"KKK" – czyli zrób sobie magazyn komiksowy

Logo KlubuCzytasz komiksy? Zapytam za hasłem ulotki promującej Krakowski Klub Komiksu. Interesujesz się tym trochę? A jeśli nie, czy masz na tyle otwarty umysł, żeby dowiedzieć się czegoś o nieoficjalnej jedenastej Muzie? Oto miejsce, w którym możesz poszerzyć swoją wiedzę na ten temat. Jaq zaproponował, żeby tematem inaugurującym ten cykl był tekst o magazynie "KKK". Nieskromnie postanowiłem się zgodzić, wypada się wszakże przedstawić.

 Z tej strony Michał Gałek, redaktor graficzny zacnego magazynu "KKK", redagowanego przez jeszcze zacniejszą organizację kulturalno-wywrotową Krakowski Klub Komiksu. Kulisy powstania samego klubu i wszelkich (jakże normalnych w naszym kraju) przepychanek interpersonalnych można podziwiać na naszej oficjalnej stronce internetowej www.kkkomiks.prv.pl. Tam oprócz wielu innych, niezwykle cennych i ciekawych informacji można także zamówić, wspomniane już zacne pismo. Żeby się nie powtarzać, tutaj dla odmiany opiszę kulisy tworzenia magazynu, zakładając optymistycznie, że może się to poniektórym wydać interesujące.

Najpierw fakty: magazyn "KKK" powstał w 1996 roku. Wtedy to, w czasach niezwykle prężnie rozwijającego się komiksowego undergroundu, zrodziła się idea pisma. Miało ono być po brzegi wypełnione komiksami (nieznanych jeszcze twórców); tekstami krytycznymi; dowcipami i innymi takimi. Żeby underground był pełny, magazyn był kserowany i sprzedawanym poza obiegiem. Potem, jak w komiksach o mutantach, nastąpiły diametralne zmiany. Magazyn upadł, aby, za przykładem Feniksa odrodzić się z popiołów. Z nową obsadą, nowym profilem i w nowej szacie graficznej.

Kiedy pismo zaczęło ukazywać się w druku (początkowo z czarno-białą okładką), równocześnie ruszył w Polskę, dzięki śp. księgarni wysyłkowej R.A.R. Nowa redakcja postanowiła z "KKK" zrobić pismo komercyjne: nie ograniczać się do komiksów amatorów oraz wprowadzić dział nowości z kraju i ze świata. Początki były trudne, ale ostatecznie dotarliśmy właściwie do każdego w branży. Dzięki temu materiały do magazynu rosły i w końcu mogliśmy przebierać w komiksach, puszczając tylko te najlepsze.

Ekipa KKK z Grzegorzem Rosińskim

Jednak mimo tego, że na naszych łamach pojawili się chyba wszyscy pierwszoligowi twórcy komiksu, do tej pory "KKK" cenione jest przede wszystkim za publicystykę, czyli teksty krytyczne, newsy ze świata i wywiady. Oprócz klasyków i nadziei polskiego komiksu, udało nam się także za pośrednictwem Internetu nawiązać kontakt z zachodnimi pisarzami szeroko pojętej fantastyki. Stąd w "KKK" pojawili Harry Harrison, Graham Masterton i Greg Bear, co w znacznym stopniu podniosło uniwersalność pisma, poszerzając liczbę odbiorców o fanów ich twórczości. O tym, jak ważną dziedziną kultury są komiksy za granicą, łatwo się przekonać, właśnie z wypowiedzi tych pisarzy.

W przeciwieństwie do tych panów, kontakt z Anne Rice okazał się bardziej utrudniony. Na prośbę przeprowadzenia wywiadu z autorką "Wywiadu z Wampirem", otrzymaliśmy profesjonalną odpowiedź od jej rzeczniczki, że zanim podejmie decyzję chciałaby poznać status pisma i orientacyjną liczbę czytelników. Kiedy podaliśmy te informacje, wymigała się brakiem czasu (z czym się zresztą liczyliśmy, będąc urodzonymi pesymistami). Zastanowiło nas jedynie, kiedy status pisma pozwoli dostać się do twórców tej klasy. Bowiem kilka tygodni później, z zaskoczeniem dostrzegłem w kiosku nowy numer, bodajże "Vivy", z dużym ANNE RICE na okładce. Jednak zamiast spodziewanego wywiadu, wewnątrz znalazłem tylko tekst o autorce. Wynika z tego, że nawet "Viva", nie może sprostać wymaganiom pani Rice, co jest w zasadzie dla nas komplementem.

Z twórcami komiksowymi spoza kraju, kontakt jest jeszcze trudniejszy, jako, że ciągle zmieniają adresy mailowe, chyba w obawie przed nachalnymi fanami. Mimo, że przebiliśmy się przez pierwszą linie obrony Marvela (największego potentata komiksowego w USA), do wywiadu z Joe Quesadą (naczelnym), jak na razie nie doszło. Natomiast twórca kultowego "Spawna", Todd McFarlane odparł, że owszem, ale mamy numer 15 w kolejce. Da nam znać, jak będziemy pierwsi. Było to jakieś pół roku temu, widać zapracowany człowiek.

Z Polakami jest łatwiej, jako, że wszystkich znamy osobiście, ale niestety większość z nich nie korzysta intensywnie z Internetu, co zmusza do robienia wywiadów metodą klasyczną. Owszem, jest to miły i często bardziej wiarygodny sposób, ale stwarzający wiele kłopotów w tzw. postprodukcji. Najpierw kaseta z treścią wywiadu trafia do jelenia (tj. ochotnika :), który zgodził się go przepisać ze słuchu. Potem tekst zostaje poddany kilku(nastu) korektom, które ograniczają jego rozmiary, o 2/3 – jako, że jest przeróbką ze słowa mówionego na pisane. Tak zredagowany materiał zostaje wysłany do wywiadowanego, który wprowadza poprawki konieczne do autoryzacji. I wtedy zaczyna się zabawa! Często oznacza to bowiem masakrowanie puent, wycinanie bluzgów i różnych niedżentelmeńskich podjazdów, stanowiących smaczki tekstu. Zdarzało się i pisanie odpowiedzi powtórnie, w nowej, ugrzecznionej formie.

I tu w zasadzie można przejść do samego składu pisma, bo autoryzowany tekst musi jeszcze być efektownie podany. Zazwyczaj staramy się ozdobić wywiadu zdjęciem wywiadowanego i jakimiś niepublikowanymi ilustracjami z dzieł, które stworzył. Dorzucamy też zazwyczaj komiksografię, która posłuży fanom do skompletowania kolekcji.

Sam skład pisma, robiony jest w zasadzie na Okładka nowego numeru KKKjednym komputerze, w domu redaktora naczelnego czyli Janka Korczyńskiego. Tutaj czyszczone są ilustracje, wysyłane maile i sam montaż wszystkiego do kupy. Podstawową wadą pisma nie przynoszącego zysku, jest ograniczenie kosztów do minimum i niepłacenie autorom. Powoduje to czasem dosyć luźny stosunek twórców do naszych deadline’ów i często dopiero po kilku mailach i telefonach z pogróżkami, dostajemy materiały na czas. Ponieważ my także nie robimy tego dla pieniędzy (jeno dla chwały nieśmiertelnej :), nasz naczelny musi częstokroć przywołać co poniektórych do porządku. Najczęściej wpada do klubu i krzyczy: ty miałeś przepisać wywiad i nie szkodzi, że do następnego numeru; ty miałeś dać obrazki, a ty skończyć ten komiks, bo nie pójdzie. A ty, Michał (to do mnie), zarezerwuj sobie najbliższy tydzień na pracę przy komputerze u mnie.

Bo tak naprawdę, to montaż gotowego materiału to chwila, ale wywalczenie go i poprawki zajmują całą wieczność. A to, nie raz, i nie dziesięć zmusza twórców "KKK" do zastanowienia się nad sensem całego przedsięwzięcia. Jednak póki co, dajemy radę i nawet próbujemy wejść do Empików, czego szczerze nam życzcie :)

[Mike the X-Pert]
From da KKK