"Funky Koval"

Właśnie trzymam w ręku nowe, zbiorcze wydanie przygód jednego z najbardziej znanych herosów polskiego komiksu - Funky'ego Kovala. Nie będę tu zbytnio wnikał w szczegóły odnośnie fabuły, chociażby dlatego, że jest to komiks bardzo w Polsce znany. Ewentualnych zainteresowanych, odsyłam do artykułu na temat tej serii, zawartego w piątym numerze magazynu KZ.

Wspomnę tylko, że akcja rozpoczyna się w momencie, gdy Funky pojawia się w biurze szefa Departamentu Policji Kosmicznej, aby zdobyć Licencję Detektywa. Zostaje wysłany z misją (jak się później okazuje trefną), w ochronie przesyłki na statku kosmicznym, mającą sprawdzić jego umiejętności. Poznaje tam Brendę Lear, pracowniczkę agencji detektywistycznej Universs i już wkrótce zaczyna dla tej agencji pracować. Tak mniej więcej przedstawiają się trzy pierwsze strony opowieści, a jest ich razem 150, lub nawet 154, jeśli policzyć narysowane przez Polcha 4, czarno-białe plansze do nowego odcinka, które zostały dołączone na końcu albumu. Miało być ich 8, lecz niestety autor nie wyrobił się na czas z ich narysowaniem - a szkoda.

Zacznijmy jednak od początku, czyli od okładki. Widnieje na niej postać mężczyzny, który trzyma uniesioną do góry broń, tuż po wystrzale, z której unosi się jeszcze dym. Pod względem technicznym okładka jest narysowana bardzo dobrze, ale Funky (bo to właśnie on na niej widnieje), wyglądem przypomina raczej Thorgala, niż samego siebie, jakim znają go czytelnicy... Maciej Parowski, pytany o to w Łodzi, stwierdził podobno, że jest to Koval z czasów poprzedzających wydarzenia zawarte w wydanych albumach. W sumie może nawet ma to sens, bo przecież Koval był podobno wcześniej pilotem A.S.F. (Air Star Force - czyli Powietrznych Sił Kosmicznych), a na okładce ubrany jest w coś, co wygląda jak mundur.

Album otwiera czterostronicowe wprowadzenie, napisane przez Macieja Parowskiego, zatytułowanie "Mieliśmy dużo czasu", w którym autor opisuje całą historię powstania "Kovala", i przytacza wiele mało znanych szczegółów. Jest to całkiem ciekawa lektura i dobrze przygotowuje czytelnika do czytania kolejnych stron komiksu. A składa się on z trzech części, zatytułowanych tak jak stare albumy: "Bez oddechu","Sam przeciw wszystkim" i "Wbrew sobie". Każdą część otwiera strona z obrazkiem pochodzącym ze starych, albumowych okładek. Na szczęście (szczególnie, jeśli chodzi o dwa pierwsze albumy), zdecydowano się na wykorzystanie rysunków, które były ozdobą Kovala, ukazującego się w magazynie "Komiks Fantastyka". Co tu dużo mówić, są one po prostu lepsze, niż te z późniejszych wydań z wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Cieszy też fakt, że w końcu mamy przygody tego bohatera w porządnym wydaniu, dzięki lepszym technikom poligraficznym, niż to miało miejsce kiedyś i do tego w twardej oprawie. Szczególnie widać to na przykładzie trzeciego albumu, który w starym wydaniu z "Prószyńskiego", na słabym papierze wyglądał po prostu fatalnie. Jeszcze lepiej byłoby, gdyby album zbiorczy, został wydrukowany na kredzie. Ale to już tylko takie moje kolekcjonerskie narzekania. Może za kolejne 20 lat doczekamy się i tego...

Album zamyka drugi tekst Parowskiego, zatytułowany "Niedoczas" i wspomniane już wcześniej 4 czarno-białe plansze Polcha do nowego albumu. W swoim tekście Parowski przybliża czytelnikom kilka szczegółów, związanych z tym nowym, "nienarodzonym" jeszcze dziełem. Okazuje się na przykład, że będzie on prawdopodobnie nosił tytuł "Bez litości". Jak stwierdza sam autor, mamy tam ujrzeć świat, postawiony na "ostrzu noża", a to za sprawą otwarcia wielkiej niewiadomej, jaką jest "Terminal Drolli". Wypada tylko mieć nadzieję, że i tym razem Parowski i Rodek nie zawiodą, wymyślając ciekawy i wciągający scenariusz. Ja osobiście największe obawy żywię co do postawy pana Polcha, który jak się wydaje nieco zaniedbuje sprawę i nie bardzo się nią przejmuje. Powiem szczerze, że nowe plansze zaprezentowane w tym albumie czytelnikowi jednoznacznie dowodzą, że nie ma co liczyć na powrót Polcha takiego, jakiego poznaliśmy za sprawą pierwszego i drugiego albumu o przygodach Funky'ego. Styl, który artysta zaprezentował na tych kilku stronach, pokazuje, że możemy się spodziewać rysunków, jakie oglądaliśmy już w ostatnim istniejącym albumie - "Wbrew sobie". Z drugiej strony jednak, patrząc na techniczne wykonanie okładki, muszę przyznać, że może jednak jest nadzieja... Jak będzie naprawę, czas pokaże, miejmy nadzieję, że będzie dobrze.

Podsumowując, należy stwierdzić, że nawet po wielu latach od swojej premiery, Koval to nadal kawał naprawę dobrego, komiksu, który warto przeczytać. I jeszcze jedno. Podobno Parowski zapytany w Łodzi o losy nowego albumu odpowiedział, że to, czy i kiedy zostanie on wydany zależy od tego, jak będzie się sprzedawało wydanie zbiorcze. Jaki z tego wniosek - do sklepów chłopcy i dziewczęta. Warto.

aegirr

Inne opinie

We wstępie do tego wydania czytamy jak to fajnie było przemycać do komiksu pewne treści, które można było w głębokich latach osiemdziesiątych nazwać wywrotowymi. Takie małe gierki z cenzurą. Oraz jak to fajnie było tworzyć pierwszy polski komiks SF. Dzisiaj mamy XXI wiek i nie ma już komuny, a i na komiksowym rynku sytuacja się nieco zmieniła. W związku z tym "Funky Koval" podobnie jak piosenki Kaczmarskiego i "Solidarność" przestały już wywoływać dreszczyk emocji. To co zostało to komiks o dość skomplikowanej fabule którą poznajemy nie z akcji, ale z długich, pełnych nazwisk i skrótów, wyjaśnień bohaterów.

To co mnie jedynie dziś zachwyciło w "Funky'm" to jakże modna dziś "wiocha" lat osiemdziesiątych. Te fioletowe garniturki, żabociki, finezyjne wąsy na pół twarzy. Dziś nikt już się tak nie ubiera i nie czesze. Dlatego miło od czasu do czasu spojrzeć w ten komiks podobnie jak miło obejrzeć zapisy występów artystów z Sopotu z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. Ale jedno i drugie trudno jest nazwać sztuką.

kamil.macejko

Krótko o scenariuszu i rysunkach. W tym pierwszym widać codzienne konotacje Parowskiego (nie wiem, jak Rodka, nie znam go) z literaturą - tekstów w dymkach jest bardzo dużo. I najlepsze, że nie jest to męczące. Poziom fabuły spada lekko tylko w trzecim albumie. Ciekawie przedstawia się sprawa strony graficznej. Pierwszy album to osławiona (dawna) szczegółowa kreska Polcha. W drugim jest podobnie, ale jeszcze lepiej. Natomiast w trzecim rysownik jest w połowie kroku ku "Wiedźminowi". Zaskakująco nagły regres. Śmieszy, że Polch wciąż stara się sprawiać wrażenie, że jego rysunki są szczegółowe. Bardzo często mamy pusty kadr, na którym prócz bohaterów znajduje się jedna niewielka rzecz z jakimś malutkim napisem na sobie. Natomiast szkice do czwartego albumu to nieporozumienie.

hans

Scenariusz: Maciej Parowski, Jacek Rodek
Rysunki: Bogusław Polch
Wydawca: Egmont Polska
Format: B5, 160 stron
Cena: 29,90 zł