"Armada" dla zaawansowanych

W ostatnim numerze KZ Poszukiwacz przedstawił "Armadę" tym , którzy jeszcze z tym komiksem się nie zetknęli. Ten artykuł jest dla osób, mających za sobą lekturę wszystkich pięciu albumów (to właśnie oznacza fraza "dla zaawansowanych" ) - jeśli tak nie jest, nie polecam jego czytania (spoilery czyhają!). Jednak znając "Armadę" można spojrzeć na całość serii, która przedstawia się wyjątkowo niespójnie. Jednoznaczne określenie jej charakteru jest dużą trudnością ze względu na różnice nastrojowe w poszczególnych albumach. Zresztą scharakteryzujmy kolejne z nich.

Album pierwszy ("Ogień i popiół") to niewątpliwie komiks akcji, zawierający jednak lekką głębię. Ta przejawia się w usprawiedliwianiu poczynań Heiliiga. Stanął on przed pytaniem, czy poświęcić wiele istnień własnej rasy, a jeszcze większej liczbie pozwolić żyć w koszmarnych warunkach. To wszystko w zamian za życie jednej inteligentnej dzikuski. No cóż, jak widać możliwości wyboru nie przedstawiały się różowo. Tak więc postępowanie Heiliiga (m.in. spalenie planety) nie zasługuje na zdecydowane potępienie. Jednak ta kwestia to jedynie niewielka część albumu, który polega głównie na gonitwach, walce i humorystycznych scenkach. Właśnie, humor w połączeniu z kolorowymi rysunkami nadawał początkowo pewien charakter serii. Był on widoczny zarówno w tym, jak i następnym albumie.

"Kolekcjoner" to komiks akcji, całkowicie płytki. Wesoły początek, wesoła bohaterka, wesołe scenki, a do tego walka, walka i walka oraz parę dołów psychicznych Navis, które jednak nie psują odbioru całości jako sympatycznego, wesołego komiksu. Taki właśnie był drugi album "Armady" (swoją ocenę fabuły miłosiernie zachowam dla siebie) - jasno określał, jaką serią ma być "Armada". Lekka, z klasą, lecz nie pozostawiająca pola do najmniejszej refleksji.

W takich to okolicznościach pojawia się trzecia część czyli "W trybach rewolucji". Jest ona kompletnym zaskoczeniem. Po pierwsze, tak typowy dla serii humor występuje tu w śladowych ilościach. Wrażenie pogłębia przygnębiająca brązowo-szara kolorystyka. Po drugie, ten komiks to już nie tylko akcja. Morvan przedstawił nam świat totalitaryzmu, to, w co człowiek może przekształcić zupełnie nowy świat dla własnych egoistycznych pobudek. To one zawsze stanowiły przyczynę totalitaryzmu i nie inaczej jest tutaj. Scenarzysta dorzucił jeszcze kadr płaczącej samicy Puntas, wykorzystywanej w eksperymentach genetycznych. Ogólnie album nie nastraja do ludzkości optymistycznie. Podobnie, jak bohaterowie; jeden to rasista i, przede wszystkim, bojownik o wolność, który nie potrafi nic poza walką. W wyniku tego jedyną zmianą, jaką udaje mu się uzyskać jest osadzenie siebie na czele rządu. Natomiast jego brat to po prostu współpracownik systemu. Sympatyczna historia? W żadnym calu. Swego czasu na łamach "Esensji" rozgorzała dyskusja na temat tego albumu, w której m.in.. postawiono pytanie, w jakim kierunku zmierza seria (mam nadzieję, że ten artykuł wystarczy za odpowiedź). Jednym z zarzutów było odejście od dotychczasowego charakteru "Armady", jednak kolejny album okazał się powrotem do niego.

"Talizman demonów" to znowuż prościutka, wesoła historyjka. O tyleż naiwniejsza od pozostałych, że bohaterom udaje się osiągnąć, to do czego zmierzali - ład na Hurumaru - całkowicie. To nie "Ogień i popiół", gdzie powierzchnia planety Navis zostaje spalona, zaś ona sama siłą dołączona do Armady. Także nie "Kolekcjoner", w którym tytułowemu czarnemu charakterowi wszystko uchodzi płazem. O "W trybach rewolucji" nie wspominając. Tutaj wszystko się udaje i, co prawda, Rib'wund okazuje się zdrajcą, ale pogodzenie sześciu ras wynagradza to z nawiązką. Za to w kolejnej części nie ma miejsca na takie uproszczenia.

Album piąty (wszyscy tytuł znają ;) powagą tematu przypomina nieco trzeci, jednak zawiera o wiele więcej humoru, zaś kolorystyka i klimat nie są takie przygnębiające. Tyle, że w porównaniu do pierwszego, drugiego i czwartego albumu opowieść nie jest tak lekka. Sceny, których bohaterami są Ftorossi, szczególnie, te z Crisciossem o smutnym spojrzeniu, w najmniejszym stopniu do wesołych nie należą. A ostatnie zdominowane przez brąz, w których przedstawiono porażkę Navis są w albumie najcięższe. Wydaje się jednak, że piąta część "Armady" stanowi pewien kompromis pomiędzy oczekiwaniami miłośników lekkich historii i amatorów "W trybach rewolucji". Udało się to, co wydawało się niemożliwe, czyli umieszczenie w jednym albumie zarówno scen bardzo poważnych , jak i wesołych.

Czy z tak przedstawionych albumów wyłania się spójny obraz charakteru serii? Wydaje się, że nie, jednak po chwili zastanowienia możemy dojść do pewnych, jasnych wniosków. Zacznijmy od tego, że autorzy prawdopodobnie sami nie wiedzieli co tak dokładnie chcieli stworzyć. Potwierdzają to nieokreślone podstawy świata. Można chociażby zapytać, po co została stworzona Armada? Gdzie zmierza? Odpowiedź Gardianina (w "Ogniu i popiele") na te pytania wydaje się trochę naiwna; mówi on, że podróżują nim rasy poszukujące przygód i bogactwa. Gdy w późniejszych albumach patrzy się na te ustatkowane rodziny, jakoś nie chce się wierzyć, że jej członkowie tylko czekają, aby wziąć broń w rękę i walczyć w imię bogactw. Nie mówiąc już o Hotach i Ftorossach, którym mówiąc delikatnie, nie wiodło się na Armadzie najlepiej.

Jednak autorzy, jeśli chcieli wciąż prowadzić serię, wcześniej czy później musieli zdecydować się na charakteryzującą ją formułę. Jeśli można coś o niej powiedzieć na podstawie pięciu albumów(co już pewien dorobek stanowi), myślę, iż Morvan i Buchet postanowili w ramach "Armady" zawrzeć zarówno historie lekkie, jak i poważne. W ten sposób od drugiego albumu, gdy mieli już koncepcję na całą serię, dostajemy na przemian beztroskie, trochę naiwne albumy z tymi poruszającymi konkretny problem. Tak więc, jeśli się nie pomyliłem, następna część będzie po prostu dobrą zabawą, tym i niczym więcej.

Na "Armadę" można spojrzeć także pod innym kątem. Jakie to na przykład dojrzałe obserwacje kryją się pod kolorową, nie odpowiednią dla nich kreską. Jak to już często Navis musiała przejść do porządku dziennego nad tymi "mniej uczciwymi" i ciemnymi stronami życia. Wiadomo przecież, że Rada Armady nie ma czystego sumienia, że bieda nie zniknie, gdy zajmie się tym jedna osoba, że dzięki znajomościom i stanowisku można bez problemu uniknąć sprawiedliwości. Są to sprawy, które w wielu komiksach znajdowały proste rozwiązanie. Pokazuje to, jak pojemna jest "Armada", jak wiele autorzy potrafili w niej zawrzeć - zarówno akcję, jak i realistyczne obserwacje naszego świata. A kto wie, może w ostatnim albumie doczekamy się spotkania Navis z jej ziomkami?

hans