumu. Dzisiaj jest ich blisko 30.

Rytm opowiadanej w "Blueberry'm" historii jest typowy dla komiksu ukazującego się odcinkowo w czasopiśmie. Komiks nie ma zwolnień akcji służących przygotowaniu czytelnika na moment kulminacyjny, czyli zakończenie. Nie ma stopniowego budowania napięcia, zachowuje on szybkie tempo od początku do końca. Nie jest to oczywiście zarzut, szczególnie jeśli chodzi o komiks przygodowy, jakim jest niewątpliwie "Blueberry", opierający swoją akcję na perypetiach głównego bohatera.

W fabule Charlier wykorzystał jeden z typowych westernowych tematów - walkę pomiędzy "niebieskimi koszulami" i Apaczami, rozgrywającą się na pograniczu Arizony, Nowego Meksyku oraz Meksyku. Głównym bohaterem jest tytułowy porucznik Mike T. Blueberry, który chce zażegnać wspomniany konflikt. Mimo podjęcia, jak by się mogło wydawać, wyeksploatowanego (i to już w latach 60-tych) pomysłu, Charlier potrafił poprowadzić akcję tak, że chociaż nie gustuję w westernach, po przeczytaniu jednego tomu z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów.

Autor umieszcza w wielu miejscach niemal encyklopedyczne wiadomości. Dzięki nim wiemy m.in. ile litrów wody może pomieścić saguaro (nie przejmujcie się, przed lekturą komiksu też nie wiedziałem co to jest), czy też kogo Indianie nazywali Wielkim Ojcem (nie, to nie jest kolejny reality show). Ciekawym zabiegiem są również stosowane od czasu do czasu wypowiedzi w języku angielskim.

Omawiane tomy mają już prawie 40 lat i to widać. Brak w nich jest zaufania do mowy obrazków, typowy dla tak starych komiksów. Charlier chce być pewny, że czytelnik dobrze zrozumiał daną sytuację dlatego często w usta bohaterów wkłada opis czynności, którą właśnie wykonują lub sytuacji, którą obserwują, mimo, że widać to doskonale na ilustracji np. słowa Blueberre'go kierowane do samego siebie podczas pożaru: "...ze stropu zaczynają spadać płonące głownie". Bohaterowie wypowiadają się też w najmniej odpowiednich momentach. Najlepszy przykład to scena, gdy Blueberry ledwo trzymając się siodła podczas brawurowej ucieczki z płonącej obory wśród pędzącego, oszalałego bydła mówi (nawet nie myśli tylko mówi) ze stoickim spokojem: "Myślę, że w tym kurzu żaden Indianin mnie nie dostrzegł". O skali zjawiska świadczy to, że obydwa przykłady pochodzą z jednej tylko strony albumu "Burza na zachodzie". Te zabiegi są sprzeczne z podstawowymi założeniami komiksu (w dzisiejszym jego rozumieniu), który powinien zmierzać do przekazywania informacji głównie rysunkami, ograniczając tekst do niezbędnego minimum.

Rysunki Gira nie są jeszcze najlepsze (oczywiście jak na niego, gdyż i tak są lepsze od rysunków wielu innych twórców westernów), należy jednak pamiętać, że tym komiksem zaczynał on dopiero swoją wspaniałą karierę. Wśród zalet mogę wskazać bardzo dobre operowanie światłocieniem i dosyć dużą szczegółowość rysunku. Rażącą wadą natomiast jest niekonsekwencja w przedstawianiu twarzy głównych bohaterów. W wielu miejscach trudno rozpoznać kto jest kim, a oblicze Blueberrego, w założeniu mające przypominać Belmondo, na niektórych kadrach jest mocno zdeformowane.

Czytając komiks zwróciłem również uwagę na dymki z wypowiedziami bohaterów. Teksty w nich są czasami źle umieszczone, nie wypełniają całego ich wnętrza, przez co szpecą rysunki białymi plamami (najlepszy przykład to jeden z nich na stronie 9 drugiego tomu).

Podsumowując, dwa pierwsze albumy są zaledwie dobre, ale ponieważ należą do żelaznej klasyki komiksu europejskiego, warto mieć je w swojej kolekcji (tym bardziej, że komiksowy western to na naszym rynku ciągle rzadkość). Warto także zwrócić uwagę na cenę, która w porównaniu z niektórymi innymi wydawanymi na naszym rynku w podobnej formie albumami nie jest zbyt wygórowana.

Seba

Scenariusz: Jean Michele Charlier
Rysunki: Jean Giraud
Wydawca: Podsiedlik-Raniowski i S-ka
Format: A4, 48 stron
Cena: 15.90 zł