"Kasta Metabaronów"
tom 2: "Praprababka Honorata"

Są takie komiksy, których recenzje pisze się z prawdziwą przyjemnością (no, może prawie, ale o tym za chwilę). Dla mnie takimi właśnie komiksami są albumy z serii o rodzie Metabaronów. Otóż jestem świeżo po kolejnym przeczytaniu (tym razem w rodzimym języku) drugiego tomu tej sagi i co tu dużo mówić - "Kasta" to taka seria, którą czyta się z przyjemnością, nawet za n-tym razem.

Akcja drugiego albumu rozpoczyna się, kiedy po tragicznej śmierci swojego syna Bariego, Othon poświęca się całkowicie treningom i tworzy metabaroniczne wyposażenie, które staje się odtąd uzbrojeniem jego i kolejnych pokoleń Metawojowników. Jego smutne i samotnicze życie zostaje przerwane, kiedy kosmiczni piraci atakują chronioną przez Purpurową Endogawrdię korwetę zwaną Mamacochą, przewożącą na swym pokładzie niezwykle cenny ładunek - powstały dzięki wielkiemu wysiłkowi naukowców z Planety-Szpitala zarodek, który stanowi para bliźniąt syjamskich. Mają się one w przyszłości stać następcami cesarskiego tronu. Tak rozpoczyna się droga wojowników z rodu Othona von Salzy. Stawia się on bowiem na wezwania o pomoc, pochodzące od zdesperowanej cesarskiej pary. Tylko dzięki jego przebiegłości (i bezczelności), udaje się zniszczyć flotę piratów i bezpiecznie dostarczyć bezcenny ładunek na miejsce przeznaczenia, czyli Złotą Planetę. W nagrodę za swoje dokonania, Othon ma otrzymać niezwykle cenny prezent, na miarę Shazama, ostatniego konia w galaktyce, którego otrzymał kiedyś jego syn. I rzeczywiście, zgodnie z obietnicami, wkrótce na Okhar przybywa kobieta - piękna Honorata, która ma się stać godną towarzyszką dla Metabarona. Jednak wraz z jej przybyciem, pojawia się kolejne niebezpieczeństwo...

Tak w ogólnym zarysie przedstawia się fabuła pełnej niezwykłych wydarzeń i zwrotów akcji, drugiej części sagi o rodzie Metabaronów. Pierwszy tom był wstępem, który wprowadzał czytelnika w realia opowieści. Tom drugi znacznie rozwija wątki z tomu pierwszego i w szybkim tempie posuwa akcję naprzód. Nie widać też w nim takich nawiązań do "Diuny" Franka Herberta, jak to miało miejsce w części pierwszej. Jodorowsky rozwija tu w pełni "skrzydła", czyniąc opowieść ciekawą i wciągającą, odciskając jednocześnie na niej piętno swego niepowtarzalnego stylu. Jak słusznie stwierdził Jarek Obważanek w swojej recenzji pierwszego tomu "w komiksie tym mamy sceny niczym z antycznych dramatów". Nie inaczej jest w przypadku albumu "Praprababka Honorata". Nie ma co ukrywać, "Kasta Metabaronów" to seria bardzo dobra i kupując kolejne tomy, czytelnik nie będzie miał poczucia, że wyrzucił pieniądze w błoto, o czym zapewniam was przysięgając na rany Paleochrystusa.

Jest jednak w tym albumie pewien zgrzyt, o którym muszę napisać. Chodzi mianowicie o tłumaczenie oryginału na język polski. Otóż w dwóch miejscach mamy tu dymki, w których obok siebie zawarte są dwa identyczne teksty!!! Uważam, że jest to karygodne niedopatrzenie! Poza tym, w kilku miejscach przydałyby się przypisy, objaśniające niespotykane na co dzień terminy, jak np. prana, czy androgin. Nie każdy przecież musi się interesować tak jak Jodorowsky ezoteryką i wiedzieć, że "prana" to rodzaj życiodajnej energii wypełniającej cały wszechświat (cos jak midichloriany w "Gwiezdnych wojnach"), a taki "androgin" to istota ludzka posiadająca cechy fizyczne zarówno męskie jak i kobiece. Tyle tytułem wyjaśnienia. A teraz drogie dzieci proponuję szybciutko pobiec do najbliższego sklepu z komiksami i zasilić konto Egmontu swoim kieszonkowym w podzięce za to, że wydaje na naszym rynku takie Komiksy ;>.

aegirr

Scenariusz: Alexandro Jodorowsky
Rysunki: Juan Gimenez
Wydawca: Egmont Polska
Format: A4, 64 stron
Cena: 17,90 zł