Drugie Warszawskie Spotkania Komiksowe
16.03.2002

Na imprezę dotarłem przed czasem, bo już kilka minut po ósmej. No cóż, pociągi nie kursują tak dogodnie, jakby się chciało. Trafiłem bez problemów - z Dworca Centralnego idzie się proooosto, marsz zajął mi raptem pół godziny. Miałem mnóstwo czasu aby się posilić i zobaczyć jak wygląda rozstawianie sprzętów w głównym hollu. To właśnie tu swoje potężne stoisko ustawił Egmont, a po przeciwnej stronie ulokował swe znacznie mniejsze stanowisko Twój Komiks. Poza tym został ustawiony stolik, przy którym sprzedawano bilety. Tu organizatorom należy się pierwsza pochwała - każdy otrzymywał zamiast biletu identyfikator, który uprawniał do wejścia na salę kinową, wystawę oraz giełdę. Takie rozwiązanie pozwalało zapomnieć o pokazywaniu biletu każdemu bramkarzowi. Poza identyfikatorem dostawało się reklamówkę z komiksami Baranowskiego! To dopiero miła niespodzianka. Podobno oprócz komiksów był również program imprezy - ja nie znalazłem, więc używałem zdartego ze ściany plakatu. Jak się okazało, reklamówka ta przydała mi się później do chowania w niej zakupionych komiksów. A było z czego wybierać, naliczyłem 20 nowości.

Zakupiwszy bilet udałem się na giełdę, która znajdowała się na szóstym piętrze! Zupełne nieporozumienie, nie wiem dlaczego nie można było usytuować jej gdzieś niżej. Owszem budynek zaopatrzony jest w windę, ale nie czarujmy się, ile osób się w niej może pomieścić? Była ona co prawda nieocenioną pomocą dla sprzedawców, ale kupujący korzystali głównie ze schodów. Sama giełda przedstawiała się mniej okazale niż w Łodzi (takich porównań nie mogę pominąć, same się nasuwają), ale nie znaczy to wcale, że była mała. Jedną z ciekawostek były koszulki m.in. z Jeżem Jerzym i Ozrabalem wyprodukowane przez Radiostację (cena 40 zł to jednak przesada).

Wszystkie spotkania odbywały się we wspominanej wyżej sali kinowej. Jest ona bardzo obszerna i nie było w niej tak duszno, jak w łódzkiej Sali Kolumnowej. Nie miała również problemu z pomieszczeniem licznych słuchaczy.

Bohaterem pierwszego spotkania był Xavier Retat, szef Twojego Komiksu. Mówił o tym, że na polskim rynku komiksowym jest w tej chwili słaby wybór, że potrzeba aby on wydał przynajmniej 300 pozycji, które będą w ciągłej sprzedaży. Jednocześnie stwierdził, że nie jest potrzebne drugie pismo typu Świat Komiksu, bo na dwa takie czasopisma nie ma miejsca. Spowodowało to poruszenie na sali - skoro jest miejsce na górę nowych komiksów, to dlaczego nie ma miejsca na nowe czasopismo? Na pytanie, czy będzie zamykał niepopularne serie odparł, że będą one nadal wydawane, ale kolejne tomy będą wychodzić rzadziej. Widać przy tym wielki optymizm dotyczący serii Michel Vaillant, której kolejne odcinki mają ukazywać się w odstępach miesięcznych. Z innych zapowiedzi wspomniany był Tintin oraz zdementowane doniesienia o Valerianie. W ogóle to Xavier często się powtarzał i właściwie niczego nie wyjaśnił. Mnie osobiście to spotkanie bardzo nudziło.

Kolejnym gościem imprezy był Papcio Chmiel. Mówił, że jest przerażony wydaniem "Księgi Zero" Tytusa, Romka i A'Tomka, gdyż miał nadzieję, że te jego nieudolne rysunki zostaną zapomniane. Nie mógł się sam sobie nadziwić, że kiedyś tak brzydko rysował. Podczas spotkania wspominał początki swojej pracy. Mówił też o księdze XXVIII, w której Tytus zaplącze się w sieć internetową.

Po Papciu pojawił się Tomek Kołodziejczak, który jak zwykle dużo mówił, ale zdradził bardzo niewiele. Powiedział, że będzie "Preacher" i "Sandman" oraz kilka pozycji z Les Humanoides Associes (m.in. "Kasta Metabaronów" - jest to już oficjalna informacja). Mówił też o planach wydania jakiejś mangi. Zapytany o współpracę z polskimi rysownikami i scenarzystami (których albumy wydaje), powiedział że układa się znakomicie. Zarzucał innym twórcom, że traktują redaktorów jak wrogów, a tymczasem powinni być partnerami. Mówił, że wydaje to, co lubi, ale nie uznaje swego gustu za absolutny, być może podobają mu się rzeczy również rzeczy słabe, kiepskie. Stwierdził, że nie ma obecnie czasu na pisanie książek.

Gwiazdą imprezy był jak zwykle Grzegorz Rosiński. Mówił, że "Lament Utraconych Ziem" przerodzi się w serię rysowaną przez innego rysownika, ale nazwiska owego twórcy nie zdradził. Zapytany, dlaczego nie przyjechał z van Hammem odparł, że Jean dopiero wrócił z podróży dookoła świata. O tej wycieczce Rosiński wspominał w zeszłym roku w Łodzi. Stwierdził, że Jean wrócił zupełnie odmieniony, tryskający świeżymi pomysłami. Po raz kolejny podniesiona została kwestia serialu animowanego. Rosiński powiedział, że prawa na jego realizację wygasły i nie będzie realizowany. Za to rozpoczęto prace nad filmem fabularnym, co również nie jest żadną nowością, bo rysownik wspominał o tym w Łodzi. 27. Thorgal będzie miał premierę w październiku, równo z grą komputerową. Estetyką ma być zbliżony do filmu "Gladiator" Ridley'a Scotta a jego tytuł to "Barbarzyńca". Następnie Rosiński zajmie się one-shotem, o którym również mówił w Łodzi. Co tu wiele pisać, Rosiński bardzo często powtarzał swoje wypowiedzi z Łodzi.
Razem z Rosińskim siedział Maciek Kocuj, który wyjaśnił kilka podstawowych spraw dotyczących karcianki Thorgal, której jest współtwórcą. Wytłumaczył podstawy mechaniki gry.

Na spotkanie z komiksologami wbrew zapowiedziom nie przybył Jerzy Szyłak. Na scenie zasiedli Adam Rusek, Wojtek Birek i K. Skrzypczyk. Poruszali ciekawe zagadnienia i wdawali się w dyskusje z publicznością. Pan Skrzypczyk nie miał większego pola do popisu, najwięcej mówił Wojtek, któremu nie można było przerwać. Jednym z wniosków spotkania było stwierdzenie, że dążenie przez współczesnych młodych twórców do rysunku realistycznego jest uwstecznianiem się, gdyż taka swobodna stylistyka, jaką prezentują jest obecnie popularna również na zachodzie i stanowi postęp w wykształceniu społeczeństwa. Między takimi mistrzami jak Wróblewski a współczesnymi polskimi twórcami powstała pewna luka, przeskok gatunkowy, młodzi nie mają swoich mistrzów.

Najciekawsze było spotkanie z Leśniakiem, Skarżyckim, Adlerem, Piątkowskim i Kowalskim. Wszyscy znaleźli się na scenie z powodu premiery swoich nowych albumów, dla wszystkich poza Kowalskim pierwszych pod szyldem Egmontu. Chwalili Kołodziejczaka, którego określili mianem profesjonalisty. Mówili że pierwszy raz mieli do czynienia z prawdziwym redaktorem, który proponował im zmiany, mówił co i dlaczego mu się nie podoba i w ten sposób im pomagał. Spotkanie było bardzo zabawne, autorzy tryskali humorem, chętnie żartowali. Ani się obejrzałem a spotkanie dobiegło końca a i tak trwało dłużej, niż zakładał to program.

Następny w programie panel wydawnictw niezależnych podobno się odbył, ale ja na nim nie byłem.

Następnie był konkurs, w którym nagrodami była góra komiksów Egmontu i Twojego Komiksu (Jak łatwo się domyśleć, były to mniej popularne rzeczy) oraz kilka Produktów. Na pytania mógł odpowiadać każdy (każdy je mógł również zadawać) i otrzymywał za odpowiedź jeden lub ewentualnie przy trudniejszych pytaniach trzy komiksy. Konkurs upłynął w wesołej atmosferze.

Podobno był jeszcze jakiś bankiet, ale nikt mnie na niego nie zaprosił, więc zaopatrzony w wielkie pudło komiksów zaraz po konkursie wsiadłem w piechtolot i dotarłem na Dworzec Centralny, skąd po dwóch godzinach odjechałem nocnym pociągiem do domu (swoją drogą - nienawidzę ruchomych schodów!).

Porównanie

Co tak naprawdę WSK miało do zaoferowania lepszego od MFK? Chyba tylko miejsce - nie było czuć takiego tłoku, jaki charakteryzuje łódzką imprezę. Było znacznie mniej spotkań, nieco mniejsza giełda, znacznie mniejsza wystawa i zupełny brak filmów. WSK zaprezentowało starą, utartą formułę. Żadnych nowych rozwiązań. Ta formuła już dawno się wyczerpała, ale jak dotąd tylko KKK zaprezentowało nowy pomysł w formie Stolika Mistrza. Jednak na wielką pochwałę zasługuje promocja imprezy - już 11. marca w Radiostacji rozpoczęły się audycje komiksowe prowadzone przez Makaka, w których gośćmi byli w poniedziałek - Kowalski, wtorek - Adler i Piątkowski, środę - Skarżycki i Leśniak, czwartek - Papcio Chmiel a piątek - Rosiński.

Nie ma co ukrywać, była to po prostu impreza Egmontu. To Egmont imprezę współorganizował i to premiery jego produktów (komiksów i karcianki) były osią wszystkich wydarzeń. Cztery z sześciu spotkań należało do Egmontu. Fakt wydania przez Twój Komiks pięciu nowych albumów wcale nie przemawia na jego korzyść - i tak był w cieniu potężnej oferty Egmontu.

Jarek Obważanek