"Preacher"

["Preacher" tom 1: "Gone to Texas"]

"Preacher" jest jednym z tych komiksów, które pamięta się po latach jako wybitne osiągnięcie gatunku. A takie dzieła powinniśmy, jako fani, znać. Nie wierzyłem, że tak brutalny i obrazoburczy komiks znajdzie w Polsce odważnego wydawcę, ale wygląda na to, że dla Egmontu nie ma rzeczy niemożliwych. Co prawda data wydania nie jest dokładnie określona, ale wiadomo już, że będzie to jeszcze w tym roku. I najwyższa pora, gdyż będziemy mieli do czynienia z komiksem znanym na całym świecie, będącym jedną ze sztandarowych pozycji Vertigo, imprintu DC. Jego popularność jest tak wielka, że rozpoczęto prace nad ekranizacją. Oj, będą pikiety pod kinami (o komiksie dewoty mogą nie usłyszeć; a szkoda, bo nie będzie darmowej reklamy ;)

Jest to seria stworzona przez doskonały i sprawdzony duet Garth Ennis & Steve Dillon. Panowie potrafią wiele, żeby wspomnieć tu tylko takie komiksy jak Hellblazer i Punisher. Jednak ich największym i najsławniejszym dziełem jest jednak Preacher. Opowiada on o małomiasteczkowym księdzu, który przeżywa spotkanie z Genesis, istotą niemal boską. Zyskuje dzięki temu bardzo ciekawą zdolność, dzięki której udaje mu się przeżyć późniejsze zdarzenia. A jest ich wiele, gdyż wraz ze spotkaną była dziewczyną i irlandzkim wampirem wyrusza na poszukiwanie Boga. A to nie podoba się wielu osobom. Świętym i nie świętym.

[Aseface]

Jeśli fabuła rysuje wam się ciekawie to zapewniam, że później jest o wiele lepiej. Autor wprowadza wciąż coś nowego. Wprost nie można oderwać się od tego komiksu. Ennis to nie McFarlane, który ciekawie zaczął serię, a teraz rysuje kolejne numery bez żadnych nowych pomysłów. Preacher jest ich pełen. To one sprawiają, że nie przechodzimy nad kolejnymi odcinkami serii do porządku dziennego. Nowe numery wciągają, zaskakują i... szokują. No właśnie, to jest nieodłączna (ale nie najważniejsza) cecha Preachera - szokowanie. Czytaliście Pielgrzyma? Wiecie, jaki jest? Ja miałem uczucie jakby Ennis w tym przypadku się hamował. Nie dziwota, znałem Preachera. Jak to powiedział mój brat po lekturze: "Popełniłem błąd. Czytałem go przy jedzeniu."

Jednak jak już wspomniałem jest to po prostu jedna z cech tego komiksu, nie najważniejsza. Ona sama w sobie nie czyni przecież serii tak wciągającej. Bo poza wciąż nowymi pomysłami, mamy tu też niezwykle ciekawych bohaterów. Każdy z nich ma typowy dla siebie charakter, sposób zachowania, mówienia... Postacie nie zlewają się ze sobą, Nie różnią się tylko wyglądem. Każda jest inną osobą i wcale nie muszą darzyć się sympatią. Jakby tego było mało wszystkie mają coś na sumieniu, coś z przeszłości, coś co wcześniej, czy później wychodzi na jaw. W wielu przypadkach nasza ciekawość zostaje zaspokojona później niż wcześniej. I właśnie dzięki temu, że postacie są żywe, możemy identyfikować się z nimi, przeżywać to co one. To sprawia, że komiks czyta się z zapartym tchem. Ale są też spokojniejsze momenty podczas których wydaje się, że się nic nie dzieje. Dzieje się jednak dużo, gdyż wtedy poznajemy związki, jakie utworzyły się pomiędzy bohaterami. To jest druga strona Preachera - przyjaźń, miłość, a także mimo wszystko wiara w Boga.

Wyobraźnia Ennisa stworzyła nam też ciekawych antagonistów. Nie są to znane nam złe charaktery w nowej szacie. Oni są wyjątkowi. Wymienię tu choćby Saint of the Killers. Od pierwszej chwili wiemy, że nie jest to byle kto. Sama scena jego przebudzenia robi wrażenie, dając nam jednocześnie pojęcie, jak ważną jest on postacią. Wielu innych poznajemy bliżej i dowiadujemy się, że nie zawsze są tacy, na jakich wyglądają na początku. Jednak nigdy nie są to znane nam już postacie zaprezentowane w innej szacie. Oczywiście bohaterowie nie spotykają tylko aniołów i świętych, ale nawet w przypadku zwyczajnych ludzi wcześniej czy później dowiadujemy się czegoś, co czyni ich trochę mniej "zwyczajnymi". I są to rzeczy na tyle zaskakujące i oryginalne, że niełatwo jest zapomnieć odcinki, w których występują.

A wszystko okraszone jest wspaniałymi rysunkami Dillona. Jest to klasyczna, realistyczna kreska, która na początku mnie zaskoczyła. Nie jest to czymś, co często widzimy w dzisiejszych czasach, ale po przeczytaniu kilku stron nie wyobrażam sobie niczego innego. Dzieje się tak dlatego, że jego rysunki idealnie pasują do opowiadanej historii, niby fantastycznej, ale przesiąkniętej na wskroś realizmem. Realizmem biorącym się przede wszystkim z głębi postaci i ich uczuć. Dillon doskonale czuje Preachera. Jest to rysownik ze swoim własnym stylem. Jeśli go poznasz, w przyszłości patrząc na kadry innych jego komiksów będziesz wiedział, że to on.

[Jesse Custer]

Ennis zakończył Preachera na 66. numerze, co w obliczu popularności tej serii świadczy o geniuszu. Napisał to co chciał napisać i koniec. Bardzo dobrze, gdyż wymyślanie kolejnych numerów wbrew sobie nie przyniosłoby niczego dobrego (vide: Spawn). A w ten sposób mamy (na razie to Amerykańce mają) całą, zamkniętą sagę. Niezwykle ciekawą historię z postaciami, z którymi możemy się identyfikować, odrobiną czarnego humoru, więcej niż odrobiną rzeczy "tylko dla dorosłych" i świetnymi rysunkami. Nic tylko wypatrywać polskiej wersji.

hans